Leciutko podpieram się o drewniane drzwiczki obszernego boksu, pilnując ich ewentualnego, nieproszonego otwarcia. Machinalnie, mimo utrzymywania ciepła poprzez schowanie dłoni do kieszeni, wyciągam jedną z nich w stronę smukłego, końskiego pyska. Z uśmiechem na ustach przyglądam się przewyższającej mnie wzrostem klaczy, od krótkiego momentu wydmuchującej ciepłe i niesamowicie przyjemne powietrze prosto w środek mojej dłoni. Nie zajęło jej zbyt długo odszukanie wśród mojej odzieży kawałków pokrojonej marchwi, zagarnąwszy moją uwagę jednocześnie na tyle, bym niemalże zapomniała o niepodważalnej obecności szatyna. Szybko karcę się jednak w myślach i przenosząc na niego wzrok, unoszę delikatnie kąciki ust ku górze.
- Właściciele prosili, żebyś odebrał jakieś pasze ze sklepu. – Wyciągam otrzymaną od nich złożoną, zapisaną karteczkę i podaję mężczyźnie. Uśmiechamy się obydwoje nieco szerzej, gdy nieopatrznie stykamy się opuszkami palców. Muszę przyznać, że największą sympatię wzbudza we mnie, gdy tak urokliwie się szczerzy. – Mam co do tego... propozycję.
Przerywa mi jego krótki, nieco kpiący śmiech.
- Nie do odrzucenia?
Przewracam tylko oczami i częstuję wierzchowca ostatnim kawałkiem warzywa.
- Potrzebuję kupić sobie fajki. – Zniżam nieznacznie głos, choć wciąż rozmawiamy dosyć głośno. – Zapewniam, że jestem świetną towarzyszką i będę miała u ciebie dług dozgonnej wdzięczności…
- Chyba nie mam innego wyjścia? – Rzuca mi krótkie, rozbawione spojrzenie, klepiąc na odchodne muskularną, końską szyję. Niespodziewanie kładzie swobodnie jedną z dłoni na moje ramię i subtelnie kieruje mnie na wyjście. Zrozumiawszy aluzję, przelotnie tylko jeszcze głaszczę chrapy klaczy, dając się wyprowadzić z boksu. Domykając drzwiczki, oddaje mi nieco większą przestrzeń i oddala się na odległość większą, niż do tej pory. W drodze do pokoju wspólnie szybko ustalamy, że im szybciej wyjedziemy, tym lepiej. Nieprzespana nocka daje mi jednak powoli w kość i kiedy znajdujemy się we wspólnych, czterech ścianach, zamiast usiąść na łóżku w celu poprawienia pomadki, kładę się na nim wygodnie i szczelnie zakrywam poduszką. Na całe szczęście, nikt nie zamierza podnosić mnie na równe nogi. Przynajmniej z początku. Odpoczywam więc przez dobre kilka, długich minut, podejrzewając zresztą, że niewiele brakowało mi wówczas do całkowitej euforii.
- Masz łaskotki?
W odpowiedzi mruczę niemrawo i dociskam poduszkę mocniej do swojej głowy, jakby licząc, że odizoluje mnie to od całej reszty otoczenia. Czuję jednak, jak spory materac ugina się po mojej prawej, a do moich nozdrzy dociera przyjemny zapach męskich perfum.
Bez zbędnych zapowiedzi dłonie Harry’ego znajdują się nagle po moich bokach, szybko doprowadzając mnie do nagłego napadu śmiechu.
Ostateczny efekt został zapewne osiągnięty, bowiem na wskutek tej nagłej napaści podniosłam się do siadu i obrzuciłam chłopaka rozeźlonym spojrzeniem, mimo tego, że wciąż musiałam wyrównywać oddech po spazmatycznym chichocie. Okazało się, że moja krótka chwila relaksu była dłuższa, niż śmiałam podejrzewać – szatyn zdążył się przebrać i właściwie wyglądało na to, że był już gotowy do wyjścia.
- Pięć minut – mamroczę w końcu, gdy w mojej głowie ponownie zakiełkowała myśl o zakupie papierosów. Bez zbędnych już zachęt ze strony współlokatora podnoszę się, poprawiam swój wygląd do względnej doskonałości i z zadowoleniem stwierdzam, że założenie szpilek dodało mi wzrostu równego prawie żuchwie mężczyzny. Tym razem ja popycham go za drzwi, zabrawszy z pokoju wszystko, co wydawało mi się na tę chwilę niezbędne.
