Miłość to uczucie, do którego każdy człowiek ma inne
podejście. Jedni zakochują się i odkochują szybciej, niż ja zmieniam skarpetki,
drudzy są wierni jednej, jedynej osobie, aż po grób, czcząc ją, jak jakieś
najwyższe bóstwo, jeszcze inni mylą ją z chwilowym zauroczeniem, które wywołuje
wiele zamieszania w życiu obu osób, często krzywdząc jedną ze stron. Są też
tacy, dla których miłość nie ma najmniejszego znaczenia, stronią od niej, jak
tylko mogą, jakby było to największe zło chodzące po ziemi. Cóż, jeszcze do
niedawna należałam właśnie do nich… Nienawidziłam jej. Widząc zakochane pary na
ulicy, tulące się do siebie, obstawiałam za ile się rozstaną- kto kogo zdradza?
O, on spogląda na inną, podczas gdy niczego nieświadom jego partnerka, kupuje
dla nich bilety do kina. Wykorzystuje chwilę nieuwagi swojej dziewczyny i
podchodzi do nieznajomej, dając w rękę jej swój numer. Co ciekawe, nie pisał
jej w tamtym momencie- wyjął ją z kieszeni. Zastanawiające było to, ile jeszcze
takich karteczek miał i ile lasek nabrało się na jego tandetny flirt. Tak,
widząc takie oto sytuacje, w dodatku na czele z tym, co wyprawiała, i dalej
wyprawia, moja matka, wiedziałam, że do końca życia będę sama i nie pozwolę
siebie wykorzystywać. Nie tylko mężczyźni robili podobne świństwa- widziałam
wiele kobiet, które robiły wszystko, by podobać się KAŻDEMU, nie tylko swojemu
mężowi, ale też jego szefowi, koledze, czy jakiemuś przypadkowemu ochroniarzowi
w sklepie. Obserwując ludzi w ciszy można naprawdę wiele się od nich nauczyć- a
dokładnie, jak nie wpakować się w fałszywy związek. Te sytuacje, a także mój
jeden nieudany chłopak sprawiły, że naprawdę zniechęciłam się do bliższych
kontaktów z ludźmi- w tamtym czasie stałam się naprawdę aspołeczna, a jedyną
osobą przeze mnie kochaną była babcia. Wszystko było pięknie, ładnie, póki Bóg
nie postanowił jej zabrać do siebie, by babcia mogła żyć już na wieki z
dziadkiem, który zmarł tuż przed moimi narodzinami. Los chciał, że zostałam
sama, jednak moja kochana staruszka zawsze myślała w przed czas, jakby
wiedziała, że wysłanie mnie do tej akademii przywróci mi normalne życie i
zastąpi mi dom.
Nie pomyliła się. Początkowo było mi ciężko, lecz z każdym
dniem, mimo to, że nie znałam zbyt wielu ludzi tutaj, zaczęłam się zadomawiać,
mogąc przy tym spełnić swoje marzenie, ucząc się jazdy konnej. Nie spodziewałam
się jednak, że wśród tych niewielu ludzi, których znałam, znajdą się tacy,
którzy zastąpią mi babcię i będę mogła ich pokochać szczerą miłością,
zmieniając radykalnie swoje zdanie o niej samej, jak i o ludziach zakochanych.
Patrząc na klęczącego przede mną Noah’a, oniemiałam. Nie
wiedząc, czemu, po plecach przeszedł mi nieznanego źródła prąd, kierujący się
aż do serca, które pompowało krew jak szalone. Każde słowo przez niego
wypowiadane owijało się wokół mego ciała, niczym jedwab, łaskocząc przyjemnie
moją skórę.
„Wyjdziesz za mnie?”~ te słowa odbijały się w mojej głowie
niczym echo, jednak w przeciwieństwie do niego, za każdym razem to głośniej.
Obserwując, jak wyciąga czerwone pudełeczko z kieszeni w kształcie serca,
później widząc w nim prawdziwy, zaręczynowy pierścionek, łzy same z siebie
cisnęły mi się do oczu. Czemu? Cho*era, ze szczęścia. Nie sądziłam, że
ktokolwiek pokocha mnie na tyle, by chciał spędzić resztę swojego życia z taką
dziewczyną, jak ja. A jednak Noah klęczał przede mną, z szeroko otwartymi
oczyma przypatrując się, jak zasłaniam z zaskoczenia usta rękoma, a po
policzkach spływają wielkie krople łez. Mruganie oczami nic nie pomagało,
kompletnie. Te chole*stwa spływały mimo mojej woli, co uświadomiło mi, że mój
chłopak pierwszy raz widział, jak płaczę.
