Strony

niedziela, 27 listopada 2016

Od Lily C.D Irmy

Ech... chyba pora wstać... Kardiomonitor cichutko pikał gdzieś z boku. Ile to jest wysiłku otworzyć oczy i się przebudzić? Pewnie dla wielu mało. Ale kto powiedział, że ja jestem "Wiele"? Po kilku próbach się w końcu udało. Lecz za długo to nie miałam tych oczu otwartych, gdyż rażący kolor ścian zmusił je do przymknięcia. Starałam się poruszyć, ale... Po prostu nie mogłam. W gardle czułam tylko suszę i nic więcej. W kącie zobaczyłam pielęgniarkę, zmierzającą w moją stronę.
-Cześć, jak się czujesz?- miły dla ucha dźwięk głosu. Nie był ani przesłodzony, ani zbyt zimny. Był w sam raz. Nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Jedynie ujrzałam na stoliku wodę i wyciągnęłam w jej stronę rękę. To było za mało. Stała za daleko. Kobieta widząc to podała mi szklankę z płynem. Poczułam jak woda obmywa moje dosyć dawno jak na mnie nie używane narządy. Od razu lepiej.
-Szczerze to nie najlepiej. Wszystko mnie boli.- kontynuowałam przerwany temat.
-Nie dziwię się. Otwarte złamanie nogi i dwóch żeber. Dodatkowo wstrząs mózgu. Mogłaś uważać bardziej.
-Cóż... Nie co dzień jest śnieg w Miami.
-Twoje koleżanki i rodzice czekają. Wpuścić?
-Jasne!- poderwałam się do pionu. Kobieta otworzyła drzwi. Do pokoju jak szalone wbiegły dziewczyny z rodzicami.
-Lil... Nie strasz nas proszę więcej. My przyjeżdżamy w odwiedziny a ty lądujesz w szpitalu...- dlaczego od mojej matki bije taki spokój? To szczerze, aż nie naturalne. Biedna Ashley została w domu z babcią. Szkoda. Muszę jej podziękować za stypendium. Może się przy okazji jeszcze bardziej wkurzy? Zacny plan. Jeszcze dzisiaj jej prześlę listem poleconym. Po kazaniu jaka to ja znowu zła i nieostrożna oraz wielkim pożegnaniu moi opiekunowie opuścili budynek w celu udania się na lotnisko na samolot powrotny. Tia niestety też musiała wracać.
-Pa siostro. Pisz do mnie jak najczęściej i uważaj na siebie.- Irma zamknęła trzynastolatkę w uścisku rąk.
-Żegnaj Tia. Następnym razem przyleć w lecie. Pokąpiemy się w jeziorze.- choć nie mogłam aż na tyle jej przytulić co Ir, nadal mogłam używać słów.
-Pa dziewczyny, będę tęsknić.- i tak opuściła nas z opiekunami obu dziewczyn. Jeszcze moja przyjaciółka wyszła się pożegnać z starszymi i wróciła do mnie.
-Jak Moon?- spytałam.
-Słabo z nią. Nie chce jeść i nie pozwala do siebie się zbliżać.- przyznała. Przynajmniej szczerze i chociaż ona jedna potrafiła nie owijać w bawełnę.
-Nie... Błagam.... Muszę tam wrócić.- Moon potrafi sobie zrobić wszystko. Jeżeli ktoś jej nie pomoże to się źle skończy. -Gdzie jest teraz?
-W boksie. Obrażeń jako takich nie ma przynajmniej.
-Jedno szczęście...

Irma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)