Chłopak posłał mi tylko skruszone spojrzenie, a po chwili wyszedł, zostawiając mnie samą. Moje dłonie trzęsły się na każdą stronę, a złość ustąpiła miejsce smutkowi, który dobitnie wyduszał z moich oczu łzy. Nie wiedziałam czemu ta pieprzona wściekłość pojawiła się, a później nie opuszczała mnie aż do tej chwili, która mogła wcale nie mieć miejsca. Nie wiedziałam co mam zrobić w tej sytuacji, bowiem nigdy nie miałam aż takiej ochoty by rzucić się komuś w ramiona i zapomnieć o Bożym świecie, który mnie otacza. Martwił sie o mnie? Głupie, przecież doskonale wiedział, że w amoku wściekłości mogę poradzić sobie praktycznie w każdej sytuacji, która napatoczyła mi się po drodze.
- Ku**a - wyszeptałam tylko, i zacisnęłam oczy by nie popłynęły z nich kolejne łzy. Podszedł do mnie Hubby, który z zainteresowaniem wpatrywał się w moją twarz, po której płynęła czarna struga, bowiem tusz do rzęs nie wytrzymał moich łez. Pogłaskałam psa po jego puszystej sierści, która była niesamowicie ciepła. Przypomniałam sobie sytuację, w której byłam o krok od opuszczenia tego świata. Moja nieudana próba samobójcza, którą przerwali rodzice. Później byłam im niezmiernie wdzięczna, ale teraz? Teraz byłam wściekła, że nie pozwolili odejść mi z tego świata. Daliby mi możliwość zapomnienia o wszystkim, cierpieniu, które obecnie przeżywałam. Spojrzałam na kalendarz, który wskazywał na trzydziesty pierwszy maja, za miesiąc wakacje. Wszyscy rozjadą się do swoich rodzin, na wczasy, zaś ja prawdopodobnie będę siedziała sama w swoim mieszkaniu, które pozostawiłam w Londynie. Zegar właśnie zabrzmiał, wybijając pełną godzinę północną, oznaczało to tylko to, że mam iść spać, nie martwiąc się o nic, tylko i wyłącznie o to co przyniesie nowy, dzisiejszy dzień.
~*~
Wyszłam z pokoju, którego wcale nie miałam ochotę opuszczać. Założyłam byle jakie ubrania, które tylko i wyłącznie świadczyły o tym, że po prostu przechodziłam gorszy okres. Spóźniona, weszłam na zajęcia kierując się do ławki, którą zajmował mój blondyn, mój przecudowny niebieskooki, mój Luke, który wpatrywał się tępo w tablicę. Spojrzałam na niego smutno, po czym nie mogąc skupić się na słowach nauczycielki, oparłam się na łokciu i po prostu odpłynęłam w swój świat. Siedziałam tak, bez słowa, zupełnie nie przeszkadzając kobiecie, która właśnie zaczęła swój przedługi wykład. Nagle moją uwagę zwrócił cień uśmiechu na twarzy mojego chłopaka, który posyłał w tym momencie szczery uśmiech do jakiejś rudowłosej dziewczyny. Nagle poczułam jak do moich oczu napływają strumienie łez, których nie byłam w stanie zatrzymać. Chwyciłam za torbę i po prostu wybiegłam do klasy, bez żadnego słowa wytłumaczenia. Biegłam po prostu leśną ścieżką, którą doskonale znałam bowiem prowadziła ona do jeziora. Ocierałam łzy, które nieposłusznie biegły z moich oczu. Wpadłam na pomost zostawiając torbę na ziemii, a sama siadając tuż nad wodą. Wpatrywałam się w swoje żałosne odbicie, którego wręcz nienawidziłam. Jedna kropla, która ciekła po moim policzku, nagle wpadła do jeziornej wody tworząc obręcze. Nagle obok mnie zobaczyłam rozpłynięte odbicie męskiej twarzy, która coraz bardziej zbliżała się do mojego ramienia.
- Przepraszam - usłyszałam głos, który przyprawił mnie o dreszcze.
- Luke... To ja powinnam Ciebie przeprosić - powiedziałam, lekko muskając jego wargę. Blondyn spoczął obok mnie i posłał delikatny uśmiech.
- Pamiętasz pieprzonego kudłacza? - Zaśmiałam się, ocierając łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)