Wpatrzyłam się w pociągające, błękitne oczy blondyna, które lustrowało moje ciało.
- Wiesz, że jestem troszeczkę podpita, więc nie wierz w moje niektóre słowa. Jak zrobię coś, co może zaciągnąć nas do jakiegoś ustronnego miejsca, to wiedz, że wynika z mojej nieświadomości - powiedziałam podczas własnego, ostatniego przebłysku świadomości. Leon, bowiem tak miał na imię, uśmiechnął się tylko pod nosem, a później przyciągnął mnie bliżej siebie. Splotłam palce na jego karku i uśmiechnęłam się prosto przy jego ustach, a poniżej odskoczyłam jak poparzona, czując nieproszoną dłoń na swoim biuście.
- Hej, ale to, że jestem wstawiona, i przed chwilą Ci to powiedziałam, nie zwalnia Cię z przestrzegania prawa do przestrzeni osobistej - powiedziałam, racząc go ostrym spojrzenie, na które mężczyzna wywrócił oczami. Jednakże już po minucie przestało się robić śmiesznie, bowiem Leon rozejrzał się na boki i niemalże rzucił się na moje usta, które blokowały dostęp do wszystkiego.
- Zostaw mnie! - Krzyknęłam, ale nikt, kompletnie nikt nie zareagował. Nagle poczułam emocje, które wypłynęły z zaistniałej sytuacji.
- Bądź cicho, albo zrobię Ci krzywdę. Spokojnie, w łóżku sobie nieźle radzę, więc na pewno ta noc będzie upojna - powiedział zalotnie blondyn, na co ja zacisnęłam pięść i wymierzyłam cios prosto w nos frajera. Młody mężczyzna zatoczył się, i ze względu na to, że był pijany upadł, przytrzymując się za nos. Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy, pobiegłam w stronę przybocznego lasu. Właściwie to czym były spowodowane? Były spowodowane bezradnością, która obfitowała w takie zdarzenia, jakie przed chwilą miało miejsce. Na samym początku rozmowy okazało się, że Leo kojarzy mnie właśnie z tych wszystkich zdjęć, które robią ze mnie zwykłą szmatę i dziwkę. Biegłam kompletnie na oślep, nie zwracając uwagi na wbijające się gałęzie w moje ciało, czy też korzenie, o które często zaliczałam potknięcia. Lecz nagle zatrzymało mnie coś, a raczej ktoś, który wyraźnie górował nade mną wzrostem. Poczułam ten sam zapach, co na bluzie, którą otrzymałam jeszcze w Akademii. Był to Noah, który przytrzymywał mnie za ramiona, gdy ja wówczas napierałam z całych swoich sił. Jednakże nagle poczułam jakiś ubytek w sobie, straciłam chęć na jakąkolwiek walkę z chłopakiem, i bezgłośnie płakałam, i to już nie pojedynczymi łzami, tylko całym potokiem łez. Usiadłam, pozbawiając się uścisku chłopaka na własnych ramionach, i schowałam twarz w dłonie, które stały się niemalże od razu mokre. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, jak można być tak lekkomyślnym? W dodatku sama zaproponowałam ten j**any wyjazd do miasta, które teraz ciągle próbuje mnie skrzywdzić. Chłopak stał, wpatrując się we mnie, która bezlitośnie łkała w dłonie i mokre już rękawy bluzy. Nagle jednak podniosłam się, zdjęłam z siebie bluzę, wpakowując ją w ręce Noah'a, który zdezorientowany przyglądał się każdej mojej czynności.
- Przepraszam, trochę przemoczona. - Zadrwiłam udając radosny ton. - Czekam pod samochodem, muszę się przejść. Sama. - Powiedziałam to z wielkim naciskiem na słowo 'sama'. Bez zwracania uwagi na to co chłopak odpowie, ruszyłam przed siebie, sprawdzając czy oprócz drobnych zadrapań i jednego siniaka nic mi nie jest. Szłam w czerni, spodziewając się z każdej strony ataku, lecz nie miałam żadnego zamiaru się zawrócić i podejść z podkulonym ogonem. Tak o to parłam do przodu, niestrudzona wszelkimi pajęczynami czy też gałęziami, z których jedna chyba zechciała pozbawić mnie oka, tak o to dla zabawy. Łzy, które pojawiły się na moich policzkach, zaschły, pozostawiając mi jedynie twardą skorupę, która przy mimce była niewygodna. Poczułam ostry ból na dłoni, w którą z niemałym impetem wbiła się gałąź. Nie drasnęła, tylko autentycznie wbiła się jak sztylet. Krew szybko potoczyła się po całym przedramieniu jak i koszulce, która w pewnym momencie zaczęła przypominać szkarłatne sukno.
- Nawet teraz, okrutny świecie? Nawet teraz? - Zapytałam otaczający mnie las, który odpowiedział tylko delikatnym skrzepnięciem iglastego drzewa, które było naprawdę potężne. Malowało się ono już na skraju zagajnika. Jednakże stało coś tam jeszcze. Samochód, a w środku niego Noah. Szybka wędrówka, naprawdę szybka. Nie byłam świadoma tego, że toczę się w takim eskpresowym tempie. Podeszłam, więc do auta, którego drzwi otworzyłam z ogromnym impetem, oraz z takim samym zamknęłam.
- Mogę pobrudzić trochę tapicerkę - powiedziałam, machając dłonią, gdzie w jej centrum, malowała się ułamana, wbita gałąź. - Umyje. - Dodałam, próbując jakimś cudem zatrzymać krwawienie, które poważnie było duże, i nie miało zamiaru przestać lecieć. - A i jeszcze jedno. Nie rób sobie ze mnie problemu, udawaj, że mnie nie ma - dokończyłam niemalże syczącym tonem
Noah?
Cholernie przepraszam wszystkie osoby na czacie, z którymi pisze, przez moje humorki, które robią się po woli uciążliwe.
Jeśli czyta to Mateusz, to niech wie, żeby uważał na ulicy bo ktoś mu może obić twarzyczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)