Dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo brakowało mi obecności Alex i spojrzenia ciemnych oczu dziewczyny.
- Dobrze cię znowu widzieć. - uśmiechnąłem się łagodnie i ostatni raz ją pocałowałem. Ruszyliśmy w stronę kuchni prawdopodobnie po to by w ten upalny, florydzki dzień opłukać zaschnięte gardła, jednak nie dane nam było dojść daleko. Do naszych uszu dobiegł bowiem niepokojący z lekka dźwięk który przypominał krztuszenie i walenie głową o drzewo. Tak, definitywnie coś było nie tak. W dodatku dobiegało z głównej stajni. Spojrzeliśmy po sobie poniekąd trochę zmieszani ale i śmiertelnie przerażeni bo te dźwięki mogły oznaczać wszystko - od włamywaczy w biały dzień (z którymi mamy niezbyt dobre wspomnienia) po rodzącą klacz ale chyba w ciąży spożywczej gdyż żadna klacz szkółkowa nie była zaźrebiona,
Alexandra pierwsza się ocknęła i pobiegła dzikim pędem by wbić przez drzwi zewnętrzne do boksu z którego pochodziły dzikie odgłosy. Nasze przypuszczenia jednak okazały się mylne - to nie była rodząca klacz, a cierpiąca i leżąca klacz a dokładniej gniada Melania.
- Wet! Dzwoń po weta! - niemalże pisnęła Alex i pochyliła się delikatnie nad klaczą. Wymruczałem coś w stylu akceptacji tego pomysłu i nerwowo wypisując numer wybiegłem na świeższe powietrze. Nie był to za dobry pomysł gdyż słońce nieco za bardzo dawało mi znać o swojej obecności i dosłownie przypiekało mi twarz na suchego tosta (nie wiem skąd to porównanie, chyba jestem głodny).
Po szybkiej i nerwowej wymianie zdań pomiędzy Sarah, weterynarz powiedziała że będzie za 10 minut. Dla niektórych minie jak pstryknięcie palca, ale dla nas była to ogromna katorga. Patrzeć jak gniadoszka się męczy a my jedyne co mogliśmy zrobić to spróbować ją podnieść na nogi i wyjść z ciasnego boksu.
<Alex? Napisałam to! NAPISAŁAM! Po tylu tygodniach xD Możesz być ze mnie dumna mimo że to taka kupa na czterech kopytach ._. >
Alexandra pierwsza się ocknęła i pobiegła dzikim pędem by wbić przez drzwi zewnętrzne do boksu z którego pochodziły dzikie odgłosy. Nasze przypuszczenia jednak okazały się mylne - to nie była rodząca klacz, a cierpiąca i leżąca klacz a dokładniej gniada Melania.
- Wet! Dzwoń po weta! - niemalże pisnęła Alex i pochyliła się delikatnie nad klaczą. Wymruczałem coś w stylu akceptacji tego pomysłu i nerwowo wypisując numer wybiegłem na świeższe powietrze. Nie był to za dobry pomysł gdyż słońce nieco za bardzo dawało mi znać o swojej obecności i dosłownie przypiekało mi twarz na suchego tosta (nie wiem skąd to porównanie, chyba jestem głodny).
Po szybkiej i nerwowej wymianie zdań pomiędzy Sarah, weterynarz powiedziała że będzie za 10 minut. Dla niektórych minie jak pstryknięcie palca, ale dla nas była to ogromna katorga. Patrzeć jak gniadoszka się męczy a my jedyne co mogliśmy zrobić to spróbować ją podnieść na nogi i wyjść z ciasnego boksu.
<Alex? Napisałam to! NAPISAŁAM! Po tylu tygodniach xD Możesz być ze mnie dumna mimo że to taka kupa na czterech kopytach ._. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)