- Dokąd jedziemy najpierw?- zapytała mnie dziewczyna.
- według mnie najlepiej by było jakimiś polami na plażę a potem wrócić do akademii drogą prowadzącą obok wsi-zaproponowałem.
- Możemy tak zrobić- zgodziła się Irma.
Rzeczywiście zrobiliśmy tak jak powiedziałem. Kiedy jechaliśmy sobie
polną drogą naprzeciw nam wyskoczył mały zajączek a następnie uciekł i
schował się w gąszczu. Klejnot klejnot nie obyło się bez kilku
wierzgnięć w wyniku których wylądowałem na ziemi.
- Nic ci się nie stało?- zapytała Irma.
-Nie-odrzekłem.
Poruszyłem każdą kończyną, aby sprawdzić czy na pewno jestem cały. Całe szczęście nic mnie nie bolało.
-Czy on zawsze musi taki być?-szepnąłem.
-Niesforny konik- zwróciłem się do Klejnota.
Dosiadłem wierzchowca. Nagle moim oczom ukazał się jakiś koń biegnący przez Pola. Był to srokacz.
-Stój-szepnąłem do Irmy.
-O co chodzi?- dziewczyna zatrzymała wierzchowca.
-Widzisz tamtego konia?-wskazałem palcem gęstwinę.
Tym razem koń pasł się w niej.
-Jest piękny...- powiedziałem do siebie.- Ale nie mówmy o nim nikomu, bo
lepiej mu będzie na wolności. Dobra?- zwróciłem się do Irmy.
<Irma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)