Strony

czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Luke C.D Adeline

Dawno miałem przyjemność pojechać gdzieś motocyklem, naprawdę dawno. Cztery lata wcześniej, gdy nie obchodziło mnie nic innego, jak imprezy, narkotyki i alkohol, obracałem się w towarzystwie głównie jednej osoby, dzięki której miałem możliwość przejechania się motocyklem, co było zdecydowanie jedną z tych rzeczy, które zapamiętuje się do końca życia. Z tym, że wtedy nie byliśmy jak w tym przypadku w Miami, a w Las Vegas, gdzie swoją drogą znaleźliśmy się całkowitym przypadkiem.
Oczywiście, niczego nieświadoma Ann była pewna, że posyła swojego syna na szkolną wycieczkę... Skończyło się na tym, że kobieta dalej nie jest świadoma tego, co wyprawiałem przez całe półtorej tygodnia. Już wtedy wyglądałem na starszego, a nikt nie miał zamiaru sprawdzać każdego, kto przewijał się w klubach. I tak, mając siedemnaście lat, wsiadłem całkowicie pijany na motocykl kumpla, zupełnie nie przejmując się tym, że ktoś mógłby wyciągnąć z tego konsekwencje. Vegas jak zwykle tętniło życiem, a my wtapialiśmy się w tłum ludzi, którzy zdecydowanie nie należeli do tych, którzy przejmowaliby się ogólno przyjętymi zasadami.
Miło więc było powspominać wydarzenia wcześniejszych lat, równocześnie rozmawiając, albo bardziej przekrzykując się z Adeline, która wpadła na ten jakże dojrzały pomysł.
- Wciąż nie wiem, jakim cudem się na to zgodziłem - burknąłem, oddając dziewczynie kask, gdy znaleźliśmy się pod wejściem do wesołego miasteczka. Szatynka tylko zaśmiała się na to pod nosem, po chwili dotrzymując mi kroku przy kolejce do kas, która jak odnosiłem wrażenie, zamiast się kurczyć, to stała wciąż w miejscu.
- Ma się ten urok osobisty, po prostu, Luke. - uśmiechając się cwanie, chwyciła mnie delikatnie po rękę, opierając swój podbródek na moim ramieniu, co wyglądało komicznie, zważywszy na to, że przewyższałem ją wzrostem. Było to jednak cholernie przyjemne, więc nie zamierzałem w żaden sposób protestować, a jedynie stać w miejscu, grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu portfela, który na całe szczęście w ekspresowym tempie się odnalazł. W końcu udało nam się także dotrzeć do kas, gdzie z wykupionymi już biletami, podążyliśmy dalej, wciąż lekko zdumieni obszernością całego obiektu.
- To gdzie idziemy najpierw?
~*~
- Ty idioto! - wrzasnęła na mnie ciemnooka, gdy ponownie obrzuciłem ją garścią popcorn'u, który znowu osiadł na jej kruczoczarnych włosach. Był to odwet za to, jak wylała na mnie słodki, lodowaty napój, wciąż lepiący się do mojej koszulki.
- Miałaś być kulturalna - prychnąłem śmiechem, widząc, jak zgorszeni rodzice wraz ze swoimi dziećmi oddalali się od nas na bezpieczne odległości.
- Miałeś przestać być kretynem - fuknęła, chwytając pudełko z pozostałościami popcorn'u, aby chwilę później usiąść z nim na ławce. Dołączyłem do niej, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę mocno późną.
- W takim tempie, moja droga, twój przyszły mąż nie przeniesie Cię przez próg.
- Czy Ty właśnie coś sugerujesz? - wymierzyła we mnie oskarżycielskie spojrzenie, zaprzestając na chwilę opróżniania zawartości pudełka.
- Ja? Skądże! - uniosłem ręce w geście kapitulacji, choć wiedziałem, że zdradził mnie szeroki uśmiech, który wstąpił chwilę wcześniej na moje usta. - Po prostu kończ tę kukurydzę i wstawaj, bo wiecznie nie będą na nas czekać z zamknięciem kolejek.
- Mówiłeś, że masz lęk wysokości - uniosła jedną ze swych brwi, wzrokiem szukając w okolicy kosza.
- Bo mam - wzruszyłem lekko ramionami, wyrzucając za nią pozostałości po papierowym opakowaniu. - Ale bycie twoim rycerzem, tam, na górze kolejki, jest dużo szlachetniejsze.