Widać było, że nie wiedział, czemu płaczę, był nieco zbity z
tropu. Jestem zawiedziona? Nie wiem, jak zareagować, żeby nie wyrządzić mu
krzywdy, odmawiając? Jego wyraz twarzy emanował właśnie tym- przestrachem, że
się wygłupił. Ocknęło mnie to lekko, bo jeszcze mi zaraz wstanie i ucieknie.
- Nie bój się idioto, przecież Cię kocham.- klęknęłam przy
nim, uśmiechając się delikatnie, czując jak mokre policzki płoną z gorąca.
Oplatając dłonie na jego karku, czułam każdy napięty mięsień.- Wyjdę za Ciebie,
wyjdę Noah.
Wsunął mi lekko drżącymi palcami pierścionek na prawą dłoń.
Był przepiękny- zarazem prosty, niewielki, jak i wyrażający, jak dobrze mnie
zna. Patrząc mu w oczy, widziałam siebie, co tylko utwierdziło mnie w
przekonaniu, jak dobrze do siebie pasujemy. Odleciałam jeszcze bardziej, kiedy
posunął rękami po mojej talii, pochylając się nade mną, całując. Oboje
uśmiechnięci przyciskaliśmy się mocniej do siebie, by poczuć jeszcze silniejszą
więź między nami, która pchała nas do tego, by poznać się na nowo, jakbyśmy po
tych zaręczynach byli zupełnie innymi ludźmi. Nie powiem, jego zapach uderzył
do mojej głowy z taką siłą, że chciałam więcej, znacznie więcej. Byłam gotowa
zacząć ściągać z niego garnitur nawet na tej zakurzonej podłodze, gdy całując
go za uchem w ostatniej chwili zobaczyłam niedaleko leżącą przydatną rzecz. Jak
miło, że ktoś o nas pomyślał, przynosząc to tutaj.
- Jest materac.- szepnęłam mu do ucha, odchylając lekko jego
głowę do tyłu.
Noah potraktował to niczym komendę, bo bez żadnych zbędnych
słów wstał ze mną na rękach i padł na całkiem miękki puch.
***
Leżeliśmy wtuleni w siebie, próbując uspokoić przyśpieszone
bicie serca i oddechy. Prawdopodobnie, gdyby Noah nie oplótł mnie cały swoim
ciałem, zamarzłabym. Było to chyba jedno z nielicznych pomieszczeń w akademii
bez kaloryferów, co nadawało mu surowszy wygląd. Chociaż, co tu się dziwić,
przecież ten pokój to tak zwana „rupieciarnia”, zbiorowisko rzeczy
niepotrzebnych, a więc ściśle teoretycznie nikogo nie powinno tu być. Nikogo,
oprócz nas.
Opierając dłoń na klatce piersiowej Noah’a, przyglądałam się
namacalnemu symbolowi naszej miłości i czułam, że się uśmiecham. Na jednym
palcu nosiłam dwa pierścionki zaręczynowe- mojej babci i swój własny. W
pomieszczeniu robił się półmrok, gdyż słońce było już w większości za
horyzontem, co powodowało, że oba mieniły się tajemniczo. Patrząc na nie czułam
jakiś dziwny znak z góry, jakby wysyłany wprost od mojej babci i dziadka, którzy
przez ten cały czas czuwali nade mną i kierowali moim losem. Nigdy nie było
dane mi poznać tatę mojej matki, ale widziałam w nim dziwne podobieństwo do
Noah’a, a raczej Noah’a do niego. Przeglądając stare zdjęcia z młodości moich
dziadków widziałam, z jak wielką miłością patrzył on na moją babcię- fotografia
zatrzymała najpiękniejszy moment z ich życia, kiedy to się pobierali, a byli
dokładnie w tym samym wieku, co my, z tym, że dziadek jeszcze rok starszy od
mojego narzeczonego.
Z transu wybił mnie głos Noah’a, podającego mi swoją
koszulę.
- Ch*lera, Vivian, ale ci zimno. Trzęsiesz się, jakby był
środek zimy.- sięgnął do guzików i zaczął je zapinać.
- Aleś Ty domyślny.- przekręciłam oczami, wywracając go na
plecy i kładąc się na nim.- Przypominasz mi dziadka.
