Strony

sobota, 30 września 2017

Od Adeline C.D Harry'ego

Szłam w towarzystwie świeżo co poznanego chłopaka, który z delikatnym stresie mielił w swych dłoniach kluczyk od pokoju.
- Jak już wiesz, jestem Adeline Whittaker, ale nie znam Twojego imienia, więc z chęcią je poznam - uśmiechnęłam się delikatnie, brnąc w stronę padoków.
- Mam na imię Lucas i pochodzę z Niemiec, więc wybacz jak mój język nie będzie idealny - odpowiedział, układając rząd śnieżnobiałych zębów, które zdobił bądź nie aparat stały z czarnymi ligaturami. Podeszłam do padoku z klaczami stajennymi, które z ociąganiem poruszały się w poszukiwaniu co raz to lepszych kępek traw. Słońce odbijało się od białych płotów, który przeszkadzał mi w jakiejkolwiek obserwacji. Brunet wnikliwie przyglądał się jednej kasztance, która postanowiła podejść do ogrodzenia i czekać na smakołyka z mojej strony.
- Nie dostaniesz, Pompeja. Jedyne co możesz teraz dostać to pieszczoty od Lucas'a - powiedziałam do klaczy, która popatrzyła na mnie jak na idiotkę. Zrezygnowana odeszła do stada by zaczepiać swoje towarzyszki.
- Cóż, chyba jej nie kręcę - zmarszczył nos i poszedł w stronę innych pastwisk. Najbardziej przyciągnęły go oddzielne padoki dla prywatnych ogierów, po których szalały potężne wierzchowce. Lucas bez zbędnych słów obkręcił się w moją stronę, ale już po chwili na jego twarzy dostrzegłam grymas.
- Coś nie tak? - Zapytałam, zestresowana tym, czy aby na pewno nie popełniłam żadnego błędu, przez który najprawdopodobniej zostałabym zbesztana przez pannę Rose.
- Nie, wszystko jest okej, ale Twój chłopak, przyjaciel czy tam znajomy, właśnie gada z jakąś całkiem niezłą blondi - westchnął. - Chyba całkiem nieźle się bawią - dodał, a po chwili machnął delikatnie głową w kierunku mojego towarzyszą tej nocy.
- Opiekunka tamtych bachorów - mruknęłam wściekle, po czym znowu odwróciłam się w stronę niebieskookiego. - Cóż, zapraszam Cię teraz do stajni koni akademickich, to tam gdzie oni stoją - uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam do budynku.
- Twoja klacz jest bardzo ładna, ma świetny zad - powiedział Lucas, który wcale nie wydawał się aż taki zielony w temacie koni ujeżdżeniowych. - Skąd zdobyłaś taki ładny okaz?
- W Niemczech - zaśmiałam się. - Podczas niedawnych körungów wpadła mi w oko i tak się jakoś potoczyło, że stała się moją własnością - powiedziałam po chwili.
- Byłem, ale jej nie zauważyłem.. cóż - wzruszył ramionami, po czym się roześmiał i tym samym zaraził mnie głośnym śmiechem. Po kilku minutach wkroczyliśmy na korytarz stajni, po którym rozniósł się dźwięk odbijania podeszwy moich oficerek. Zostałam jednak zatrzymana, przez jak się domyślałam Harry'ego, który z zaciśniętą szczęką wpatrywał się w moją skamieniałą twarz.
- Coś się stało, zaraz kończę, więc jakbyś chciał, mój kochany, pomóc mi dalej w treningu to zapraszam - podniosłam jedną ze swoich brwi.
- Podziękuję, może Twój nowy towarzysz się zgodzi.
- Właściwie to z wielką chęcią pomogę - wtrącił nowy.
- Widzisz, masz nowego zwolennika. Jesteś jednak taka jak ludzie opowiadają, puszczalska panienka na jedną noc - warknął i w ekspresowym tempie wyszedł ze stajni. Oniemiała odwróciłam się w stronę nowego mężczyzny, który również rozszerzył swoje oczy.
- Cóż - powiedziałam delikatnie trzęsącym się tonem. - Idziemy do drugiej stajni, chcę poćwiczyć przejazd na zawody - warknęłam, a chłopak zasalutował.
~*~
Skarogniada klacz stała na myjce, wesoło tupiąc nogą w pozostałościach z wody, która cały czas ściekała z jej ciała.
- Hej, Notte bo sobie coś zrobisz - zaśmiałam się z gdy wierzchowiec natychmiast przestał i wlepił we mnie swój zdziwiony wzrok. - No co, panisiu? - Powiedziałam rozbawiona. Lucas, który mówił mi o każdym błędzie popełnionym podczas programu, poszedł do biura gdzie został zawołany przez pana Rose. Zadowolona, poklepałam masywną szyję, należącą do Meravigliosy, która ani razu nie spłoszyła się na dzisiejszej jeździe.
Upewniwszy się, że nogi klaczy wyschnęły, zarzuciłam beżową derkę na grzbiet, którą po minucie zapięłam i z moim zwierzęciem wróciłam do boksu. Zmęczona, odniosłam sprzęt do paki, którą dokładnie zamknęłam na dwa zamki i wyszłam ze stajni. Moje kroki skierowałam do akademika, w którym zamiar miałam zjeść jakiś posiłek. Na stołówce spotkałam chłopaka, który wyzwał mnie kilka godzin wcześniej. Oczywiście, był nim Harry, który tępo wpatrywał się w stół, a ukradkiem spoglądał na mnie. Bez zbędnych słów, nogi poniosły mnie do szafek, z których wyciągnęłam jedno, soczyste jabłko.
- Czyli jestem puszczalska? - Zapytałam podrzucając jabłko, po chwili je gryząc. - Doczekam się odpowiedzi? - Mruknęłam.

Hazza? ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)