Strony

wtorek, 24 stycznia 2017

Od Vivian C.D Noah'a

Miłość to uczucie, do którego każdy człowiek ma inne podejście. Jedni zakochują się i odkochują szybciej, niż ja zmieniam skarpetki, drudzy są wierni jednej, jedynej osobie, aż po grób, czcząc ją, jak jakieś najwyższe bóstwo, jeszcze inni mylą ją z chwilowym zauroczeniem, które wywołuje wiele zamieszania w życiu obu osób, często krzywdząc jedną ze stron. Są też tacy, dla których miłość nie ma najmniejszego znaczenia, stronią od niej, jak tylko mogą, jakby było to największe zło chodzące po ziemi. Cóż, jeszcze do niedawna należałam właśnie do nich… Nienawidziłam jej. Widząc zakochane pary na ulicy, tulące się do siebie, obstawiałam za ile się rozstaną- kto kogo zdradza? O, on spogląda na inną, podczas gdy niczego nieświadom jego partnerka, kupuje dla nich bilety do kina. Wykorzystuje chwilę nieuwagi swojej dziewczyny i podchodzi do nieznajomej, dając w rękę jej swój numer. Co ciekawe, nie pisał jej w tamtym momencie- wyjął ją z kieszeni. Zastanawiające było to, ile jeszcze takich karteczek miał i ile lasek nabrało się na jego tandetny flirt. Tak, widząc takie oto sytuacje, w dodatku na czele z tym, co wyprawiała, i dalej wyprawia, moja matka, wiedziałam, że do końca życia będę sama i nie pozwolę siebie wykorzystywać. Nie tylko mężczyźni robili podobne świństwa- widziałam wiele kobiet, które robiły wszystko, by podobać się KAŻDEMU, nie tylko swojemu mężowi, ale też jego szefowi, koledze, czy jakiemuś przypadkowemu ochroniarzowi w sklepie. Obserwując ludzi w ciszy można naprawdę wiele się od nich nauczyć- a dokładnie, jak nie wpakować się w fałszywy związek. Te sytuacje, a także mój jeden nieudany chłopak sprawiły, że naprawdę zniechęciłam się do bliższych kontaktów z ludźmi- w tamtym czasie stałam się naprawdę aspołeczna, a jedyną osobą przeze mnie kochaną była babcia. Wszystko było pięknie, ładnie, póki Bóg nie postanowił jej zabrać do siebie, by babcia mogła żyć już na wieki z dziadkiem, który zmarł tuż przed moimi narodzinami. Los chciał, że zostałam sama, jednak moja kochana staruszka zawsze myślała w przed czas, jakby wiedziała, że wysłanie mnie do tej akademii przywróci mi normalne życie i zastąpi mi dom.
Nie pomyliła się. Początkowo było mi ciężko, lecz z każdym dniem, mimo to, że nie znałam zbyt wielu ludzi tutaj, zaczęłam się zadomawiać, mogąc przy tym spełnić swoje marzenie, ucząc się jazdy konnej. Nie spodziewałam się jednak, że wśród tych niewielu ludzi, których znałam, znajdą się tacy, którzy zastąpią mi babcię i będę mogła ich pokochać szczerą miłością, zmieniając radykalnie swoje zdanie o niej samej, jak i o ludziach zakochanych.
Patrząc na klęczącego przede mną Noah’a, oniemiałam. Nie wiedząc, czemu, po plecach przeszedł mi nieznanego źródła prąd, kierujący się aż do serca, które pompowało krew jak szalone. Każde słowo przez niego wypowiadane owijało się wokół mego ciała, niczym jedwab, łaskocząc przyjemnie moją skórę.
„Wyjdziesz za mnie?”~ te słowa odbijały się w mojej głowie niczym echo, jednak w przeciwieństwie do niego, za każdym razem to głośniej. Obserwując, jak wyciąga czerwone pudełeczko z kieszeni w kształcie serca, później widząc w nim prawdziwy, zaręczynowy pierścionek, łzy same z siebie cisnęły mi się do oczu. Czemu? Cho*era, ze szczęścia. Nie sądziłam, że ktokolwiek pokocha mnie na tyle, by chciał spędzić resztę swojego życia z taką dziewczyną, jak ja. A jednak Noah klęczał przede mną, z szeroko otwartymi oczyma przypatrując się, jak zasłaniam z zaskoczenia usta rękoma, a po policzkach spływają wielkie krople łez. Mruganie oczami nic nie pomagało, kompletnie. Te chole*stwa spływały mimo mojej woli, co uświadomiło mi, że mój chłopak pierwszy raz widział, jak płaczę.