Mina Noah’a- bezcenna… Uśmiech błąkał mu się na ustach od
ucha do ucha, ukazując piękne linie wokół ust.
- Też był tak wytatuowany?- uniósł jedną brew, kładąc dłonie
na mych pośladkach schowanych pod materiałem ubrania.
- Nie. Też patrzył tak na babcię, jak Ty na mnie.
- To chyba dobrze?- mruknął.
- To bardzo dobrze.
Parę kolejnych minut po prostu pozwolił mi bawić się swoimi
włosami choć dobrze wiedziałam, że robi to tylko dlatego, że mnie kocha, a
gdyby to ktoś inny dotykał jego czuprynki, po prostu by go opier*olił .
Dookoła nas panowała ciemność, a jedyne, co było słychać, to
nasze ciche szepty i pocałunki, których tego wieczora było pełno. Oboje
doszliśmy do wniosku, że nie opłaca nam się wracać na noc do pokojów, z czego
byłam bardzo zadowolona. Gdy zarówno Noah, jak i ja, nie mieliśmy już siły
nawet szeptać, zasnęłam na nim, czując jego oddech na swoich skroniach.
***
Zdawałoby się, że coś słyszałam, tuż za nami, jakby ktoś
wpadł na skrzynię, stojącą po drugiej stronie pomieszczenia. Podniosłam się
szybko na rękach w taki sposób, by dalej zasłaniać jeszcze nieubranego pode mną
narzeczonego i obejrzałam się do tyłu. Mój nieprzyzwyczajony wzrok wyłapał
jakąś postać stojącą po drugiej stronie. Bałam się odezwać, bowiem nie
wiedziałam kto to- nauczyciel, czy uczeń? Już miałam udawać, że nas wcale tu
nie ma, że jesteśmy tylko wytworem cudzej wyobraźni, gdy postać zrobiła mały,
niepewny krok do przodu. Gdy księżyc oświetlił jej twarz, oniemiałam lekko.
- Marcy? Co Ty tu robisz?- szepnęłam cicho, by nie obudzić
Noah’a.
Miała splecione ręce za plecami i przygryzioną lekko wargę,
jakby przyłapała nas na gorącym uczynku. Bo tak było…
- Czasem… Tu przychodzę.- odchrząknęła, by jej głos przestał
drżeć.- Przepraszam, nie powinno mnie tu być, nie teraz.
Zdając sobie sprawę z wagi jej słów, uświadomiłam sobie, że
Marceline zobaczyła nas w dość dwuznacznej sytuacji. Chociaż, co tu dużo mówić…
To było to, na co wyglądało. - Dasz mi parę sekund? Muszę się tylko lekko
ogarnąć.
Dziewczyna zrozumiawszy aluzję, poszła za róg, znikając mi z
oczu. Delikatnie wstałam, by nie obudzić Noah’a i przykryłam go jego
garniturem, którego szukałam chyba z dobrą minutę po omacku. Przy okazji
znajdując dół swojej bielizny, założyłam ją szybko i pobiegłam do czekającej
przyjaciółki. Nie wytrzymałam dłużej i biegłam na palcach z wyprostowaną ręką,
podtykając jej pierścionek prawie pod nos. Na początku, jej oczy wyrażały
niewyobrażalne zdumienie zmieszane ze zdziwieniem, po czym obie zaczęłyśmy piszczeć
cicho nawzajem w swoje włosy, żeby nie obudzić Noah’a, co i tak nie wyszło.
- Vivian?- usłyszałyśmy lekko zaspany głos chłopaka, który
zerwał się na równe nogi, zdając sobie sprawę, że musi jeszcze coś założyć. Do
naszych uszu dochodziły dziwne odgłosy przerzucania sterty rzecz, które po
pewnym czasie zamilkły. Gdy ukazał się naszym oczom wyglądał tak słodko w
poczochranych włosach, że aż się uśmiechnęłam.
- Marcy?- spytał zdziwiony, widząc mnie, obok jasnowłosej.
- Nie wiedziałam, że tu jesteście, przyrzekam!- pomachała
rękoma w geście obronnym.- Ja… Właściwie to idę spać.
Jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła, gratulując nam
po drodze i zostawiając samych.
- Powiedziałaś jej?- uśmiechnął się, łapiąc mnie od tyłu w
talii i łaskocząc delikatnie włosami po szyi.
- A niby czemu nie?
Pociągnęłam go w stronę materaca, szepcząc coś, że dalej
chce mi się spać i nie minęła minuta, kiedy odpłynęłam.
< Noaah? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)