Strony

czwartek, 15 czerwca 2017

Od Esmeraldy- zadanie 17

Od samego rana przyszło mi karmić kota, co zostało niezbyt dobrze przyjęte ze strony moich mebli, które zaczęły mnie okładać po nogach (bo meble mają coś do gadania).  Po karmieniu jeszcze walnęłam się do łóżka.
**** pewnie godzinę potem****
Otworzyłam niepewnie oczy i od razu wstałam, co zdarza mi się niezwykle rzadko, zazwyczaj leżę tak z 20 minut, a dzisiaj brawa dla mnie. Poszłam pod prysznic... Nic tak mnie nie rozbudzało jak porządny prysznic. Woda to jest mój żywioł, równie dobrze mogę powiedzieć, że władam wodą. Gdy kiedyś było strasznie gorąco i wszyscy chcieli deszczu, ja zaczęłam tańczyć i spadł deszcz. Czy to był przypadek losu? ( złote myśli Esmy czas zacząć) Jeśli szamani w dawnych czasach wymuszali deszcz to dlaczego ja nie mogę? Czy to chodzi o kolor skóry, jakby nie patrzeć wyglądam jak szaman. W prawdzie nie noszę pióropuszy itd. ale mam podobny kolor skóry, dwudniowy pęk różnych przyjemnych zabiegów w solarium czy tam SPA zrobił swoje.(złote myśli Esmy czas zakończyć). Powiedzmy, że po tym "odświeżającym" chlapaniu się pod słuchawką prysznicową, byłam ni jak szczęśliwa. Odejdźmy od tematu wody... Codzienne czynności takie jak ubranie się, zaczesanie włosów, makijaż a może i pomalowanie paznokci, sprawiały mi nie tyle co trud, ale i w pewnym sensie satysfakcję z tego. W każdym razie po tych czynnościach (nie pomalowałam się, bo po co) spełzłam na jakikolwiek posiłek. Spokojnym krokiem ruszyłam w stronę gwarnej jadalni, która już od godziny 6 tętniła życiem- nie to co ja. Powoli nacisnęłam na klamkę od drzwi, które z niemałym hukiem walnęły w dopiero co pomalowaną ścianę. Moje wtargnięcie na jadalnię nie wzbudziło wielkiego zainteresowania, kilka głów z niemałym zaskoczeniem popatrzyło w moją stronę, po czym wróciło do kończenia śniadania. Podeszłam do stoiska z żarłem i smętnie chwyciłam talerz w swoje drobne łapki. Jak zwykle na stołówce przeważały dania wegetariańskie, więc z ulgą sięgnęłam po sałatkę i serek imbirowy, wcześniej dokładnie sprawdzając czy nie ma tam mięsa. Mój talerz-niby odziany w warzywka- wyglądał na całkowicie pusty. Od wędrowałam od stoiska i klapnęłam obok gadającej w najlepsze Naosi...Rzuciłam krótkie "cześć" i stuknęłam ją w ramię, po czym z premedytacją uśmiechnęłam się w jej stronę. Niemalże rzuciłam talerzem na stół, chwyciłam srebrny widelec i nabiłam na niego pyszną roszpunkę wraz z pomidorkiem. Jej delikatna kwaskowatość komponowała się idealnie z słodkim pomidorkiem koktajlowym. Wsunęłam cały posiłek w milczeniu, po czym wstałam i odłożyłam talerz. Wyszłam z jadalni bez słowa, nie wiem jak, nie wiem też kiedy znalazłam się na łóżku. Siła przyciągania działa dziś o wiele mocniej niż wczoraj...
***
Wczepiłam swoją stopę w strzemię i przeciągnęła się, jakbym dopiero teraz podniosła swoją kolorową głowę z łóżka. Karosz przebierał niespokojnie nogami, dając mi sygnał, że się nudzi.  Rose mnie chyba nie zabije, jeśli rozgrzeję mojego Demona... Koń nie czekając na mój znak, dał łupsa w przód i poszedł. Zdezorientowana chwyciłam wodze i ściągnęłam je, w nadziei, że pewne uparte bydle posłucha i zatrzyma się, a ja nie zlecę z jego grzbietu, jak marionetka bez sznureczków.  Ku mojemu zdziwieniu, ociera nie było tak trudno zatrzymać, a Pan Rose nie zabił mnie za to drobne wykroczenie.
-Esma!
Ten głos wydawał się znajomy...
-Esma! Kurczę, jedziemy od 30 minut a ty nic!
Wtem podniosłam głowę z szyi ogiera i uśmiechnęłam się w stronę posiadaczki tego głosu.
-Nie rozumiem was, przecież ryby to cudown...Zaraz...CO?!- jęknęłam, zakładając ręce za kark.
-Głosujemy czy chcemy zobaczyć fajerwerki, raczej przegłosowane, że tak.- Naomi podążała w moją stronę na Empiryku, który strzygł uszami.
Niespodziewanie, tuż obok pana Rose, przeleciał niewypał i spłoszył Paradoksa. Zapanował chaos i wszystkie konie odgalopowały, przerażone tym cholernym niewypałem. Koń instruktora odgalopował w stronę rzeki, Empiryk wraz z Silver odgalopowały gdzieś w stronę lasu. Mój Demon i Alkatras pokłusowały Bóg wie gdzie, a Moonlight i Sydney jako jedyne zostały, trzymane jedynie przez z resztą pękającą już gałąź. Poprzysięgłam znaleźć tą sierotę, która walnęła fajerwerkiem i osobiście ukatrupić.  Szybko pobiegłam za karoszem i nawet szybko go znalazłam. Jak nie znaleźć szalejącego ogiera z odblaskowym czaprakiem, Heh. Przywizałam go do drzewa i poszłam szukać konia instruktora wraz z Lilą.
-Cholerne fajerwerki...- warknęłam, odgarniając krzaki.
-A żebyś wiedziała..- Lila nie dokończyła, gdyż z końca polany dobiegł się donośny krzyk Irmy "JEST!".
Pobiegłyśmy uradowane w tamtą stronę i z ulgą spojrzałyśmy na kasztanowatego ogiera...


Dostaję 30 punktów 😌

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)