Całe pomieszczenie skąpane było w mroku. Drogę do krzesła oświetlała mi
jednakże choinka, zresztą kilka tygodni wcześniej przyniesiona do pokoju
przez Collin'a. Siedząc na drewnianym stołku, podpierałam się
delikatnie łokciami o blat stoliczka, wsłuchując się równocześnie w
ciszę, która panowała dookoła mnie. Słyszałam jedynie pochrapywania
jednego z lokatorów i oddech drugiego, który zbudzony przez moje nagłe
wtargnięcie, zmagał się z bezsennością. Zresztą nie tylko on - mój
organizm, który wcześniej skłonny był uśpić mnie już w pokoju
Aleksandra, tym razem nieco mnie zawiódł, kiedy to faktycznie
potrzebowałam małej dawki odpoczynku. Tymczasem siedziałam wpatrzona w
małe, świecące drzewko, obserwując, jak lampki zmieniają co kilka sekund
swoją kolorystykę. W jednej z bombek ujrzałam swój wizerunek - na
pierwszy rzut oka zmęczony, jakby spragniony wręcz kilku nawet
niewygodnych poduszek, na których tylko mogłabym ułożyć swoją z lekka
ociężałą głowę. Włosy nieco straciły ze swojego ładu, nieco kręcąc się
przy końcówkach, a oczy jakby straciły dawny blask, który mogłam
zaobserwować u siebie każdego poranka. Szybko stwierdziłam więc, że nie
pozostało mi nic innego, jak zebrać w sobie ostatki sił i podnieść się,
aby chwilę później powolutku dotrzeć do łazienki, starając przemieszczać
się tak, aby nie zwrócić swoimi krokami większego zainteresowania.
Lekko unosząc obolałą kończynę nad podłogę, w końcu szczęśliwie dotarłam
do umywalki, gdzie już bez większych problemów zrzuciłam z siebie
ciężar całego dnia. Nie brakowało mi na tamten dzień wrażeń, zwłaszcza
kiedy dowiedziałam się, że przez moją "niezależność" mogę doprowadzić do
tego, że konieczna będzie operacja... Na samą myśl o ewentualnym
zabiegu przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze, a w dodatku w głowie
nie mieściło mi się, jak mogę szczęśliwie spędzić kolejne dni bez
zaglądania do stajni, do której wejście miałam na wyciągnięcie ręki.
Pocieszał mnie jedynie fakt, który mimowolnie wymuszał na mnie delikatny
uśmiech - dzięki zapewnieniom Aleksandra byłam pewna, że zajrzy do mnie
dnia następnego.
Niestety letnia woda nie poprawiła w żadnym stopniu mojej chęci pójścia
grzecznie spać. Wyglądałam jedynie nieco lepiej, już nie jak zwłoki, a
jak osoba, która po prostu nie czuje się najlepiej, co nie odbiegało
zbyt daleko od prawdy. Miałam wrażenie, że albo na tyle uodporniłam się
na ból, albo straciłam całkowite czucie w uszkodzonej kończynie,
zwłaszcza w okolicach kostki. Ciągnąc więc jakby nogę za sobą,
usadowiłam się jak najwygodniej tylko umiałam pod ścianą, która wydawała
się być najlepszym miejscem, pod jakim mogłam przeczekać ciężką noc.
Właściwie to nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego nie doczołgałam się
kilka kroków dalej - mogłabym się wtedy położyć na ciepłym łóżku, a
jednak zdecydowałam pomęczyć się pod zimną ścianą, jedynie tępo
wpatrując się w naprzeciwległą ścianę.
