Obudziłam się po dwóch godzinach, a obok mnie siedział Otetiani i moje dzieci... Natomiast ja leżałam w objęciach Daniela. Po chwili i on się obudził...
- Żabko, wstałaś już? - mówiąc pocałował mnie...
- Tak... przepraszam - powiedziałam
- Za co? - spytał
- Że uciekłam... Ja.. zrozumiem jeśli nie chcesz mnie widzieć ... - powiedziałam
- Głuptas z ciebie? Kocham cię nad życie i nikogo tak nie pokocham - powiedział
Uśmiechnęłam się słabo do niego i spojrzałam na nasze dzieci...
- Jak je nazwiemy? - spytał
- Mam już imiona dla całej czwórki... Winnetou, Nscho-tschi, Chandrika i Hiresh - powiedziałam
- Piękne imiona, ale co one oznaczają? - spytała
- Winnetou znaczy Płonąca Woda, Nscho-tschi Piękny Dzień, Chandrika Księżyc, a Hiresh oznacza Król kamieni szlachetnych... Są to Indiańskie imiona... - powiedziałam
Danielowi się spodobały te imiona, a Otetiani kazał mi jeszcze odpoczywać. Daniel podawał mi po kolei nasze dzieci bym mogła się z nimi przywitać... Uśmiechnęłam się do tygryska... Po dniu odpoczynku Otetiani pomógł nam wrócić do Akademii, gdzie wszyscy mnie przywitali, lecz nie chciałam widzieć Abihraja... O wiele bardziej wolałam Otetianina, który bardzo nam pomagał, nawet Daniel bardzo go polubił. Bardzo nam pomagał przy dzieciach i planowaniu ślubu... Rodzice też nam pomagali... Otetiani zaproponował nam, że na czas ślubu i wesela zajmie się dziećmi. Byłam mu wdzięczna jak i Daniel. Daniel zamówił salę, jednak uznaliśmy, że ślub odbędzie się na łonie natury, więc sala została odwołana. Ślub miał się odbyć na plaży koło Akademii. Pojechaliśmy z Danielem wybrać zaproszenia... Jeszcze na świadków musieliśmy się zdecydować, kto nimi zostanie... Na początku pomyślałam o Otetianim, lecz jednak odmówił, gdy się go spytałam, mówiąc, że nie za bardzo rozumie to. Więc padło na... Esmeraldę i Thomasa. Postanowiłam ubrać na nasz ślub ślubną suknie matki. Trochę się posprzeczaliśmy o to jak powinien wyglądać on, jednak zgodził się na ślub po Indiańsku...
- Ale... jak on wygląda? - spytał
- Indiańska tradycja nie przewidywała możliwości ponownego zawarcia małżeństwa. Wziąć indiański ślub to tak, jakby podpisać kontrakt na całe życie. Jedynym odstępstwem od reguły stanowił przypadek, gdy wdowę wydawano za brata jej męża. Do zawarcia małżeństwa konieczna była zgoda rodziny panny młodej, a czasem dodatkowo również osoby duchownej. Na znak połączenia rodzin pan młody oraz mężczyzna z rodziny panny młodej najczęściej "brat" wymieniali prezenty. Narzeczony mógł także pomagać w okresie narzeczeństwa przyszłym teściom w prowadzeniu domu, dostarczać jedzenie lub inne dary. Wiązało się to jednak z ostateczną aprobatą kandydata na męża. Bowiem po przyjęciu darów narzeczona nie mogła wycofać się z danego słowa.Specjalnej procedury wymagało wybranie małżonki dla szamana. Szaman nie mógł poślubić wdowy lub rozwódki. Z racji ważnej funkcji pełnionej przez niego w plemieniu wybranka musiała być dziewicą i cieszyć się wielkim szacunkiem wśród mieszkańców. Żona szamana to jedna z najważniejszych osób w całym plemieniu. Zdarzało się bowiem, że musiała przejąć obowiązki męża w przypadku jego nagłej śmierci lub choroby/Ceremonia zaślubin ma ściśle określony przebieg. Państwo młodzi ubrani są w niebieskie stroje, które symbolizują ich dawne życie i dotychczasowe doświadczenia. Przy ich boku stoją matki, które trzymają prezenty, były to zwykle skóry, futra lub pledy, które młodzi wymieniają między sobą. Następnie małżonkowie piją z jednego naczynia napój zrobiony z kukurydzy. Po opróżnieniu waza musi być zbita, a jej kawałki zwrócone matce naturze. Na koniec uroczystości młodą parę okrywa się białym pledem, co oznacza to, że od tej chwili tworzą jedność. Podróże poślubne w przypadku tradycji indiańskich nie są raczej popularne, ale istniało za to coś, co można by porównać do znanego nam miesiąca miodowego. Mianowicie po ślubie rodzina pary młodej starała się stworzyć im przez jakiś czas jak najdogodniejsze warunki, aby młodzi mogli się sobą nacieszyć. Z drugiej strony państwo młodzi muszą zyskać aprobatę wśród mieszkańców i niejako podzielić się swym szczęściem obdarowując wdowy i dzieci drobnymi prezentami. - wyjaśniłam mu, a on spojrzał na mnie oszołomiony, na co ja się uśmiechnęłam.
< Daniel?? Tobie zostawiam opisanie ślubu tygrysku ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)