Strony

środa, 27 września 2017

Od Karola do...

Był piątek. Lekcje się skończyły, a ja dostałem wiadomość od rodzicielki, która miała ochotę się spotkać. Za tą kobietą mógłbym pójść nawet na koniec świata, więc zaproponowałem jej miły wypad do restauracji. Od razu po wyjściu z zajęć poszedłem się mniej więcej ogarnąć. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem koszulę. Cóż, miejsce, do którego się wybierałem, wymagało tego od gości, więc wyjścia nie miałem.
Kiedy wszedłem na salę, mama siedziała już przy stoliku, czekając na mnie z… Michael'em. Nie mówiła, że z nim będzie. Co za przebiegła kobieta. Nie dałem poznać po sobie delikatnej wściekłości. Ani troszkę. Zająłem miejsce przed nimi.
- Dzień dobry mamo, Michael – pierwszą część powiedziałem normalni, jednak z drugiej dało się wyczytać, że życzyłem mu raczej złego dnia.
- Cześć synku – uśmiechnęła się. - Co tam u ciebie? Jak szkoła? Robisz jakieś postępy? - i jak zwykle zaczęła gadać. Uwielbiam to, że usta nigdy jej się nie zamykają i zawsze ma coś do powiedzenia. To właśnie czyni ją jednym z najlepszych prawników w kraju.
- Cóż. Jest dobrze. Masz wgląd do moich ocen – gestem ręki zawołałem kelnera. Poprosiłem go o wodę.
- Nie chodzi mi o to! Masz jakąś dziewczynę? Może chłopaka? - tu się zatrzymamy. Uwielbiam mamusię za jej tolerancję. Zaakceptowałaby mnie, nawet jeśli chciałbym zmienić płeć albo zostać dendrofilem. Tego samego nie można powiedzieć o ojcu. Nawet mu nie powiedziałem o tym, że ciągnie mnie też do facetów.
- Nie mam. Przecież powiedziałbym ci, gdybym kogoś miał – uśmiechnąłem się nieznacznie, patrząc na nią, po czym przeniosłem wzrok na jej męża. Od razu straciłem humor. Nienawidzę tego człowieka całym sercem.
- Więc Karol. Co planujesz po zakończeniu akademii? - odezwał się w końcu. I szok. To, co powiedział, nie było żadną uwagą, poleceniem czy obrazą.
- Nie wiem jeszcze. Myślę nad założeniem własnej hodowli którejś z ras. To tylko plany.
- Nie utrzymasz się z tego – wzruszył ramionami.
- Cóż. Lepiej mieć jakiekolwiek pieniądze niż wyzyskiwać własną żonę – mruknąłem, mierząc go wzrokiem. - Podpisaliście intercyzę? Tak. Czy połowa majątku mamy należy się tobie? Tak. Czy zarobiłeś coś w swoim życiu? Nie. Mamo co ty w nim widzisz? - mruknąłem, wstając od stołu. - Wybacz mi, ale ja naprawdę nie mam ochoty na niego patrzeć. Zadzwoń, kiedy będziesz chciała spotkać się ze mną. Bez tego dupka – pocałowałem ją w policzek, po czym wyszedłem z restauracji. Wsiadłem do samochodu i zapaliłem, wyciągając telefon.
Pojechałem do centrum handlowego. Nie miałem pomysłu na spędzenie dalszej części dnia, więc postanowiłem zapchać ją zakupami. Już po godzinie chodziłem obładowany torbami. Kupiłem dwie pary butów, koszule, kilka koszulek i spodnie. Tamtych Jordanów nie mogłem przepuścić i tak jakoś wyszło, że sprzedawca pokazał mi jeszcze jedne. Nie byłem w stanie wybrać, więc wziąłem dwie pary. Zgłodniałem. McDonald to dzieło Boga, w którego nie wierzę, ale tak właśnie jest. Kupiłem sobie dość sporą porcję fastfoodów, po czym ruszyłem zająć jakiś stolik. No jasne. Piątek południe, wszystko zajęte. A nie! Chwila! Jest! Stolik na dwie osoby, przy którym siedziała jedna osoba. Poszedłem tam od razu.
- Mogę? - uśmiechnąłem się do niej nieznacznie, kiedy uniosła głowę.
- Proszę – odwzajemniła gest. Skądś ją znam. Nie z imprezy… Nie jest przypadkowym przechodnią… Nie jest znajomą znajomych…
- Znamy się? - mruknąłem, zabierając się do posiłku.

<Któraś z pań?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)