Do głębszych refleksji zmotywowała mnie krótka wymiana zdań z
Aleksandrem. Sposób w jaki opowiadał o swojej rodzicielce sprawił, że
poniekąd pożałowałam niektórych decyzji, które udało mi się podjąć w
życiu. Mimo, że wypadek mojej matki zdażył się kilkanaście lat
wcześniej, poczułam jakby żal, że wszystko nie potoczyło się tak, jakbym
tego chciała. Zdecydowanie wolałabym pałać do rodzicielki taką
miłością, jaką zauważyłam przez ułamek sekundy u bruneta. Chciałabym
mieć ją przy sobie, w każdej chwili móc wiedzieć, że mogę do niej się
pożalić, oczekiwać z jej strony jakiejkolwiek rady... Tymczasem nie
czułam praktycznie niczego, kiedy odwiedzałam jej grób na cmentarzu,
zanim to wyjechałam do Akademii. W głębi duszy chciałam uronić choćby
najmniejszą łzę, tak jak to miały w zwyczaju osoby, które w dość nagły i
niespodziewany sposób straciły osoby, mające z góry określone funkcje w
ich życiu. Jednak niczego takiego nie można było u mnie zaobserwować.
Rzadko kiedy zdarzało mi się o niej myśleć w jakikolwiek sposób, a na
pewno nie odczuwałam wtedy tęsknoty, co uważałam za nieodłączny efekt
uboczny zstąpienia jej osoby z tego świata. Tamtym razem, kiedy to
siedziałam pod tą chole*ną, zimną ścianą, moje myśli zaraz po matce
zeszły na resztę rodziny, która za pewne nie wspominała mnie tak często,
jak ja ich. Nie martwiłam się w żaden sposób o brata - był on bowiem od
dawna dużym chłopcem, w związku z czym nie potrzebował nawet
najmniejszej pomocy ze strony siostry, zazwyczaj wiedzącej, co
powiedzieć mu w trudnych sytuacjach. Bardziej zmartwiona byłam moimi
relacjami z ojcem, z którym to przyjemność miałam rozmawiać zaledwie dwa
razy po moim przyjeździe do Akademii. Obawiałam się, że jeśli nic nie
ruszy między nami, to zanim się obejrzę i jego będę odwiedzać, prowadząc
już z nim jednak monolog, bowiem dialog z osobą martwą bywał trudny.
W końcu czując dodatkowy, pulsujący ból głowy, dałam za wygraną. Gotowa
byłam nawet sięgnąć po tabletkę, zażyć ją, byleby tylko chwilowo
uśmierzyła ból. Zanim jednak wstałam, zdążyłam już usnąć, kiedy to
powieki same zaczęły się ze sobą sklejać.
~*~
Pobudki... No cóż, bywały trudne. Tamta również nie należała do
najłatwiejszych - całe kilka godzin przesiedziałam pod ścianą w
nienaturalnej pozycji, jednakże była ona całkiem dobra, jakbym pod uwagę
miała brać kostkę, która najmniej wtedy ucierpiała. Zegar wskazywał
godzinę bardzo poranną, jednak nie przeszkodziło to moim współlokatorom w
tym, aby już opuścić pokój. Po kilkunastu minutach, podczas których
zastanawiałam się, co winnam była zrobić, z ogromną trudnością wstałam z
zamiarem doprowadzenia się do jako-takiego ładu i składu. Wiedząc, że
pielęgniarka jest już na chodzie, po chwili skierowałam się w stronę jej
gabinetu, w którym powinna urzędować już od dobrych, kilkunastu minut.
Tak też i się stało. Była jednak "nieco" oburzona, widząc, jak kuśtykam
do niej po te chole*ne kule, bowiem odbiór ich chciałam mieć za sobą.
Nic jednak nie przebiło reakcji Aleksandra - tak się złożyło, że
zmierzał w moją stronę po korytarzu, podczas gdy ja opuszczałam miejsce
urzędowania pielęgniarki. Uczucia w tamtym momencie miałam mieszane - z
jednej strony miałam ochotę jak gdyby nigdy nic uśmiechnąć się na widok
jego ciemnej czupryny, a jednak nie potrafiłam tego zrobić będąc pewną,
iż otrzymam z jego strony garstkę kłujących w oczy słów.
<Aleksander, złośniku jeden? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)