Siedzieliśmy już w trójkę w stajni, co chwilę zajmując się kolejnymi rzeczami, które należało dopiąć na ostatni guzik przed nadchodzącym wyjazdem. Zegar, wiszący na stajennej ścianie, wskazywał godzinę piąta trzydzieści, przez co wraz z Adeline ziewaliśmy na zmianę, zmęczeni wydarzeniami ubiegłej nocy. Staraliśmy się jednak pomagać Noah'owi, choć większość rzeczy musiał zrobić sam, widząc, jak usnęliśmy na belach siana. Jak się okazało, gdy byliśmy bardziej zmobilizowani do pomocy, niż jeszcze chwilę wcześniej, wychodziło na to, że nie zostało nic innego do zrobienia, jak wprowadzenie obydwu koni do przyczepy. Jak się okazało, mieliśmy wziąć ze sobą jeszcze jednego rumaka, oprócz tego, który należał do Noah'a. Był nim Cortes, który za prośbą właścicieli, miał wystartować z chłopakiem niższą klasę, w celu zapoznania go z innymi parkurami, niż tymi, które na codzień widywał w Akademii. W założeniu, miał być to przejazd czysto techniczny, bez udziału w wyścigu szczurów, tylko po to, by wzbić się na szczyt podium. Okazało się więc, że zabranie za sobą dziewczyny było dobrym pomysłem, zwłaszcza wtedy, gdy do przygotowania dodany został kolejny kopytny. Jej obecność bardzo ułatwiała sprawę, o czym przekonaliśmy się, gdy uparty Cortes nie chciał wejść do czekającej na niego przyczepy. Obchodząc z nim kilka kółek dookoła pojazdu, szatynka szeptała do niego uspokajające słowa, co najwidoczniej pomogło, bo ogier rozluźnił się w końcu, wchodząc po rampie za kolejnym podejściem. W środku brakowało tylko Dream Catcher'a, pędzącego w stronę pojazdu ledwo wtedy, gdy go ujrzał.
- Staniesz po lewej? - zwróciłem się do stojącej na poboczu Adeline, trzymając na uwiązie ogiera, któremu wcale nie podobało się to, że nie może wbiec do środka, gdzie czekało na niego ukryte w siatce siano. Szatynka bez problemu zgodziła się, zagradzając gniadoszowi drogę, gdyby ten w ostatniej chwili rozmyślił się, woląc towarzystwo czekających w stajni koni. Na całe szczęście, odsunąłem się w porę, zanim holsztyn przebiegł po mojej nodze, dzięki czemu chwilę później udało się zapakować go do środka, poprawiając jeszcze ochraniacz na jednym z kopyt, którego rzep zdążył się odczepić po nie spodziewanych bryknięciach, które Catcher zaprezentował wszystkim zaledwie kilka minut wcześniej.
Wkrótce udało nam się wyjechać w kilkugodzinną podróż, podczas której samochód prowadził Noah, jako jedyny z nas posiadający uprawnienia do ciągnięcia przyczepy. Byłem z tego obrotu sprawy niesamowicie zadowolony, bo nieprzespana noc dawała mi się we znaki, równie mocno zresztą, co wtulonej w mojej ramię Adeline.
- Musimy koniecznie gdzieś pojechać po powrocie - szepnąłem jej do ucha, orientując się chwilę wcześniej, że muszę zrobić to już w tamtym momencie, o ile nie chciałem prowadzić monologów do śpiącej dziewczyny.- A dzisiaj wieczorem możemy pojechać w teren, bo Noah startuje dopiero jutro popołudniu.
- Tak, tak - mruknęła nieobecna już z lekka dziewczyna, mocniej wtulając się we mnie, gdy bawiłem się kosmykami jej włosów. Nachylając się jeszcze nad nią, zanim zamknęła swe oczy na najbliższe dwie godziny, musnąłem jej usta, samemu opierając się czołem o chłodną szybę, modląc się w duchu, by dojechać na miejsce jak najszybciej.
