Strony

środa, 3 maja 2017

Od Noah'a C.D Esmeraldy

Podnosząc się z błotnej kałuży, głośno jęknąłem, zauważywszy, że moje bryczesy były całe w brązowej, brudnej mazi. Nie widząc innego wyjścia, po prostu zamierzałem nie zwracać na nie większej uwagi. Podszedłem po prostu do Dream Catcher'a, który akurat stał sobie najspokojniej w świecie na uboczu, zaraz po tym, jak Esma opuściła jego siodło, siadając w tym, które ułożone było na grzbiecie lekko wierzgającego Dracula.
- Tęskniłem za Tobą, staruszku. - mruknąłem do gniadosza, delikatnie gładząc go po kości nosowej, by bez większych oporów opuścił swój pysk niżej, na wysokość, do której mógłbym bezproblemowo dosięgnąć. Obniżając swoją napiętą, lekko spoconą szyję, stał spokojnie, gdy luzowałem jego nachrapnik, stanowczo zbyt mocno zaciśnięty na jego pysku. Byłem stuprocentowo pewien, że to właśnie to było powodem tego, że holsztyn zrzucił ze swego grzbietu dziewczynę - Catcher, jak to na księżniczkę przystało, był bardzo delikatny w pysku. Gdy wszystko z ogłowiem było już w porządku, podciągnąłem jeszcze popręg, który po galopie wisiał niemalże luźno, a ja mogłem bez problemu włożyć pod niego całą dłoń. Wkładając lewą nogę w strzemię, drugą odbiłem się od grząskiego podłoża. Siedząc już wygodnie w siodle, skróciłem wiszące wodze, klepiąc równocześnie ogiera za to, że stał posłusznie w miejscu nawet wtedy, gdy jego towarzysz głośno rżał, ujrzawszy w oddali psa.
- To jak, na co czekamy? - spojrzałem w stronę Esmy, która w tamtym momencie skracała swoje strzemiona. Były bardzo wydłużone, zważywszy na to, że to ja wcześniej dosiadałem Dracula. - Nikt nas nie będzie rozliczał z tego, na jakim koniu będziemy jechali po za akademią, no ja pie*dolę.
- Masz może coś do mojego konia? - zmierzyła mnie wzrokiem, gładząc karosza po szyi. Ruszyliśmy powolnym stępem, którego tempo nadawały nam same wierzchowce. Wyrzuciłem więc nogi ze strzemion, dając gniadoszowi całą długość wodzy, byleby w pełni się rozluźnił.
- Ja? Skądże znowu - prychnąłem śmiechem, wbijając wzrok w kłodę, która wyrosła ni stąd, ni z owąd kilkadziesiąt kilometrów przed nami. Nie było innego wyjścia, niż ją przeskoczyć - szybko pogoniłem ogiera do galopu, wiedząc, że nie dałby rady pokonać jej z kłusa, bo było to stanowczo zbyt niebezpieczne. Zadowolony z prędkości, którą pozwoliłem mu nabrać, wydłużył znacznie swojego kroku, zbierając się dopiero wtedy, gdy do przeszkody pozostała tylko i wyłącznie jedna foula. Już mieliśmy przez nią poszybować, gdy Catcher szybko się wybił, kiedy to obok nas, na drugim końcu powalonego drzewa, znalazł się pędzący Dracul. Nabierając zawrotnej prędkości, niekontrolowanej nawet przez Esmę, szybko przefrunął przez kłodę, galopując prosto przed siebie. Dreamer, który naprawdę nienawidził chodzić jako ostatni w terenie, przypomniał sobie o swoim turbo-doładowaniu, natychmiast, bez żadnych oporów je uruchamiając. Owszem, ogier byłby posłuszny, gdybym usiłował go sprowadzić do parteru, jednak w wypadku, w którym tego zwyczajnie nie zrobiłem, kroczył dalej. Podnosząc się do półsiadu, mocno naciskając stopami na strzemiona, dałem Catcher'owi pełną swobodę, wręcz zachęcając go do tego, by wyprzedził ogiera przed nami. Bez dwóch zdań odgłos tętniących kopyt był muzyką dla naszych uszu - ja rozluźniłem się, mimo tego, że nasza prędkość była zawrotna, a wierzchowiec pode mną galopował dalej, łaknąc zwycięstwa. Momentalnie wyrównaliśmy się z Esmą i jej ogierem, jednak obydwoje nie odpuszczali, idąc ze sobą łeb w łeb. Gdy las się skończył, a ścieżka zamieniła się w pola, stopniowo zwalnialiśmy, najpierw przechodząc do szybkiego kłusa, następnie do stępa, także posiadającego zawrotną prędkość. Oddychając ciężko, wierzchowce wciąż stąpały przed siebie, zachęcone tym, że przed nami znalazł się tor do crossu, z którego ucieszyłem się także ja, jak i Esma. Nie zmieniało to jednak tego, że Catcher potrzebował chwili spokoju, niezależnie od tego, czego faktycznie pragnął. Oczywiście, mogłem go po prostu skierować na przeszkody, a gwarantuję, że byłby szaleńczo zadowolony - z początku nawet by się nie zmęczył, a na pewno nie na pierwszy rzut oka. W Akademii jednak, prędko okazałoby się, że albo ma coś ze ścięgnem, albo nabawił się innej kontuzji.
- Panie przodem - mruknąłem, zachęcając Esmę ruchem dłoni w stronę jednej z przeszkód. Już miała coś powiedzieć, za pewne coś w stylu że Dracul jest najbardziej męski w całym naszym towarzystwie, jednak ostatecznie zamilkła, ruszając kłusem na jedną z niskich przeszkód. Rozochocony ogier szybko przez nią skoczył, pozostawiając pod sobą spory zapas - wylądował daleko za nią, ruszając po ponownym spotkaniu z podłożem galopem. I tak, przeskakiwali przez każdą z przeszkód, podczas gdy my z Catcher'em staliśmy na boku, obserwując ich całkiem przyzwoity przejazd. Podczas gdy ogier niespokojnie drobił w miejscu przednimi kopytami, ja mierzyłem parze od samego startu czas, zainteresowany tym, jaką prędkość jest w stanie osiągnąć kary wierzchowiec, jak i dosiadająca go Esma. Nieprędko jednak siedziała w siodle - jej koń odmówił skoku, więc dziewczyna zrobiła spore koło, namawiając go do powrotu do jakiegokolwiek posłuszeństwa. Ten, najwidoczniej nie był za bardzo zadowolony z takiego obrotu sytuacji, bo szybko zrzucił ją ze swojego grzbietu. Nieprzygotowana na taką ewentualność, nie zdążyła zareagować, w związku z czym wylądowała na potężnej i piekielnie wysokiej przeszkodzie. Nie wyglądało to dobrze, naprawdę nie wyglądało.
Tyle dobrze, że Dracul nigdzie nie odbiegł, a poszkodowana po chwili wybuchła głośnym śmiechem.

Boże, co za shit.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)