Widać było, że nie wiedział, czemu płaczę, był nieco zbity z tropu. Jestem zawiedziona? Nie wiem, jak zareagować, żeby nie wyrządzić mu krzywdy, odmawiając? Jego wyraz twarzy emanował właśnie tym- przestrachem, że się wygłupił. Ocknęło mnie to lekko, bo jeszcze mi zaraz wstanie i ucieknie.
- Nie bój się idioto, przecież Cię kocham.- klęknęłam przy nim, uśmiechając się delikatnie, czując jak mokre policzki płoną z gorąca. Oplatając dłonie na jego karku, czułam każdy napięty mięsień.- Wyjdę za Ciebie, wyjdę Noah.
Wsunął mi lekko drżącymi palcami pierścionek na prawą dłoń. Był przepiękny- zarazem prosty, niewielki, jak i wyrażający, jak dobrze mnie zna. Patrząc mu w oczy, widziałam siebie, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, jak dobrze do siebie pasujemy. Odleciałam jeszcze bardziej, kiedy posunął rękami po mojej talii, pochylając się nade mną, całując. Oboje uśmiechnięci przyciskaliśmy się mocniej do siebie, by poczuć jeszcze silniejszą więź między nami, która pchała nas do tego, by poznać się na nowo, jakbyśmy po tych zaręczynach byli zupełnie innymi ludźmi. Nie powiem, jego zapach uderzył do mojej głowy z taką siłą, że chciałam więcej, znacznie więcej. Byłam gotowa zacząć ściągać z niego garnitur nawet na tej zakurzonej podłodze, gdy całując go za uchem w ostatniej chwili zobaczyłam niedaleko leżącą przydatną rzecz. Jak miło, że ktoś o nas pomyślał, przynosząc to tutaj.
- Jest materac.- szepnęłam mu do ucha, odchylając lekko jego głowę do tyłu.
Noah potraktował to niczym komendę, bo bez żadnych zbędnych słów wstał ze mną na rękach i padł na całkiem miękki puch.
***
Leżeliśmy wtuleni w siebie, próbując uspokoić przyśpieszone bicie serca i oddechy. Prawdopodobnie, gdyby Noah nie oplótł mnie cały swoim ciałem, zamarzłabym. Było to chyba jedno z nielicznych pomieszczeń w akademii bez kaloryferów, co nadawało mu surowszy wygląd. Chociaż, co tu się dziwić, przecież ten pokój to tak zwana „rupieciarnia”, zbiorowisko rzeczy niepotrzebnych, a więc ściśle teoretycznie nikogo nie powinno tu być. Nikogo, oprócz nas.
Opierając dłoń na klatce piersiowej Noah’a, przyglądałam się namacalnemu symbolowi naszej miłości i czułam, że się uśmiecham. Na jednym palcu nosiłam dwa pierścionki zaręczynowe- mojej babci i swój własny. W pomieszczeniu robił się półmrok, gdyż słońce było już w większości za horyzontem, co powodowało, że oba mieniły się tajemniczo. Patrząc na nie czułam jakiś dziwny znak z góry, jakby wysyłany wprost od mojej babci i dziadka, którzy przez ten cały czas czuwali nade mną i kierowali moim losem. Nigdy nie było dane mi poznać tatę mojej matki, ale widziałam w nim dziwne podobieństwo do Noah’a, a raczej Noah’a do niego. Przeglądając stare zdjęcia z młodości moich dziadków widziałam, z jak wielką miłością patrzył on na moją babcię- fotografia zatrzymała najpiękniejszy moment z ich życia, kiedy to się pobierali, a byli dokładnie w tym samym wieku, co my, z tym, że dziadek jeszcze rok starszy od mojego narzeczonego.
Z transu wybił mnie głos Noah’a, podającego mi swoją koszulę.
- Ch*lera, Vivian, ale ci zimno. Trzęsiesz się, jakby był środek zimy.- sięgnął do guzików i zaczął je zapinać.
- Aleś Ty domyślny.- przekręciłam oczami, wywracając go na plecy i kładąc się na nim.- Przypominasz mi dziadka.
Mina Noah’a- bezcenna… Uśmiech błąkał mu się na ustach od ucha do ucha, ukazując piękne linie wokół ust.
