Strony

sobota, 30 września 2017

Od Adeline C.D Harry'ego

Czując delikatny dotyk na swoim policzku, miałam ochotę ponownie oddać się w czułe ręce Harry'ego. Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który odwzajemnił mi ten gest i objął mnie ramieniem.
- Oczywiście, że zostanę - zachichotałam. - Ale wiesz, czegoś mi brakuje - powiedziałam, siląc się na smutny ton.
- Ahh, brakuje Ci czegoś? - Westchnął niebieskooki. - Obawiam się, że nie jestem w stanie Ci więcej zapewnić.
- Wystarczy mi jeden, króciutki pocałunek na dobranoc - powiedziałam, a chłopak uniósł swą brew. Podparłam się na łokciach i ponownie, niemalże tak samo jak przed godziną, wpiłam się w usta Harry'ego, który oddawał każdy mój ruch.
- Miał być króciutki? - Wysapał pomiędzy serią kolejnych całusów.
- Widzisz, mamy inne pojęcie tego słowa - zaśmiałam się, a po chwili przegryzłam delikatnie swą wargę. - Hazzuś, tak się składa, że nie jestem jeszcze zmęczona.
Po tych słowach usiadłam okrakiem nad chłopakiem i nachyliłam się ku jego twarzy, od której promieniała radość. Jeżdżąc delikatnie swą dłonią po karku niebieskookiego, usłyszałam kroki stawiane na korytarzu, lecz nie spodziewałam się, że są one skierowane do pomieszczenia, w którym my aktualnie się znajdujemy. Drzwi otworzyły się z hukiem, a ja w tym samym momencie spięłam się, odskakując na lewą stronę materaca. W drzwiach stał rozwścieczony członek kadry, dokładniej trener ujeżdżenia - Gilbert Blythe.
- Jak się nie mylę, pannę Adeline słychać było w stajni koni prywatnych - jego oschły głos głucho odbijał się w moich uszach. - A Ciebie, drogi Młodzieńcze, mam ukarać za takie trzaskanie drzwiami? - Dodał po chwili.
- Wydaje mi się, że nie ma Pan prawa oglądania uczennic nago - wyszczerzył się brązowowłosy.
- Jest pod kołdrą, więc nic nie widzę - powiedział, a jego twarz wykrzywiła się na kształt uśmieszku.
- Po za tym, nie powinien Pan zaglądać do łóżka uczniów. To, że instruktorowi się nie udało, nie znaczy, że jego podopiecznym się nie uda - dodałam. - Myślę, że nie chce Pan przeprowadzić niezwykle interesującej rozmowy z moim ojcem, hę?
- To są groźby, Adeline Whittaker. Owszem, zgodzę się, że na ten temat nie chce rozmawiać z Twym ojcem, więc za to chcę Cię zobaczyć na czworoboku jutro o godzinie 5:00, z gotowym koniem i wyuczonym programem - warknął, a po tych słowach zniknął z pokoju.
- Cholera jasna! - Krzyknęłam, zrywając się z łóżka, zapominając przy tym, że jestem całkowicie naga. Z towarzyszącym mi chaosem, zaczęłam naciągać na siebie poszczególne części garderoby, które walały się w każdym zakamarku pokoju Harry'ego.
- Spokojnie, przecież i tak nic teraz nie zrobisz - westchnął mężczyzna, siłując się z suwakiem własnych spodni.
- Napraw ten suwak, bo następnym razem szlag mnie trafi - mruknęłam. - Ku**a, ten facet ewidentnie się mnie uczepił.
- Wiesz, że i tak wypadniesz świetnie?
- Nie interesują mnie teraz komplementy - westchnęłam, wpadając w ramiona niebieskookiego.
- Chodźmy spać, nie ma sensu się denerwować, a lepiej być wyspanym na porannym treningu z Blythe'm.
- Ten trening ma się odbyć za pięć godzin.
~*~
Sunąc niczym zjawa, weszłam na czworobok w ręku mocno ściskając wodze skarogniadej klaczy, która również nie wiedziała do końca co się dzieje. Pan Gilbert Blythe, stał już przy stojaku z literą A, posyłając mi szyderczy uśmiech.
- Rozgrzewka zrobiona? Chcę zobaczyć tylko przyjazd i powiedzieć Ci błędy Twojego wierzchowca, a tym samym Twoje - bąknął pod nosem, a ja co raz bardziej wewnętrznie się załamywałam.
- Uznajmy, że zrobiona - odpowiedziałam, a po minucie ściągnęłam strzemiona spod skrzydełka siodła. Sprawdziłam jeszcze raz popręg i z ociąganiem się, delikatnie podskoczyłam, podciągając się przy tym, aby po chwili wylądować w siedzisku. Mężczyzna odstawił płotek przy literze A, wypuściłam głośno powietrze, zbierając przy tym Notte i ruszając z miejsca zebranym kłusem. Czując w gardle narastającą gulę, siedziałam w siodle nieco spięta, przez co mój kłus ćwiczebny wydał się nieco zbyt sztywny i mało aktywny. Szybko jednak ogarnęłam narastającą presję i całkowicie rozluźniłam swoje ciało. Wjeżdżając na linię środkową, poczułam chłodny wzrok trenera ujeżdżenia, co jeszcze bardziej zmotywowało mnie do dalszego działania. Wykonując paradę, spostrzegłam, jak notuje coś w swoim dzienniku, a później agresywnie kreśli to długopisem. Ukradkiem uśmiechnęłam się, by po ukłonie, ruszyć dalej kłusem zebranym, który w moim mniemaniu był co najmniej na ósemkę, która była wręcz ogromna jak dla