Popatrzyłam na Esmę. Turlała się ze śmiechu na trawie, miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie. Chciałam udawać wielce obrażoną, ale szampański nastrój dziewczyny sprawił, iż moje postanowienie zakończyło się fiaskiem. Już chwilę potem zanosiłam się głośnym śmiechem, który, według mojej dawnej klasy, przypominał śmiech czarownicy.
- Prze... Przepra... szam- wydukałam pomiędzy falami śmiechu.
- Nic nie szkodzi- odpowiedziała Esmeralda, ocierając łzy z policzka.
Gdy się już uspokoiłyśmy, wsiadłam z powrotem na grzbiet konia. Zrobiłam kilka młynków. Spojrzałam na dziewczynę, z jej twarzy nie sposób było wyczytać, czy wyszło dobrze, w miarę, czy też była to katastrofa. Kiwnęła głową. Postanowiłam pojechać galopem. Jedno, koślawe koło, drugie już mniej, i zmiana nogi. Zadowolona ze swoich poczynań namyślałam się chwilę, zwolniłam konia do stępa, po czym powoli wstałam. Lecz zaraz tego pożałowałam, nogi zrobiły mi się jak z waty, ześlizgnęła mi się trochę lewa stopa, potem prawa, i uderzyłam siedzeniem o wałacha, zsuwając się z niego powoli i stając na chwiejnych nogach, które nagle się pode mną ugięły.
- Nic ci nie jest? - zapytała Esma, która w tempie ekspresowym znalazła się koło mnie.
- Nie nic. Tylko tyłek mnie trochę boli - powiedziałam z krzywym uśmiechem, chwytając wyciągniętą do mnie rękę.
<Esma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)