Strony

niedziela, 17 września 2017

Od Harry'ego C.D Adeline

RAZ DWA TRZY, NIE WIEM, PAPUGI 


Smukłe dłonie nagłym, co najmniej nieprzewidywalnym i niewątpliwie absurdalnie śmiesznym ruchem objęły moją skupioną na przedstawianych koniach twarz, unieruchamiając ją w jednym konkretnym miejscu. Zdziwiony, jeśli nawet nie zszokowany, bez machinalnych oporów poddałem się zbliżanym do mego policzka miękkim wargom. Zbyt bardzo zaskoczyła mnie swym gestem, abym postąpił tak, jak zrobiłbym to w codziennych i nieco bardziej normalnych okolicznościach.
Słodka woń perfum zadziałała na mnie wyjątkowo szybko, dzięki czemu niespodziewanie nawet dla samego siebie nieco rozluźniłem swe mięśnie, oddając się jednostronnemu pocałunkowi. Idealnie wręcz dobrana lekka, subtelna mgiełka szybko dotarła do mych nieznacznie rozchylonych nozdrzy, powodując, że mój otumaniony umysł skupiał się tylko i wyłącznie na znajdującej się stanowczo zbyt blisko szatynce. Dziewczyna, oplatając moją wyprostowaną szyję gładkimi dłońmi, pozostawiła na mym policzku coś więcej, niż podmuch ciepłego oddechu i wspomnienie ostatniego pocałunku w przelotnym związku z jeszcze inną blondynką. Zlewająca się z naturalnym odcieniem jej ust szminka zostawiła na mej twarzy pamiątkę w postaci zaróżowionego nalotu, o zapachu wyjątkowo przyjemnym, przypominającym jeden z bardziej słodkich owoców. Gdyby nie to, że nie pochwalałem zamachów tego typu, stwierdziłbym głośno, że nie tylko całkiem mi się to podobało, ale i chętnie bym to powtórzył. 
- Muszę iść teraz załatwić wszystkie formalności... - westchnęła, chwilę wcześniej jak gdyby nigdy nic wracając do swojej ówczesnej pozycji, najwidoczniej także uznając przemilczenie całej sytuacji za najlepsze rozwiązanie. Śmiejąc się w duchu z jej dziwacznej mentalności i sposobu postrzegania niektórych rzeczy, na zewnątrz pozostawałem niewzruszony, wygładzając delikatnie zagiętą część swojej ulubionej marynarki. - Możesz mi już zacząć współczuć - szepnęła już na moje ucho, podrywając się wcześniej z miejsca, by dołączyć się do towarzyszącej nam, widocznie doskonale znanej szatynce kobiety, która już wcześniej zdążyła unieść się z miejsca.
Minęło jednak trochę czasu, zanim sam opuściłem wygrzane już siedzenie, a cała reszta koni odbyła wcześniej zaplanowane zaprezentowanie. Nie wszystkie jednak zostały na tyle docenione, by znaleźć nowych nabywców. Sam raczej przyglądałem im się ze świadomością o tym, jak bardzo potrzebuję udać się przed budynek na papierosa, niż w formie postrzegania ich jako prosperujących pod różnymi kątami wierzchowców.
Wciąż śpiący, starałem się powstrzymać ziewanie, gdy udawałem się w dogodne miejsce do bezpiecznego podpalenia fajki.
- Cholera jasna... - warknąłem pod nosem, kiedy to okazało się, że moja jedyna, dosyć dobrze służąca mi do tamtej pory zapalniczka, postanowiła definitywnie odmówić jakiegokolwiek posłuszeństwa. Wzdychając, trzymałem niezapalonego papierosa między wilgotnymi wargami, by z uporem godnym maniaka starać się o wykrzesanie z urządzenia ostatniego, życiodajnego ognia. 
Zapalniczka jednak pozostawała niewzruszona, nie wypuszczając na światło dzienne ani jednego, nawet drobnego płomienia. Jak na złość, dookoła mnie nie było ani jednej osoby, do której mógłbym zwrócić się o pomoc, a cóż, potrzeba niewątpliwie nagliła mnie z każdej możliwej strony. W ostatnim momencie spostrzegłem jednak przy wyjściu dwójkę ludzi, żywo prowadzących subtelnie przerwaną przeze mnie rozmowę. Zachowawszy pozory dobrego wychowania i jakiejkolwiek kultury osobistej, wygładziłem wcześniej marynarkę, poprawiłem opadające na czoło włosy i z trudem uporałem się z uporczywą chrypką.
- Przepraszam? - podszedłem nieco bliżej, zwracając swoim dosyć chłodnym tonem głosu uwagę stojącego obok małżeństwa. Nie owijając w bawełnę, z niebywałą lekkością obrałem na swą twarz jeden z najżyczliwszych, acz sztucznych uśmiechów, by zyskać chwilowo w oczach zarówno mężczyzny, jak i kobiety. - Czy, w ramach naturalnie możliwości, mógłbym na chwilę zapożyczyć się zapalniczki?
I tak, szczerząc się, z uwagą przyglądałem się temu, jak mężczyzna wyciąga z kieszeni upragniony przeze mnie przedmiot, mimo subtelnie karcącego go wzroku stojącej u jego boku kobiety. Przypominała mi kogoś, nawet bardzo, dzięki charakterystycznym rysom twarzy i podobnym sposobem odwracania czyjejś uwagi.
Bezgłośnie, nawet nie czekając na oddanie własności, opuścili mnie równie szybko, co przywrócili nadzieję na ugaszenie niezmiennego pragnienia. W końcu mogąc rozkoszować się wypuszczaniem ze swych ust gęstych kłębków jasnoszarego dymu, oddychałem z ulgą, gdy miałem świadomość posiadania przy swym boku zapalniczki, choć cudzej.
Zamierzałem ją oddać przy najbliższej okazji, mimo tego że wątpiłem, aby nastąpiła ona nazbyt szybko.

Adeline znalazłem dopiero po upływu kilkunastu minut. Zanim dotarłem do odpowiedniego budynku mieszczącego boksy, z trudem odnajdując do nich odpowiednią ścieżkę, niemalże kilkukrotnie wdałem się w dyskusję, która zdawała się nie mieć w najbliższym czasie jasno określonego końca. Z lekkim zdziwieniem spostrzegałem, że ludzie chętniej rozmawiali ze mną na poważne, istnie dojrzałe tematy dopiero wtedy, gdy zakładałem na siebie jedną z dopasowanych marynarek. Na całe szczęście niezbyt często czułem potrzebę co do tego, by konwersować na tematy wykraczające ponad absolutną normę co do wymaganego zaangażowania.
- I jak tam? - najwidoczniej zaskoczyłem swym pytaniem szatynkę, która zdziwiona usłyszeniem mojego głosu, lekko odskoczyła od krat jednego z boksów, w którym jak mądrze i niespodziewanie dla wszystkich podejrzewałem, znajdowała się zakupiona przez moją towarzyszkę klacz. Adelka, ponownie tego dnia wprawiając nie tylko samą siebie w delikatne zakłopotanie, nieumyślnie wpadła prosto do mych ramion. Tym razem oddziałując na otrzymane bodźce, machinalnie złapałem ją mocniej, by nie wypadła z mojego uścisku.

Adisia? 
Road to 18 8) ♥



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)