- Też był tak wytatuowany?- uniósł jedną brew, kładąc dłonie na mych pośladkach schowanych pod materiałem ubrania.
- Nie. Też patrzył tak na babcię, jak Ty na mnie.
- To chyba dobrze?- mruknął.
- To bardzo dobrze.
Parę kolejnych minut po prostu pozwolił mi bawić się swoimi włosami choć dobrze wiedziałam, że robi to tylko dlatego, że mnie kocha, a gdyby to ktoś inny dotykał jego czuprynki, po prostu by go opier*olił .
Dookoła nas panowała ciemność, a jedyne, co było słychać, to nasze ciche szepty i pocałunki, których tego wieczora było pełno. Oboje doszliśmy do wniosku, że nie opłaca nam się wracać na noc do pokojów, z czego byłam bardzo zadowolona. Gdy zarówno Noah, jak i ja, nie mieliśmy już siły nawet szeptać, zasnęłam na nim, czując jego oddech na swoich skroniach.
***
Zdawałoby się, że coś słyszałam, tuż za nami, jakby ktoś wpadł na skrzynię, stojącą po drugiej stronie pomieszczenia. Podniosłam się szybko na rękach w taki sposób, by dalej zasłaniać jeszcze nieubranego pode mną narzeczonego i obejrzałam się do tyłu. Mój nieprzyzwyczajony wzrok wyłapał jakąś postać stojącą po drugiej stronie. Bałam się odezwać, bowiem nie wiedziałam kto to- nauczyciel, czy uczeń? Już miałam udawać, że nas wcale tu nie ma, że jesteśmy tylko wytworem cudzej wyobraźni, gdy postać zrobiła mały, niepewny krok do przodu. Gdy księżyc oświetlił jej twarz, oniemiałam lekko.
- Marcy? Co Ty tu robisz?- szepnęłam cicho, by nie obudzić Noah’a.
Miała splecione ręce za plecami i przygryzioną lekko wargę, jakby przyłapała nas na gorącym uczynku. Bo tak było…
- Czasem… Tu przychodzę.- odchrząknęła, by jej głos przestał drżeć.- Przepraszam, nie powinno mnie tu być, nie teraz.
Zdając sobie sprawę z wagi jej słów, uświadomiłam sobie, że Marceline zobaczyła nas w dość dwuznacznej sytuacji. Chociaż, co tu dużo mówić… To było to, na co wyglądało. - Dasz mi parę sekund? Muszę się tylko lekko ogarnąć.
Dziewczyna zrozumiawszy aluzję, poszła za róg, znikając mi z oczu. Delikatnie wstałam, by nie obudzić Noah’a i przykryłam go jego garniturem, którego szukałam chyba z dobrą minutę po omacku. Przy okazji znajdując dół swojej bielizny, założyłam ją szybko i pobiegłam do czekającej przyjaciółki. Nie wytrzymałam dłużej i biegłam na palcach z wyprostowaną ręką, podtykając jej pierścionek prawie pod nos. Na początku, jej oczy wyrażały niewyobrażalne zdumienie zmieszane ze zdziwieniem, po czym obie zaczęłyśmy piszczeć cicho nawzajem w swoje włosy, żeby nie obudzić Noah’a, co i tak nie wyszło.
- Vivian?- usłyszałyśmy lekko zaspany głos chłopaka, który zerwał się na równe nogi, zdając sobie sprawę, że musi jeszcze coś założyć. Do naszych uszu dochodziły dziwne odgłosy przerzucania sterty rzecz, które po pewnym czasie zamilkły. Gdy ukazał się naszym oczom wyglądał tak słodko w poczochranych włosach, że aż się uśmiechnęłam.
- Marcy?- spytał zdziwiony, widząc mnie, obok jasnowłosej.
- Nie wiedziałam, że tu jesteście, przyrzekam!- pomachała rękoma w geście obronnym.- Ja… Właściwie to idę spać.
Jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła, gratulując nam po drodze i zostawiając samych.
- Powiedziałaś jej?- uśmiechnął się, łapiąc mnie od tyłu w talii i łaskocząc delikatnie włosami po szyi.
- A niby czemu nie?
Pociągnęłam go w stronę materaca, szepcząc coś, że dalej chce mi się spać i nie minęła minuta, kiedy odpłynęłam.


< Noaah? C: >   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)