Strony

wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Irmy Do Jason’a

Pierwsze kilka dni nauki i zapoznawania szkoły, były dość ciężkie… Wciąż się gubiłam i czasami spóźniałam się na lekcje, bo korytarze mi się ciągle mieszały; Dostałam konia do jazdy, na którym miałam się uczyć. Dostałam akurat tego konia, co mi wpadł w oko już pierwszego dnia, czyli Severusa! Cieszyłam się, bo bardzo lubiłam tego konia. Jeśli chodzi o nowe znajomości, to z nikim się nie zaprzyjaźniłam, czy też zakolegowałam… Po prostu się bałam. Czułam się inna i wolałam przebywać sama chodząc i oglądając przyrodę, czytając, ucząc się, bądź patrzyłam się co robi Severus na pastwisku.
Doskwierała mi samotność, lecz strach i nieufność w stosunku do innych sprawiła, że cały czas byłam sama. Może jestem zamknięta w sobie i po prostu tak mi wygodniej? A może boję się z kimś zaprzyjaźnić, bo nie chcę stracić kolejnych, bliskich mi ludzi tak jak w moim kraju… Możliwe.
Zdążyłam już odrobić lekcje i stałam właśnie oparta o jeden z płotów i patrzyłam jak Severus skubie sobie spokojnie trawę. Był taki spokojny… Było arę minut po godzinie dwunastej. Miałam teraz czas wolny. Zaczęłam błąkać się w swojej pamięci, próbując wyobrazić sobie moich biologicznych rodziców… Tak bardzo mi ich brakowało! Mam zawsze ciepło się uśmiechała i się śmiała. A tata zawsze był opanowany lecz uwielbiał żartować i czasami denerwował tym mamę… Jednak zawsze mu wybaczał i zawsze wszystko kończyło się śmiechem. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Jednak pewnego dnia, to się zmieniło… Tylko ja i moja siostra, przeżyłyśmy wypadek samochodowy.
Nasi rodzice zginęli na miejscu. Ja z siostrą natomiast, leżałyśmy przez dwa tygodnie w śpiączce. Później była rehabilitacja i psycholog, ale co oni mogą wiedzieć o stracie rodziny?!!! CO?!! Nic nie wiedzą a starają się nam wciskać jakiś kit! Nie wiedzą jakie to uczucie… Uczucie samotności i bezradności.
Nagle z rozmyśleń wyrwało mnie szczekanie psa. Nagle jakbym się ocuciła i pojrzałam za siebie. Zobaczyłam dużego psa, który siedział za mną i się na mnie patrzył. Po chwili szczeknął jeszcze raz lecz nie było to agresywne szczekanie. Przez chwilę stałam jak kołek i się na niego patrzyłam, jakbym próbowała odgadnąć, co on robi w moim świecie, w którym przed chwilą jeszcze się znajdowałam, lecz gwałtownie wróciłam do rzeczywistości.
Podeszłam do niego w końcu, przykucnęłam i pogłaskałam go po dużej i włochatej głowie. Zamerdał ogonem. Była zadowolony, że ktoś poświęcił mu uwagę. Wtedy się zorientowałam, że mam łzy w oczach i spływały mi po policzkach. Jednak nie miałam sił ich zetrzeć… Głaskałam olbrzyma nadal, po miękkiej sierści, gdy nagle usłyszałam czyjś głos:
- Ma na imię Monti – powiedział męski głos.
Odwróciłam się niemal natychmiast, jakbym się przestraszyła i spojrzałam na chłopaka, który stał troszkę dalej od nas. Szybko starłam łzy z wciąż zdziwionych oczu i odpowiedziałam:
- Em… Dzięki – powiedziałam nieco nieśmiało i nerwowo zarazem. Nie wiedziałam jak się zachować. Tak dawno z nikim nie rozmawiałam, że czułam się teraz jak jakaś kosmitka, gdyż nie potrafiłam rozmawiać z ludźmi tak jak kiedyś… Gdy rodzice jeszcze żyli i wszystko było dobrze.

< Jason? Popiszemy razem? :3 >
PS: Też uwielbiam The Walking Dead xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)