Cieszyłem się nieziemsko, że Oriane wyszła ze szpitala. Szkoda tylko, że leczenie tak bardzo ją wykończyło, nie mogła zajmować się klaczą. Zaproponowałem szarookiej, bym dzisiaj zajął się siwką, którą do wczoraj zajmował się brat dziewczyny. Spokojnie zszedłem na dół, by zająć się klaczą czarnowłosej.
~Zabiorę ją w teren, by troszkę się wyhasała.~ włożyłem ręce do kieszeni spodni i podszedłem do pani z portierni, by przekazała Rose, że zajmuję się Silver.
Już biegiem ruszyłem do stajni, bo nie uszło mojej uwadze to, iż zegar wybił godzinę 11, co jest nie małym spóźnieniem na zajęcia z panem Rose. Olać je...dzisiaj mi się nie chce...Pójdę na zajęcia z panią Cooper. Wkroczyłem do stajni i od razu usłyszałem radosne rżenie koni, właściwie dwóch, a mianowicie Silver i Whiphersa, które powiedzmy sobie, -zostały zaniedbane.
-No cześć Whis...-westchnąłem, klepiąc wałacha po boku, na co ten zareagował wesołym rżeniem.
Odwróciłem się w stronę boksu Silver, w którym klacz niecierpliwie czekała na marchewkę. Popatrzyłem na klacz, która próbowała otworzyć drzwiczki od boksu.
-Heej, no już idę...tylko wyprowadzę Whis'a.- zaśmiałem się, otwierając drzwi boksu zniecierpliwionego wałacha.
Chwyciłem uwiąz i zapiąłem srebrny karabińczyk przy kantarze gniadosza. Rozwinąłem uwiąz i prowadziłem konia na padok, by pobył na świeżym powietrzu i zapoznał się z tutejszymi końmi. Gdy spuściłem go z uwiązu, od razu pokłusował w stronę innych koni. Teraz wystarczyło oporządzić Silver i wybrać się na krótki teren, w celu rozprostowania nóg. Ruszyłem do siodlarni, by znaleźć kuferek ze szczotkami klaczy, co poszło wyjątkowo prosto, szczotki jakby nigdy nic leżały sobie porozrzucane na sianie w boksie Silver- oszczędziłem sobie chodzenia do siodlarni. Chwyciłem miękką szczotkę i zacząłem szczotkować nogi siwki. Pęciny, staw pęcinowy, staw skokowy i staw łokciowy- i nogi czyste! Następnie chwyciłem szczotkę ryżową i zacząłem czyścić grzbiet siwki, następnie brzuch, podbrzusze i łopatki. Schyliłem się po zgrzebło i pogrzebałem chwilę w skrzynce.
-No, teraz tylko kopytka, zaklejki i grzywa...-westchnąłem, siłując się z zaklejką, utworzoną na zadzie klaczy.
Po chwili zaklejka poprzestała walkę i dała się rozczesać, co zauważyłem z radością.
Zadowolony chwyciłem kopystkę i próbowałem nakłonić klacz do podniesienia nogi.
************
Ostatnie poprawki i klacz była gotowa do jazdy. Uregulowałem strzemiona na odrobinę dłuższe i wsiadłem na klacz. Jeszcze na klaczy skróciłem strzemiona, bo źle wymierzyłem swoją wysokość. W końcu po długiej przeprawie udało mi się dopasować te pie*****e strzemiona do swojego wzrostu. Nigdy nie lubiłem strzemion (hah). Wcisnąłem pięty w boki klaczy, a ta ruszyła kłusem.
-Hola! Spokojnie!- zaśmiałem się, próbując chwycić wodze, które w czasie wyrwania się klaczy nieudolnie puściłem, przez co wisiały teraz luźno, prowokując klacz do chwycenia ich.
Gdy chwyciłem wodze, dałem klaczy znać, że już może poszaleć, a ta wygalopowała do przodu z nadzieją, że jej nie zatrzymam. Nie miałem tego w zamiarach, ale przed nami był dość duży pień, który jak zauważyłem siwka chciała przeskoczyć, ale biegła zdecydowanie za szybko. Usiłowałem ją zatrzymać, ale na nic to się zdało. Klacz nacierała na przeszkodę z jeszcze większą prędkością, aż z za krzaka wyskoczył zając. Klacz gwałtownie zahamowała, przez co przeleciałem nad jej szyją i wylądowałem dupą w błocie. Syknąłem z bólu wstając. Moje cztery litery nieźle oberwały, próbowałem złapać oddech, ale najwyraźniej mi to nie wyszło,bo po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie i mnie mdliło.Przed oczami miałem tylko rozmazany obraz i nawet nie zauważyłem kiedy Silver oddaliła się na niebezpieczną odległość.W końcu złapałem oddech oparłem się o pień pobliskiego drzewa, by nie zemdleć.
-O ku**a...to było dziwne...-zakląłem, chwytając się za bolącą głowę.
Teraz jednak było coś o wiele gorszego niż moja głowa...SILVER UCIEKŁA! Przekląłem pod nosem, gryząc się z myślami, niestety przegrywałem...Bałem się, że klacz w panice pobiegła w krzaki lub do rzeki... Las jest obszerny, siwka mogła być wszędzie, dosłownie wszędzie- od rzeki po góry za lasem. Nie mogę teraz tracić czasu, pobiegłem jej szukać. Gdy postawiłem nogę na trawie, przeszył mnie potworny ból. Ponownie zakląłem pod nosem i zauważyłem niedaleko ode mnie gałąź. Kulejąc podszedłem do niej i chwyciłem ją w swoje dłonie.
-Wytrzyma...- oceniłem i ruszyłem dalej podpierając się gałęzią .
Poszedłem szukać Silver, na szczęście oprócz tego, że noga nie dawała żyć i cztery litery były obolałe...to dało się iść. Poszukiwanie zacząłem od pobliskich krzaków, w których miałem nadzieję znaleźć zgubioną klacz. Odsunąłem ręką liście, które zasłaniały mi widok. W krzakach klaczy nie znalazłem, a więc następną opcją była rzeka, w której klacz mogła zażywać właśnie nieplanowanej kąpieli. Tak jak podejrzewałem, znalazłem klacz. Ku mojemu zdziwieniu siwka nie była w wodzie tylko spokojnie sobie piła wodę.
-Silveer!- zadarłem się a klacz popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. -Tu jesteś! Chodź do mnie malutka...-dokończyłem.
Klacz podbiegła do mnie, a ja spróbowałem na nią wsiąść, jednak nie wyszło mi to, ponieważ ponownie wylądowałem na tyłku, tym razem bardziej boleśnie niż poprzednio. Niezadowolony z siebie podjąłem kolejną próbę ...
**************
Zamknąłem bramkę od padoku i odetchnąłem z ulgą. O tej samej gałęzi, powędrowałem do pokoju 18. Gdy tylko tam wszedłem, to zobaczyłem Oriane, która czytała coś.
-Co to za kijek?- zapytała cicho.
Po chwili wybuchnęła śmiechem, a ja usiadłem obok niej. Widząc, że dość poważnie utykam, przestała się śmiać, a zacisnęła piąstki i przyjęła zmartwiony wyraz twarzy.
-Will! Co jest z Twoją nogą?!- spojrzała na przebijającą się przez materiał bryczesów, krew.
<Orkirz? Will kaleka xD <3 <3 >
Dostaję 20 punktów ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)