Strony

niedziela, 4 września 2016

Od Vivian C.D Noaha

Patrzyłam się na niego, jak oniemiała. Zamarłam w bezruchu, prawie zapominając o oddychaniu, wybałuszając z niedowierzania oczy. Czy on powiedział to, co usłyszałam?! Czy to tylko podsunęła mi moja zbyt wybujała fantazja? Nie, nie może tak być, gdyż po wypowiedzeniu tych słów, Noah położył swą dłoń na mym policzku, wpatrując się w moje oczy, niezwykle wymownie, jakby czekał z niecierpliwością na moją reakcję. Słowa, które tak bardzo chciałam wypowiedzieć, ugrzęzły mi w gardle. W dalszym ciągu napawałam się tym niespodziewanym wyjawieniem uczuć, które sprawiły, że czas dla mnie w tamtym momencie się zatrzymał.
- Ja pie*rzę.- próbowałam się ocknąć z transu.- Też Cię kocham, Noah.- oplótłszy rękami jego szyję, przybliżyłam się mocniej do niego.
Uśmiechnęłam się i delikatnie, choć długo, całując go w czoło, czułam gdzieniegdzie kosmyki jego ciemnych włosów. Masowałam go delikatnie po karku, tworząc palcami kółka na jego skórze. Chłopak trącił mnie nosem w policzek, a na samo muśnięcie mnie wargami po szyi, przeszedł mnie piorunujący dreszcz. Jeszcze nigdy w swoim życiu tak się nie czułam… Gdy byłam młodsza miałam jakiś chłopaków, lecz równie szybko, jak nasz związek się zaczynał, szybko się również kończył z ich powodu. Po paru nieudanych próbach po prostu olałam płeć przeciwną, stwierdzając, że chyba nie jestem stworzona do miłości. Z Noah’em było inaczej, a prąd przechodzący przez moje ciało za każdym razem, gdy mnie dotykał, mówił sam za siebie. W dodatku, jako jedna z nielicznych osób, mnie rozumiał, a przede wszystkim- tolerował. Nie byłam typem osoby, którą każdy lubi, a wręcz przeciwnie- właściwie każdy nienawidzi. Więc byłam pełna podziwu dla niego, że wytrzymał ze mną codziennie, 24h na dobę, za co już dawno urósł w moich oczach.
Oboje byliśmy bardzo zmęczeni ostatnimi dwoma dniami, więc nawet nie wiem kiedy, wtuliłam się w jego ramiona, opierając mu głowę w zagłębieniu szyi, które było moim ulubionym miejscem, i zasnęłam spokojnie. Ciepło jego ciała wraz z jego zapachem wymieszanym z alkoholem, utuliły mnie do snu, w którym nie musiałam przejmować się, jakie będziemy mieli konsekwencje za zniknięcie z Akademii na cały dzień. Noah otulił mnie swoimi rękami w pasie i razem ze mną oddał się we władzę Królowej Snów.
Obudziły nas ćwierkania ptaków połączone z wściekle rażącymi promieniami słońca. Zmrużyłam oczy, przysłaniając je ręką.
- Ku*wa…- jęknęłam z bolącą głową, w dodatku wściekła, że ktoś miał czelność naruszyć bańkę przyjemności, w której jeszcze parę sekund temu się znajdowałam. Noah, na dźwięk mego głosu, również drgnął.- Zaraz normalnie powybijam te ptaki, co do jednego.- mruknęłam z niezadowolonym grymasem na twarzy, na co chłopak wybuchnął śmiechem i przetarł jeszcze senne oczy.
- Dzień dobry, mały złośniku.
Głowa samoczynnie opadła mi na jego ramię, a ja warknęłam niezadowolona z całego obrotu tego poranka. Ja powinnam jeszcze spać, w jego objęciach, w których było mi tak chol*rnie cudownie, a te ptaszyny, niewdzięczne, którym w zimie wywieszałam jedzenie, odebrały mi tę przyjemność. Chłopak rozbawiony, cmoknął mnie delikatnie w czubek głowy, masując delikatnie przy tym skrawek ciała, na którym odwinęła mi się bluzka.
- Chyba musimy iść… I tak już sobie nieźle nagrabiliśmy.- stwierdził Noah, który, sadząc po jego głosie, również nie był zadowolony, że czas wolny dla nas się skończył.
Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał 4:33… Cudownie, nie wiem, czy spaliśmy nawet dwie godziny, bo w sumie wczoraj tak jakby… Straciłam rachubę czasu.
Zeskoczywszy z drzewa, udaliśmy się przed siebie, by odszukać jakoś drogę powrotną do Domu Akademickiego, do którego, mieliśmy nadzieję, nie było daleko. Oboje milczeliśmy, rozglądając się dookoła, co jakiś czas tylko któreś z nas mówiło, w którą stronę powinniśmy się udać (wiadomo, które z nas miało lepszą orientację w terenie i, które częściej się odzywało…). Każde z nas myślami było jednak gdzie indziej. Tak bardzo chciałam znów wrócić do poprzedniej nocy, która nie wiadomo, kiedy nadejdzie. Znów chciałam być blisko niego, zatracić się w Noah’u. Czułam się w dalszym ciągu nienasycona, chcąc nadrobić wszystkie lata swojego życia bez niego u boku. Wsunęłam ostrożnie mą dłoń w jego, czując jak zaciska on na niej swoje palce. Po chwili zatrzymaliśmy się, robiąc przerwę na trwający całą wieczność pocałunek. Gdy oderwaliśmy się od siebie, Noah zaśmiał się lekko.
- Jeszcze chwila, a nie wrócimy na kolację…
Tak więc nie robiąc więcej przystanków, szliśmy dalej. Czas nam się dłużył, gdyż każde, dosłownie każde drzewo wyglądało identycznie. Kiedy już prawie traciliśmy nadzieję na szczęśliwy koniec tej wyprawy, ujrzeliśmy małe padoki. Była godzina 6:45, więc każdy był już na nogach. Szliśmy dalej, czując na karku złość kadry i surową karę, jaką nam dadzą…

Noah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)