Jak obiecałem, tak też zrobiłem. Gdy Adeline zmotywowała się na tyle, by wstać z oblężanej przez nią ławki, nakłoniłem ją do tego, by wskoczyła na moje plecy - nie miałem zamiaru czekać wieczności, w której dziewczyna flegmatycznie snułaby się po alejkach. Na całe szczęście, była niesamowicie lekka, dzięki czemu byłem wstanie nawet z nią biec, wciąż kurczowo trzymając ją za łydki. Każda jednak moja próba przyspieszenia kończyła się tym, że Adeline zaciskała uścisk na mojej szyi i ramionach, co nie należało do najprzyjemniejszych doznań. Udało nam się jednak dotrzeć do kolejki bez żadnych ofiar, może oprócz moich uszu, które skapitulowały, gdy dotarły do nich piski dziewczyny, za każdym razem, gdy nasz wagonik osiągał nie dość, że zdumiewające szybkości, to w dodatku monumentalne wysokości. Najlepsze było jednak to, że będąc już praktycznie u samej góry, doszedłem do wniosku, że zapomniałem zapiąć pasów, co ciemnooka skwitowała pełnym przerażenia spojrzeniem. Szybko jednak udało mi się naprawić ten druzgocący błąd, dzięki czemu dojechaliśmy na sam dół bezpiecznie, ze śmiechem na ustach, gdy dostrzegliśmy, jakie ludzie robią zabawne miny na kolejkach, które były położone całkiem niedaleko naszej.
~*~
Zanim wróciliśmy do Akademii, udało nam się jeszcze wejść do Domu Strachu, gdzie jak się spodziewałem, Adeline, jak praktycznie każda, roztrzepana dziewczyna, powinna zejść na zawał. Okazało się, że dawka strachu przewyższyła moje możliwości, i to nie moja towarzyszka chciała stamtąd jak najszybciej wyjść, a ja. Podczas gdy sądziłem, że dosłownie tam zejdę, Adeline zwijała się ze śmiechu, trzymając mnie za rękę niczym małe, bezbronne dziecko. Tak też się czułem, gdy opuszczając wagonik miałem wrażenie, że moje nogi są całkowicie wykonane z waty. Chciałem jeszcze wygrać dla dziewczyny dużego pluszaka, który przyciągnął mój wzrok już z daleka, jednak obydwoje stwierdziliśmy, że mija się to z celem, chociażby do tego, że nie mielibyśmy go jak ze sobą zabrać. Ostatecznie, zmęczeni tym wszystkim, stanęliśmy na korytarzu pod drzwiami Adeline, chcąc już po raz wtórny pożegnać się w tym dniu, co za każdym razem wychodziło nam z różnymi skutkami. I tym razem, gdy znowu miałem się z nią pożegnać, aby podreptać prosto do swojego pokoju, zrobiłem coś, co zdecydowanie mijało się z wszelkimi założeniami. Pod wpływem tego wszystkiego, tych cholernych emocji, wszelkich uczuć, prześlicznej twarzy szatynki, delikatnie przyparłem ją do ściany, doskonale wiedząc, że o tej godzinie już nikt nie szwęda się po korytarzach. Delikatnie muskając jej ciepłe usta, położyłem swoje dłonie po obu stronach jej talii, podczas gdy dziewczyna, jakby lekko oszołomiona tym wszystkim, z początku zamarła, utwierdzając mnie w przekonaniu, że wyszedłem na kompletnego kretyna. Ostatecznie jednak, gdy bardziej szykowałem się z jej strony na cios, który zmasakrowałby mój policzek, poczułem, jak delikatnie splata swoje palce na moim nachylonym w jej kierunku karku. Oddawała każdy z moich pocałunków z takim samym zaangażowaniem, rozchylając nawet lekko swe wargi, gdy naparłem na nie ustami. Straciłem kompletnie poczucie czasu, zatracając się całkowicie w zapachu dziewczyny, który nakłaniał mnie jakby do tego, by oddawać jej kolejne pocałunki, i kolejne, i kolejne, wciąż nie mając dość.
- Dobranoc, Adeline - wyszeptałem prosto w jej usta, co właściwie było jedynie pretekstem do tego, by złapać szybki oddech pomiędzy kolejnymi seriami pocałunków.
Adeline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)