Początkowo droga minęła nam we względnej ciszy. Za niemą zgodą ówczesnego towarzysza, udało mi się włączyć radio, odnaleźć prawie że odpowiednią stację i pomarudzić na powtarzalne do granic możliwości reklamy. Nie miałam pojęcia, nad czym tym razem mężczyzna się zastanawiał, ale jedno było pewne – nie byliśmy jakoś szczególnie wylewni i chętni do zamienienia dyskusji dłuższych, niż liczących kilka zdawkowych odpowiedzi. Podczas gdy on sprawnie prowadził samochód, ja opierałam głowę o chłodną, delikatnie zaparowaną szybę, czując, że zapamiętanie drogi może okazać się przydatne w wypadku samodzielnej wędrówki po używki wszelkiego rodzaju. Zerknęliśmy na siebie przelotnie w pewnym momencie, gdy zatrzymać musieliśmy się na długich światłach.
Muszę przyznać, że mężczyzna jest przystojny i wpisuje się we wszystkie wymagania, spełniając absolutnie całość wygórowanych kryteriów. Gdyby nie to, że nie miałam tego w zwyczaju, a sytuacja wydawać mogłaby się niezręczna, mogłabym siedzieć i wpatrywać się w niego niczym w obrazek. Poważne, także i wówczas nadające mu dorosłości rysy twarzy, łagodził dopiero jego olśniewający, ciepły uśmiech. Niedbale zaczesane ku górze włosy sprawiały wrażenie miękkich, a mnie dosłownie korciło od środka, by ich dotknąć.
- Zgodnie z obietnicami, współlokatoreczko. – Szczerzy się szatyn, zaparkowawszy pojazd pod jakimś niezbyt dużym, ale dziwnie przytulnym sklepem. W myślach błądzę już wzrokiem między kolorowymi paczkami owiniętego w bibułki tytoniu, gdy opuściwszy samochód, nie kłopoczemy się z zabraniem choćby małego koszyka.
Po wejściu skręcam w lewo, zgrabnie oglądając dokładnie wypełnioną produktami alejkę. Podejrzewam, że powrót ze sklepu tak doborowym środkiem transportu zdarzyć może się w bliżej nieokreślonej przyszłości, więc przyglądam się ze sporą rozwagą.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? – Mruczy mi nad uchem Harry, na co skinam tylko głową. Mimo braku konkretnej, pewnie zadowalającej go bardziej odpowiedzi niż od tej otrzymanej, szatyn wciąż postanowił mi towarzyszyć i dzielnie brnąć w głąb sklepu. Uśmiecham się wreszcie szerzej, na widok poszukiwanego działu.
- Co powiesz na kulturalny wieczór z winem? - Unoszę szklaną butelkę, przypatrując się tańczącej w środku cieczy. – Albo nieco mniej kulturalny?
- Wyglądam na obojętnego?
- Nie. – Przyznaję, mocniej chwytając trunek, by przez nieopatrzność nie wyślizgnął mi się z drobnej dłoni. – I chyba powinno mnie to niepokoić.
Mężczyzna prycha tylko, posławszy mi wymowne spojrzenie, by wkrótce pokierować naszymi krokami do kasy. Albo w ciągu tygodnia zdążył zaszczycić miejscowe lokacje nad wyraz często, albo miał lepszą orientację w terenie, niż ja.
Przed nami w kolejce znajduje się tylko starszy człowiek. W normalnych warunkach pewnie byłabym nieco zniecierpliwiona, choć stojąc z nienagannym uśmiechem na ustach, ale tymczasem, dzięki obecności ledwo co poznanego towarzysza, wydawało mi się nagle, że w zasadzie nigdzie mi się nie spieszy.
Może poza pierwszą jazdą w Akademii, do której na całe szczęście, miałam jeszcze całkiem sporo czasu.
- Dowód poproszę. – Oznajmia stojąca za ladą kobieta, po uprzednim skasowaniu trzech paczek wybranych przeze mnie papierosów i butelce wina. W zasadzie podejrzewałam, że sprzedawczyni może nabrać podejrzliwości. Postanawiam szybko improwizować, mając nadzieję, że mężczyzna nie będzie miał mi tego za złe.
Teatralnie przeszukuję kieszenie spodni, zaraz po tym, jak rzekomo nie spodziewałam się nieodnalezienia dowodu w portfelu.
- Kochanie, chyba zapomniałam zabrać go z samochodu… - Wzdycham cicho, wtuliwszy się w bok szatyna, mając nadzieję, że udało mi się w swoim spojrzeniu zawrzeć równie mocno wyreżyserowaną dawkę miłości. – Podasz pani swój?
Kochanie? 8)
1041 słów = 6 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)