~*~
- Ty chyba ważysz tonę - jęknąłem, trzymając dziewczynę na rękach, gdy uparłem się, że przeniosę ją z auta aż pod sam pokój, nie zatrzymując się ani razu, oprócz momentu, w którym podeszliśmy do biura, aby odebrać kluczyki od wcześniej wykupionych pokoi. Ten, który dzieliłem naturalnie z szatynką, znajdował się w budynku tuż nad stajnią. Dzięki temu, nasze konie, mające boksy z padokami tuż pod naszym balkonem, mogły być stale przez nas obserwowane, bez konieczności schodzenia na sam dół.
- Dzięki, Luke - prychnęła, uderzając mnie delikatnie dłonią w głowę. Udałem, że mocno mnie to zabolało, symulując zachwianie się tuż przed progiem pokoju, który zdążyłem chwilę wcześniej otworzyć. - Totalny z Ciebie romantyk.
- Wiedziałaś w końcu, co bierzesz - zaśmiałem się, dopełniając obietnicy, gdy delikatnie ułożyłem ją na dużym, podwójnym łóżku, które czekało na nas ładnie zaścielone. Cały pokój, choć nie był zbyt duży, ściśle zachowany we wszelkich minimalistycznych zasadach, to przytulny, przez niewielkie drobiazgi, które idealnie dopełniały całe pomieszczenie. Największą uwagę jednak, zaskarbił sobie u mnie całkiem ładny obraz, przedstawiający konia sfotografowanego na terenie tegoż ośrodka.
- Chodźmy obejrzeć konie - wypaliła ni stąd, ni z owąd dziewczyna, jednak spodziewałem się tego, przyjeżdżając z nią do całkiem nowego miejsca, w dodatku wypełnionego po brzegi końmi. Zgodziłem się, znając ośrodek niemalże na wylot, przez to, że już kilkakrotnie wyjeżdżałem z Noah'em na zawody do tego miejsca.
Nie chcąc tracić już kolejnych, niemiłosiernie upływających minut, spletliśmy ze sobą swoje dłonie, opuszczając wcześniej zamknięty pokój, by w ekspresowym tempie dotrzeć do pierwszej ze stajni, mieszczącej konie, które chodziły w tamtejszej szkółce. Budynek był najmniejszy ze wszystkich, jednak mieścił na oko trzydziestkę koni, których łby z zaciekawieniem wystawały na korytarz. Podchodziliśmy niemalże do każdego z nich, niektóre częstując smakołykami, zabranymi z Akademii przez Adeline, która jak się zdawało, jako jedyna pamiętała o wszelkich rzeczach, które umknęły nam z szatynem. Swoją drogą, dosyć szybko na niego wpadliśmy, gdy zakładał derkę stojącemu w sąsiedniej stajni Dream Catcher'owi.
- Tu jesteście, gołąbeczki - uśmiechnął się porozumiewawczo w moim kierunku, na co obrzuciłem go morderczym spojrzeniem, co nie ubiegło uwadze wtulonej we mnie Adeline. Nie rozumiejąc widocznie, co przekazywałem mu spojrzeniem typu "nawet-tego-nie-rób", Noah odezwał się, nawiązując do mojej posiniaczonej twarzy, wyglądającej jeszcze gorzej, niż wczoraj. - Nieźle go załatwiłaś - przyznał, kłaniając się nisko w stronę dziewczyny, która dopiero chwilę później zrozumiała, o co konkretnie chodziło szatynowi. Już miałem odezwać się, robiąc to niezbyt kulturalnie, gdy uprzedziła mnie jedyna kobieta w tym towarzystwie.
- To nie tak... - jąknęła się, jednak przerwał jej chłopak, wybuchając cichym śmiechem, wzbudzającym uwagę nawet Dreamer'a, do tej pory spokojnie pałaszującego siano.
- Naprawdę nie chcę wiedzieć, co wy wyprawiacie nocami - unosząc ręce w geście kapitulacji, wyszedł z boksu ogiera, obracając jeszcze swoją głowę w naszym kierunku. - Możecie wziąć ich za niedługo, ja muszę załatwić jakieś papierkowe syfy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)