tak krótko pracującej pary. Będąc już przy C, skręciłam w lewo by już na literze S wykręcić na woltę o średnicy dziesięciu metrów. Wiedząc, że już zaraz czeka mnie wykonanie łopatki do wewnątrz, poczęłam zabawę wodzy wewnętrznej, napinając ją i po chwili odpuszczając. Delikatnie wzmocniłam swój nacisk wewnętrznej łydki na miejsce w okolicach popręgu, starając się zachować zgięcie skarogniadej w żebrach oraz tempo, które było nader aktywne. Obciążyłam lewą kość kulszową i strzemię, pilnując by nie załamać się w biodrach, ponieważ ostatnio dość często mi się to zdarza. Zewnętrzną wodzą zapewniałam odpowiedni kąt wygięcia klaczy, a łydką po tej samej stronie leżącą, przesunąłem się nieco za popręg, pilnując by zad nie odleciał w nieznane. Utrzymując tą samą pozycję, przejechałam do litery V, by tam przerwać żądanie i powrócić do kłusa zebranego, w którym wykonałam półwoltę w lewo. W literze L według programu, miał nastąpić ciąg, nad którym bardzo często w ostatnim czasie pracowałam z moją podopieczną. Poczułam jak Meravigliosa mocno krzyżuje swe nogi, co przyprawiało mnie o delikatny zachwyt. Mimowolnie, delikatnie zjechałam po jej szyi by delikatnie ją poklepać.
~*~
Zeskoczyłam na kwarcowe podłoże wymieszane ze ścinkami fizeliny. Uważałam, że jest to doskonała mieszanka, która z resztą zachwycała również Notte, wesoło wymachującą przednią nogą. Nauczyciel podszedł do mojej osoby, krytycznie patrząc się na rozluźnioną klacz. Przeniósł swój ostry wzrok na mnie, a po chwili delikatnie się uśmiechnął.
- Cóż, panno Adeline - zaczął, przełykając głośno ślinę, tak jakby próbując się wymigać od wypowiedzenia pewnych słów. - Muszę przyznać, że jestem zszokowany poziomem prezentującym przez Waszą parę. Klacz ma świetne ciągi, które da się przenieść na jeszcze wyższy poziom, ale naprawdę jestem zadowolony. Brakuje mi jednak czegoś..
Wiedziałam. Wiedziałam, że czegoś w tym nie ma, tylko czego? Cholera jasna, tak się starałam wszystko zrobić jak najbardziej idealnie.
- Brakuje mi chociaż delikatnego zarzucenia zadem w galopie, bo do jasnej Anielki, jak na tak młodego konia, jest po prostu świetna.
- Dziękuję, to znaczy dziękujemy - uśmiechnęłam się szeroko, klepiąc szyję klaczy.
- Dobra, koniec tych komplementów. Jesteś wolna, idź ją rozsiodłać - mruknął, i w tym momencie wrócił stary, gburowaty Gilbert. Wywróciłam oczami i wzięłam się za podciągnięcie strzemion, oraz odpuszczenie popręgu. Wzięłam wodze do rąk i z błogą miną ruszyłam w stronę stajni koni prywatnych. Nagle znikąd pojawił się przy mnie Harry, który czule objął mnie ramieniem.
- Jak poszło? Zjadł Cię? - Zaśmiał się, a po chwili pogładził bok skarogniadego wierzchowca.
- Możesz być ze mnie bardzo dumny. Pan Gilbert Blythe pochwalił mnie i mojego konia - powiedziałam, czując jak rosnę w duchu. Młody mężczyzna posłał mi szeroki uśmiech, a po chwili w trójkę wkroczyliśmy na korytarz budynku, w którym rozległ się dźwięk powitania Notte przez innych członków jej małego stadka. Skierowałam się od razu na wolną, wewnętrzną myjkę, naprzeciwko której znajdowało się solarium, zajęte przez klacz Esmeraldy. Meravi skuliła uszy, by po chwili przeciąć powietrze zębami. Zaskoczona taką reakcją Vigliosy, starałam się nawet nie zbliżać do kasztanki, która stała bez żadnej reakcji w miejscu. Na szczęście pojawiła się Esma, która zabrała swojego wierzchowca na pastwisko. Wypuściłam powietrze z ulgą i zaczęłam rozsiodływanie skarogniadej. Rumak po otrzymaniu smakołyka, zaczął pienić się niemalże tak jak zwierzę chorujące na wściekliznę. Odłożyłam delikatnie siodło pod ścianę, a ogłowie zawiesiłam na niewielkim wieszaczku.
- Możesz ją całą schłodzić i wprowadzić na solarkę? - Zapytałam, robiąc błagalne oczka w stronę niebieskookiego.
- Jasne, Słonko - powiedział, a zwrot użyty przez chłopaka, wywołał we mnie przyjemne uczucie. Poszłam do siodlarni, w której stała moja potężna drewniana paka wypełniona po brzegi sprzętem i preparatami. Właśnie po to drugie się kierowałam, a dokładniej po olej do skóry, by dokładnie wysmarować siodło i ogłowie przed zawodami. Wymachując buteleczkami na każdą stronę, szłam tanecznym krokiem do Harry'ego i Notte. Moje serduszko roztopiło się pod wpływem widoku chłopaka, wtulonego w krótko przystrzyżoną grzywę szcześciolatki. Drapał przy tym jej kłąb, przez co górna warga skarogniadej wyginała się pod wpływem przyjemności. Roztopiona podeszłam do nich i cicho odchrząknęłam.
- Bo będę zazdrosna - zachichotałam.

Mój Skarbuś? <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)