Strony

niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Odetchnęłam głośno gdy chłopak podał mi plik formularzy, które muszę wypełnić w pełnym skupieniu. W głowie ciągle krążyła myśl o spotkanej wcześniej dziewczynce, która była w szpitalu, przez to, że jej mama chorowała na raka, który był tak blisko w moim życiu. Zdziwił mnie jedynie fakt, że dziewczynka w ogóle nie przejmowała się tym, że jej matka może odejść z tego świata i już nigdy do niej nie wrócić. Powiedziała mi nawet, że wolałaby żeby jej mama umarła, ponieważ za bardzo cierpi. Wtedy miałam ochotę się rozpłakać, ale na szczęście dziewczynka opowiedziała jakiś żart na co od razu się uśmiechnęłam. Teraz jednak musiałam zapomnieć o jasnowłosej i zająć się swoim zdrowiem. Gdy wpisywałam wszystkie informacje do odpowiednich rubryk, chłopak spoglądał mi przez ramię śledząc każdy ruch długopisu.
- Masz urodziny za dwa dni? Czemu mi nie powiedziałaś? - Zapytał unosząc brew w taki sam sposób jaki robiłam ją.
- No mam... Nie mówiłam bo nie pytałeś - zaśmiałam się i dalej zajęłam się pisaniem tego cho***stwa. W sumie szło mi bardzo sprawnie, więc szybko oddaliśmy wypełnioną kartę do okienka gdzie siedziała tleniona blondynka, która patrzyła uwodzicielsko na Luke'a, który chyba nie miał nic przeciwko temu żeby to kontynuowała. W mojej głowie szybko pojawiło się ukłucie zazdrości, a to że chyba w końcu jest moim 'narzeczonym' trzeba to wykorzystać. Obróciłam go, chwyciłam się za jego koszulkiem i namiętnie pocałowałam na co pielęgniarka zareagowała kaszlem.
- Gabinet numer dwadzieścia cztery, proszę zapukać i po prostu wejść - powiedziała chłodno, i rzuciła mi wredne spojrzenie, na które odpowiedziałam chytrym uśmiechem. Ruszyliśmy korytarzem w lewo i niemalże od razu przed nami pojawiły się sterylnie białe drzwi, które wydawały się emanować wiadomością: "Nie wchodź, zajęty jestem". Zapukałam z malutkim zakłopotaniem i weszłam do przestronnego gabinetu, gdzie siedział młody mężczyzna, który miał przecudowne, czarne wręcz oczy. Luke został na korytarzu, bowiem szybko został wyproszony przez lekarza, argumentując się słowami: "W końcu jest dorosła".
- Co się wydarzyło? Co pani dolega? - Zapytał wstając z krzesła. Lekarz okazał się być niemalże tego samego wzrostu co Luke, no może był ze dwa centymetry wyższy.
- Spadłam z konia, uderzyłam się w drewno. Strasznie boli mnie nadgarstek, jak widać opuchł i zsiniał. - Powiedziałam pokazując dłoń mężczyźnie, który ponownie zasiadł do biurka i zaczął wpisywać coś na komputerze. Okazało się, że wpisuje objawy do karty informacyjnej. Dłonie młodego lekarze lekko ujęły nadgarstek, i poczęły marne próby wygięcia go. Wyginałam się z bólu, a z moich warg wydobywały się syknięcia.
- Na pewno nie jest to lekkie stłuczenie, może to być coś bardzo poważnego - zaczął. - Skieruje Cię na prześwietlenie, i od razu po nim, wrócisz do mojego gabinetu - dokończył, i podał mi kartkę ze skierowaniem na badanie RTG. Wyszłam z gabinetu, i wpadłam na wysokiego blondyna, który z wielkim wyczekiwaniem wpatrywał się w moją osobę.
- Idziemy na prześwietlenie, ale lekarz powiedział, że nie jest za dobrze - westchnęłam, i wskazałam palcem na skierowanie.
- Za dobrze to nie jest z nim, szczególnie jak uporczywie wpatrywał się w Twój dekolt - bąknął i ruszył za mną, zostawiając za sobą zapach jego wody toaletowej. Pracownia rentgenowska znajdowała się na pierwszym piętrze, więc windą wjechaliśmy na górę. Ku mojemu zaskoczeniu, nie było żadnej kolejki, więc po prostu weszłam do tejże pracowni.
- Dzień dobry - przywitała się ciemnoskóra pielęgniarka. - Połóż otwartą dłoń na płycie i się po prostu nie ruszaj, jasne? - Zapytała, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową. Kobieta wyszła z oddzielnego pokoju i ułożyła mi nadgarstek w innej pozycji, a to sprawiało mi niemały ból, więc ciężko mi go było w owej pozycji go utrzymać.
- No, wzorowa pacjentka - zaśmiała się, i otworzyła mi drzwi do wyjścia. Wyszłam z pracowni i ponownie ruszyłam na spotkaniem z ciemnookim, który czekał na mnie w swoim gabinecie. Luke posłusznie za mną chodził, i nie odstawał mnie na krok, przez co zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu i chodziłam rozpromieniona, pomimo zaistniałej sytuacji. Ponownie zapukałam w białe drzwi, zza których lekarz odpowiedział przemiłym proszę.
- Wracam, jak sytuacja się maluje? - Zapytałam z nikłą nadzieją, że to nic poważnego.
- Niestety jest to złamanie nadgarstka i jestem zmuszony do założenia Ci gipsu, i zakazania uprawniania jakiegokolwiek sportu. - Powiedział. - Idź do gipsowni, przysłałem już tam informację o dziewczynie, która ma mieć założony gips.
Z przerażeniem wyszłam z gabinetu, i ciężko opadałam na plastikowe krzesło, które stało obok chłopaka.
- Złamany nadgarstek, gips na conajmniej miesiąc i zakaz uprawiania jakiegokolwiek sportu. Zaje***cie, prawda?! - Krzyknęłam z coraz większą frustracją.
- Chodź do gipsowni - powiedział zrezygnowany Luke, i złapał mnie za tę zdrową rękę. Wlokłam się niemiłosiernie by odwlec zakładanie gipsu, jak najdalej od siebie. Gipsiarzem okazał się być stary mężczyzna, który bardzo starannie i delikatnie nałożył mi usztywnienie.
- Za dwa dni powinien wyschnąć, więc jak narazie uważaj na niego - powiedział na odchodne i z wyrzutem spojrzałam na blondyna, który zaśmiał się, gdy puknął w mokry gips.
- Chcę do akademii - jęknęłam. Drocząc się z chłopakiem doszliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną, która prowadziła nas do upragnionej kolacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)