Strony

czwartek, 25 maja 2017

Od Oriane C.D Will'a

Otworzyłam oczy spoglądając na Will'a, który uważnie mi się przyglądał. Sięgnęłam ręką do jego policzka i delikatnie pogładziłam, przymykając oczy, westchnęłam cicho  zakopując się w ciepłym sianku.
-Spałeś? - Zapytałam cicho spoglądając na niego.
- Trochę.- Wyszeptał mi do ucha, przez co przez całe ciało przeszły mnie miłe dreszcze.- Rumienisz się.- Zaśmiał się cicho całując mnie za uchem drgnęłam lekko, cicho pomrukując.- Widzę, że ty dobrze spałaś.- Szepnął przegryzając delikatnie płatek ucha.
-Will..- Jęknęłam cicho zaciskając powieki.
-Wszystko dobrze, Orciu?-Zapytał z uśmieszkiem na twarzy. Pokiwałam jedynie twierdząco głową, ale po chwili pieszczot odsunęłam się od niego rozglądając za jakimś czymś co pomogło by nam w ucieczce, nic jednak jak na razie nie znalazłam więc usiadłam z powrotem na sianie.- Co jeżeli zostaniemy tu dłużej?
-Nie wiem.- Odparłam cicho czując jak mój pusty żołądek daje o sobie znać, dotknęłam tego miejsca i zmrużyłam oczy wzdychając ciężko, zaczęłam gorączkowo myśleć, jednak po chwili bezradna przytuliłam się do chłopaka, który ucałował mnie w policzek, jęknęłam cicho kiedy zszedł nieco niżej na moją szyję przysunął się do mnie bliżej nie odrywając ust od mojego ciała, przytuliłam się do niego czując ciepło. Brzuch znów dał o sobie znać.- Will... głodna jestem.- Mruknęłam  opierając się o ścianę.
-Głodna czego?- Poruszył śmiesznie brwiami patrząc cały czas na mnie.
- Głodna jedzenia.- Roześmiałam się całując go.- Zboczeniec.- Zrobiłam ponętną minę  spoglądając na niego spod przymrużonych powiek a następnie wybuchliśmy śmiechem przyklejając się do siebie, jednak nim się obejrzeliśmy drzwi się otworzyły a w nich stanął nie kto inny jak... Marcel. Rozbawiony spojrzał na nas i zatrzasnął drzwi na co ja zareagowałam  niezadowolonym jękiem prosto do ust Will'a, który naparł na mnie zmuszając do położenia się i właśnie w tym momencie.- Will! Szyb wentylacyjny!
-Co? - Popatrzył na mnie z niedowierzaniem zaraz kierując wzrok morskich oczu do góry, gdzie patrzyłam też i ja.- Orciu jesteś genialna!- Zawołał przytulając mnie do siebie. Wspięłam się na kostkach siana  by dosięgnąć kraty szarpnęłam ją mocno i w końcu  po paru próbach odpuściła.- Nie zmieszczę się. Ale ty owszem, otworzysz mi drzwi od zewnątrz?
-Nie, nie otworzę zostawię Cię tu aż do śmierci.- Zarechotałam złowieszczo i potem weszłam do szybu wentylacyjnego. Przeciąg był tu nie mały, ale przynajmniej czysto było... o dziwo.  W tej chwili nawet wielkie pająki były mi nie straszne musiałam się dostać jak najszybciej na zewnątrz. Okazało się, że pada, westchnęłam ciężko wiedząc, że z jazdy już będą nici, a miałam w planach teren jak tylko się wydostaniemy stąd. Przemoczona do suchej nitki szarpnęłam za klamkę drzwi otwierając chłopakowi, który niezadowolony z pogody wyszedł znów.
- Dzięki. Zostałbym tam jeszcze.- Mruknął zawiedziony.- Tam było ciepło i przytulnie, a tu jest zimno.- Przytulił się do mnie, roześmiałam się cicho.
-Dobrze, już dobrze. Chodźmy do pokoju, szkoda tylko, że nie będziemy mogli się tam miziać... bo wiesz... Armin.- Westchnęłam ciężko łapiąc go za rękę, przeplatając palce z jego. Do akademika weszliśmy już przemoczeni do suchej nitki, Armin przywitał nas tylko cichym ,,Cześć", ale w sumie nie zainteresował się niczym za bardzo, ani tym bardziej gdzie byliśmy. Miałam przez chwilę wrażenie, że w ogóle nie zauważył, że nas nie było. Westchnęłam ciężko spoglądając na chłopaka, z lekko irytacją w oczach, pomimo tego, że zazwyczaj jestem spokojnym człowiekiem ten dzień popsuł mi wszystko. Zmrużyłam oczy spoglądając na wyświetlacz telefonu, po czym bez ceregieli rzuciłam go na łóżko, spoglądając  za siebie. Zapomniałam go wyłączyć, więc pewnie Will czy Armin prędzej czy później dowiedzą się co jest powodem mojej złości. Usiadłam w jadalni przeżuwając kolejne kęsy posiłków, spojrzałam na Will'a niosącego mój telefon.
