- Jasne, sam wezmę jeszcze parę rzeczy z pokoju jak pojedziemy do
akademii - wsiadłem na konia, przez chwilę klacz wydawała się oburzona,
ale zorientowawszy się, że to ja prychnęła spokojnie w odpowiedzi -
Jedziemy, czy wolisz dreptać za nami, co? Bo ja na twoim miejscu
wybrałbym tą pierwszą opcję, druga nie wydaje się zbyt inteeresująca.
Wywróciła oczami i ruszyła w moją stronę, jednak kiedy podeszła bliżej
Olimpia odwróciła się, przez co Oriane nie mogła na nią wejść.
- Ej - jęknęła, posyłając klaczy hanowerskiej zniechęcone spojrzenie spod długich rzęs.
Próbowała tak jeszcze parę razy, ale klacz doskonale bawiła się przy
unikach, a gdyby była człowiekiem pewnie roześmiałaby nam się wszystkim w
twarz. W końcu czarnowłosej udało się wsiąść za mnie na konia i zaczęła
kurczowo trzymać się mnie w pasie, co nie powiem lekko mnie
rozpraszało, ponieważ jej ucisk czasami lżał, a czasem przybierał na
sile. W pół godziny uwinęliśmy się z drogą do akademii. Często
musieliśmy się zatrzymywać oraz dopilnować, żeby Oriane nie spadła. Nie
mogliśmy jechać też za szybko, bo wtedy dziewczyna skakała jak szalona w
siodle, nie do końca się mnie trzymając.
Kiedy tylko dojechaliśmy do Akademii Magic Horse, Oriane wspomogła mnie
w rozsiodłaniu rozszalałej już do końca Olimpii, która bardzo dobrze
się bawiła przy unikach, które bardzo denerwowały mnie jak i Oriane,
która traciła już powoli cierpliwość.
Po wyjściu z boksu umówiliśmy się pod budynkiem głównym za godzinę, co
dało mi trochę czasu na zebranie się do miasta. Kiedy tylko wszedłem do
pokoju, rzuciłem się na łóżko, chwilowo zmykając oczy. Ten dzień
zapowiadał się pełen przygód.
Nie czekając na zbawienie, pozedłem do łazienki, żeby choć trochę
wyglądać, po tym jak Olimpia parę razy tego dnia ośliniła mi wręcz
ohydnie bluzę, która nie wyglądała teraz najlepiej. Parę dni temu któryś
z koni przegryzł mi koszulę, zupełnie na wylot, dlatego musiałem się
jej pozbyć. Wyglądała tragicznie, nawet nie chciało mi się na nią
patrzeć. Jeszcze wcześniej powiesiłem się na płocie, co dało koljene
dziury w bluzie. No... długo by tu wymieniać.
Przebrałem się najszybciej jak się dało i wziąłem portfel z pieniędzmi.
Trzeba będzie tylko zadbać, żeby nie wydać wszystkiego na raz. Chociaż
łażenie po sklepach nie sprawia mi za dużo przyjemności, czasami trzeba
kupić now ciuchy.
Wyszedłem pod akademię, gdzie chwilę czekałem na Oriane. Liczyłem w tym
czasie barany, nie chcąc zanudzić się na śmierć. Kiedy doliczyłem do 127
przybiegła zdyszana dziewczyna.
- Bardzo się spóźniłam? - zapytała.
- Nic, a nic - odparłem z zamkniętymi oczami - Wyrwałaś mnie właśnie w
rozmyślań o baranach, nawet już nie pamiętam na ilu skończyłem.
Zrobiła dziwną minę.
- Idziemy do samochodu? - spytałem. Ta kiwnęła tylko głową w odpowiedzi.
Oriane? Masz wolną rękę na zadanie 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)