***
Rano ból ustąpił i oprócz sporego siniaka nic nie pozostało po wczorajszej rozróbie. Mogłem w miarę normalnie chodzić, co za tym idzie - jeździć raczej też. Po śniadaniu wyszedłem więc do pierwszej, największej stajni, gdzie boksy zamieszkują konie do jazdy dla wszystkich. Miałem ochotę tylko na samotny wyjazd w teren i choć wiedziałem, że w takim wypadku należy zgłosić się instruktorowi, po głębszym przeanalizowaniu tego kroku, wysunąłem wniosek, że to bez sensu. Narobiłbym sobie więcej kłopotu, możliwe, że nie puściliby mnie po wczorajszym wydarzeniu. Postanowiłem też, że wsiądę na Hollywooda - pięknego, młodego wałaszka mającego boks na końcu stajni.
- Cześć, jedziemy dzisiaj w teren, co? - tymi słowami powitałem się z konikiem. - Przyniosę od razu sprzęt i ogłowie, będzie szybciej.
Kiedy już potrzebne do jazdy rzeczy leżały przed boksem, wyczyściłem Holly'ego. Okazał się bardzo spokojnym, przyjaznym koniem, bez przeszkód przyjmującym wszelkie wymagania człowieka. Zazwyczaj wolę trochę bardziej energiczne, trudniejsze wierzchowce, ale w tamtej chwili właśnie taki był mi potrzebny. Po osiodłaniu, szybko wskoczyłem na grzbiet wałacha i oddaliłem się od stajni ścieżką prowadzącą nad morze. Na szczęście, uratowało mnie to, co zapamiętałem ze spacerów zapoznawczych, na które kilka razy sam wyruszyłem. W końcu trzeba znać okolicę, czyż nie? Po długiej jeździe we wszystkich trzech chodach, na rozgrzanym już całkowicie koniu wjechałem na plażę. Tak naprawdę w galopie ledwo zacząłem zauważać, że trawa pod kopytami Hollywooda zaczyna zmieniać się w piasek.
- Jesteśmy! - krzyknąłem uradowany, przechodząc do stępa. Nad morzem w zimie niemożliwa jest oczywiście kąpiel, ale galopy po plaży - już jak najbardziej. Na razie ruszyłem jednak najwolniejszym chodem, rozglądając się. Nagle dostrzegłem wyłaniającą się zza krzaków postać na kasztanowatym koniu. Nie mogłem nie rozpoznać - no cóż, widocznie nawet tutaj nie mogę jej nie spotkać...
- Ada!
Co dziwne, nie odczułem nawet najmniejszej frustracji przez to, że ktoś przerywa mi obczajanie terenów.
- Dago, skąd się tu wziąłeś? - zapytała zdziwiona dziewczyna, kierując konia w moją stronę.
- Wyjechałem na plażę z Holly'm, świetny koń - poklepałem siwka po łopatce. - A ten? Nigdy wcześniej go nie widziałem, choć może jestem tu dopiero do kilku dni...
- Poznaj Red Royal, moją 5-letnią klacz, przyjechała do akademii wczoraj - na twarzy blondynki wymalowała się duma z nowego nabytku. - Sprawuje się wspaniale zarówno w skokach, w ujeżdżeniu, jak i w wyścigach.
- W wyścigach, powiadasz... Do końca plaży!
Oba konie wystartowały z miejsca szybkim galopem w tym samym czasie. Rzeczywiście, Royal wyprzedziła wałacha podczas pierwszej rundki - odegrałem się jednak drugą, kiedy wierzchowce dobiegły do mety w tym samym czasie.
- A żebyś widział, jak świetnie skacze... - rozmarzyła się Ada.
- Szczerze mówiąc, wolę ujeżdżenie - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mówię Ci, Expresso to wredna feministka, nie bierz jej w opiekę.
- E tam, pode mną będzie chodzić jak w szwajcarskim zegarku. Mieszkałem w Szwajcarii, więc wiem...
Naszą jakże ciekawą rozmowę przerwało podejrzane grzmienie. Popatrzyłem z niepokojem na niebo, a moje myśli wyprzedziła towarzyszka:
- Zupełnie zapomnieliśmy o pogodzie, za chwilę zacznie padać!
Jakby na zawołanie moją kurtkę zwilżyła pierwsza kropla.
- Nie zdążymy wrócić do akademii...
- Spokojnie, histeryczko, na pewno nam się uda - próbowałem zgrywać luzaka, choć tak naprawdę sam przed chwilą odruchowo zagryzłem wargi. - Nawet jeśli, po drodze zauważyłem jakąś pustą budkę, może posłużyć za schronienie. Tylko nie wiem, czy jest bezpieczna.
- No już, musimy się śpieszyć!
Ada? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)