-Orka.- Zaczął siadając naprzeciwko mnie, w pomieszczeniu byliśmy tylko ja i on.- Powinnaś jechać na ten pogrzeb.
- Nie mam ochoty.- Burknęłam biorąc widelec do ust opierając na drugiej ręce głowę i spoglądając na ścianę.
- To Twój ojciec.- Kontynuował niepewnie, na co zmarszczyłam brwi i wstałam.
- Nie obchodzi mnie to. Po tym co zrobił nie mam ochoty go widzieć, brzydzę się nim.- Warknęłam wstając.
- Oriane.- I znów próbował mnie przekonać.
-  On mnie molestował!- Krzyknęłam, odwracając się do niego. Momentalnie cofnęłam się i wybiegłam z budynku nie zważając na jego krzyki czy na nasilającą się ulewę. Po prostu wbiegłam do stajni wyciągnęłam Silver  z boksu, wskoczyłam na nią i pogoniłam od razu do galopu kierując się do lasu. Chwyciłam się jej grzywy i zaczęłam ją popędzać, przez co klacz zaczęła biec jak dzika.

~~~

Westchnęłam niezadowolona stając przed posiadłością mojej matki, tsa... odziedziczyła ten... dworek (?) wraz z testamentem, Will rozejrzał się  po posiadłości, w sumie zgodziłam się tu przyjechać tylko dlatego, że on tu ze mną będzie.
 Wreszcie drzwi się otworzyły, a w nich stanęła matka, która podbiegła do mnie i wycałowała za wszystkie czasy, jęknęłam cicho później przedstawiając jej Will'a.
-Marcel przyjedzie jutro rano.- Powiedziała matka biorąc do ust kawałek kotleta. Spoglądaliśmy na siebie patrząc na talerze, ja oczywiście za bardzo nic nie jadłam bo mięso na talerzu, a ziemniaków z mizerią miałam dość przez ostatnie lata życia, jako iż był to mój codzienny obiadek, bo mój brat nie umiał nic innego gotować.- Co jest, nie jesz?- Zapytała matka spoglądając na mnie.
-Nie mam ochoty.- Mruknęłam cicho spoglądając na nią.
-Rozumiem, pewnie ta cała sytuacja Cię przytłacza.- Powiedziała, na co zmrużyłam oczy niezbyt zadowolona o wspomnieniu ojca i tamtego momentu, przycisnęłam uda bardziej do siebie jakby czując jego dotyk na swojej skórze i przeszły mnie nie miłe dreszcze.- Chodźcie pokażę wam coś.- W tym momencie kobieta  wstała i poszła z nami za posiadłość, gdzie były puste padoki. Kiedyś moja rodzina zajmowała się hodowaniem koni, ale ta tradycja zanikła już jakiś czas temu. Weszła do stajni każąc nam poczekać, a kiedy z niej wyszła oczom ukazał nam się piękny ogier fryzyjski, który dumnie zarzucił łbem odgarniając w ten sposób grzywkę zasłaniająca mu oczy. Kopara mi opadła do ziemi widząc tak zadbanego konia, przecież moja matka nie interesowała się zwierzętami, jedyne co posiadała kiedyś to kota, który przepadł jak kamień w wodę, kiedy to uciekł z domu. Pogłaskałam karusa po kości nosowej uważnie się mu przyglądając, jego pięknej budowie i to mądre spojrzenie spod bursztynowych oczu. Chyba się zakochałam..
- Będzie Twój jak poprawisz swoje umiejętności jeździeckie, ale jak na razie Alucard zostaje u mnie.- Zaśmiała się cicho głaszcząc ogiera po łopatce.
- Jesteś pewna?- Zapytałam spoglądając na kobietę ze zwątpieniem
- Tak, oczywiście. Może nie znam się na koniach jak ty, ale potrafię o niego zadbać.- Wzruszyła ramionami podając mi skórzany uwiąz.- Ale jeżeli chcecie i wam się nudzi to możecie się nim zająć.- Rzuciła nam sympatyczny uśmiech i odeszła, wiedząc, że nie będę potrafiła odmówić.

<Will? ❤Co było dalej? :3 Wiem trochu... do dupy wyszło :c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)