Strony

sobota, 11 listopada 2017

Od Harry'ego C.D Adeline

Rosnące na jednym z najbardziej oddalonych od stajni padoków drzewo wydawało się idealnym miejscem, w którym beztrosko zamknąć mogłem swe oczy w akompaniamencie cichego szumu silnie wiejącego wiatru. Liście starego, wiekowego rzekłbym już dębu, kołysały się lekko na lichych gałązkach, co jakiś czas pozwalając słabiej zawieszonym osobnikom na swobodne opadnięcie wśród kępek gęsto rosnącej trawy. Rozkoszując się wczesnojesiennym powietrzem wymieszanym z charakterystycznym zapachem nieopodal rosnących roślin i drzew, oparłem się o szorstką korę, wierząc w to, że rosły dąb z prawdopodobnie nieposiadaną przez siebie empatią utuli mnie do snu i sprawi, że zapomnę o incydencie porannej bezsenności. Odprężając się, bez zastanowienia nad tym, czy nie przegapimy chwilą odpoczynku ważnych dla życia akademickiego momentów, wraz z uśmiechniętą Adeline spoczęliśmy wśród nisko skoszonej przez konie trawy. Meravigliosa, korzystając z tego, że uwielbiana przez nią jej właścicielka odpięła od jej niebieskiego, podszytego miękkim materiałem kantara w podobnym odcieniu, kontrastujący z maścią ciemnogniadoszki uwiąz, z początku z uroczym roztargnieniem, w końcu energicznie dokłusowała na drugi koniec ogrodzonego terenu, niezwykle wysoko, z ogromną gracją i perfekcją, unosząc swe kończyny wysoko do góry. Przyglądając się biegającej przy ogrodzeniu klaczy, jeszcze szerzej uśmiechnąłem się, gdy Adeline lekko rozchyliła moje nogi, aby wygodniej spocząć na moich kolanach. Ściskając ją w ramionach, przymknąłem na chwilę powieki, gdy całowałem jej gładki policzek.
Blondynka wtuliła się w zagłębienie mojej szyi, gdy czule musnąłem pojedynczo wargami jej kark.
- Nie do końca podoba mi się to, jak patrzą na Ciebie Ci wszyscy chłopcy i instruktorzy. - odezwałem się w końcu po dłużących się minutach głuchej ciszy, przerywanej raz na jakiś czas rżeniem Notte bądź dźwiękiem zwiastującym, że ku mojemu niezadowoleniu, nasze usta zostały na najbliższe minuty rozdzielone. Dziewczyna uniosła na mnie swój zdezorientowany wzrok, najwidoczniej nie do końca wiedząc lub rozumiejąc, o co mi chodzi. - Wszyscy się za Tobą rozglądają, wiesz? Gdyby nie to, że waruję przy Tobie niemal jak pies, rzuciliby się nie tylko na Ciebie, ale i nie co dalej, z zamiarem dogłębnego zapoznania się z Twoim łóżkiem. Nie daje mi to spokoju.
Prychnąłem z nieukrywaną złością, szukając w kieszeni swych spodni prostokątnej paczuszki.
Blondwłosa, delikatnie rozpromieniając się, z niebywale przyjemną czułością pogłaskała mnie po ledwo widocznym zaroście, po chwili unosząc się dzięki podtrzymywaniu się o moje barki, aby wygodniej musnąć moje usta. Usiadła z powrotem na mnie przodem, tracąc wgląd na spokojnie skubiącą szmaragdową trawę gniadoszkę.
- Jesteś o mnie zazdrosny? - niezmiennie spoglądała w moje oczy, podczas gdy ja kategorycznie odwracałem wzrok, wpatrując się w poprowadzoną tuż obok wjazdu do akademii drogę. Wzdychając, wtuliła się we mnie jeszcze mocniej, kiedy to udało mi się sprawnie wyciągnąć papierosy i odnaleźć zapalniczkę. Odłożyłem je jednak na bok, przypominając sobie o tym, że Adeline nieszczególnie przepada za paleniem fajek, zwłaszcza w moim wykonaniu.
- Nawet jeśli? - mruknąłem w końcu pod nosem, bezradnie bawiąc się kosmykami jej jasnych włosów. - Blythe nie miał ku*wa żadnego prawa wchodzić w ogóle do pokoju ot, tak, zwłaszcza wtedy, kiedy byłaś do cholery naga!
- Przynajmniej wiem, że pójdzie nam bardzo dobrze na zawodach - potulnie odezwała się, gdy jedną z dłoni głaskałem ją po plecach. Tym razem to ja westchnąłem, z trudem wyrzucając swoją wewnętrzną frustrację na światło dzienne.
Zamknąłem ją tylko w jeszcze mocniejszym uścisku, łącząc nasze wargi w subtelnym pocałunku, zupełnie tak, jakby miał być tym naszym ostatnim.
~*~
Chwytając w jedną z dłoni skrócone wodze klaczy, wszedłem na najwyższy stopień podstawionych przy boku wierzchowca schodków, by z łatwością usiąść w wygodnym, wyprofilowanym pod kątem skoków siodle. Usadowiwszy się w czarnym, lśniącym siedzisku, delikatnym muśnięciem łydek o skarogniadą sierść zachęciłem Lemon do tego, by na razie nie kontrolując narzuconego przez nią tempa, ruszyła przed siebie swobodnym stępem. Szybko odnalazłem wcześniej wydłużone strzemiona, po raz ostatni podciągnąłem wyżej popręg i lekko pogładziłem klacz po szyi, starając się tym samym nie szarpnąć założonego wytoku. Odetchnąwszy już cicho pod nosem z niebywałą ulgą, przypiąłem mocniej rzep swych skórzanych rękawiczek i przekładając palcat do wewnętrznej w stosunku ujeżdżalni dłoni, począłem rozglądać się dookoła białego ogrodzenia. Nie spodziewałem się ujrzeć nieopodal Adeline, która wystawiając dłoń w stronę przechodzącej przez chwilę obok niej Lemon, zdawała się nie brać za bardzo do swego serca mojego kategorycznego rozporządzenia. W głównej mierze z troską nakazałem jej wręcz, by zamiast krzątać się po budynkach w poszukiwaniu zajęcia, posiadawszy wolny, do własnej dyspozycji czas, lepiej zajęła się odpoczynkiem we własnym zakresie i najlepiej we własnym pokoju. Liczyłem na to, że posłucha mnie i pójdzie choć na chwilę przespać się, z racji wczesnego, porannego i w dodatku dużo wymagającego od niej treningu z jednym z najbardziej znienawidzonych i co najmniej nieobiektywnych instruktorów. Stała jednak beztrosko na wyciągnięcie mojej ręki, widocznie ani myśląc o tym, by zastosować się do mojej opinii.
Widząc moją niezbyt przychylną reakcję, będącą zebraniem klaczy i ominięciu blondynki z zimną krwią, podążała tuż za nami, korzystając, że kręcimy się jeszcze w stępie. Wywnioskowawszy, że dziewczyna nie odpuści, westchnąłem cicho pod swym nosem, spoglądając na nią z niemalże równego w stosunku do jej wzrostu grzbietu.
- I tak musiałam uprzątnąć pakę i zabrać kilka czapraków do prania - powiedziała na swoje usprawiedliwienie, uroczo trzepocząc swymi rzęsami, by po dłuższej chwili ciszy sprawić, że swą próbą zepchnięcia mnie z głównego tematu rozmowy, wywoła na mej do tej pory surowej twarzy lekki uśmiech. Zdecydowanie nie potrafiłem zbyt długo się na nią gniewać. - Zresztą, nie usnęłabym wiedząc, że równie dobrze mogłabym popatrzeć, jak ładnie spadasz z konia, nie?
Rozbawiony jej uroczym wybuchem śmiechu, zatrzymałem klacz jak najbliżej ogrodzenia, samemu wychylając się z siodła. Chwytając jej drobną dłoń, pomogłem wspiąć jej się na najniższą część ogradzającej plac konstrukcji, by z łatwością mogła równać się ze mną wzrostem. Korzystając z okazji, w której instruktor nie zjawił się jeszcze w pobliżu i nikt nawet nie śmiał nam przeszkadzać, łagodnie spoglądnąłem w jej roześmiane tęczówki, delikatnie muskając jej ciepłe usta.
Dziewczyna pozostała z boku do samego końca treningu, śmiejąc się za każdym razem, gdy Lemon postanowiła wkomponować mnie w różnorodne przeszkody. Pomimo tego, że oddanych prawidłowych skoków było dużo, dużo więcej, blondynkę zdecydowanie bardziej kręciły momenty, w których jadłem piach, narzekając na ból pleców.
- Dasz radę wbić się za dwie godziny w jakąś kieckę, prawda?
~*~
Dziękowałem wszelkim okolicznościom wyjątkowo życzliwego losu, że postanowiły być i tym razem przychylne, przypominając mi o dobrych znajomych, którzy zdecydowali się jakiś czas temu zamieszkać w samym centrum Miami. Na całe szczęście, najwidoczniej dalej pamiętając o naszych starych, wspólnych zasługach, bez większego zawahania i zbędnych problemów zgodzili się pożyczyć mi jedno ze swoich samochodów, bym bez dodatkowych zagwozdek mógł zabrać Adeline do jednej z najlepiej renomowanych restauracji w obrębie najbliższych kilkuset kilometrów. Naturalnie dziewczyna poza tym, że została przeze mnie poinformowana o konieczności ubrania czegoś niewątpliwie dla siebie nietypowego, jak na pozornie zwykłe wyjścia, nie wiedziała żadnych dokładniejszych szczegółów.
Czekając więc na nią przed wejściem do akademika, oparty o maskę wypolerowanego, czarnego mercedesa, powoli raz na jakiś czas wygładzałem swoją marynarkę, korzystając z okazji, by wypalić we względnym spokoju tlącego się już papierosa. Nim jednak zdążyłem całkowicie go zgasić i zająć się bardziej prawidłowym oczekiwaniem na towarzyszkę, spostrzegłem, jak blondynka stanęła w mahoniowych drzwiach.
Odebrało mi, delikatnie mówiąc, mowę.

Skarbek? ♥





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)