Strony

środa, 17 stycznia 2018

Od Dagoberta C.D Ady

- ROYAL, RED ROYAL! - wołałem zacięcie, nie słysząc żadnej odpowiedzi. Ech, jak tak dalej pójdzie, nic nie znajdziemy do wieczora. Choć może Ada znalazła już klacz? Okazało się, że nie mogła - wypatrzyłem całkiem niedaleko wystający rudy ogon.
- Koniku, co Cię napadło, żeby tak uciekać?! - zapytałem, oczywiście retorycznie, odbezpieczając wodze klaczy. Ostrożnie wskoczyłem na kasztanowaty grzbiet i pokierowałem niepewną klacz między drzewami.
- Dobrze, teraz tylko znajdziemy twoją panią... Hollywood?! Co ty tu robisz?!
Zza zakrętu wybiegł szybkim galopem, po czym zatrzymał się przede mną siwy wałach. Nie, to za dużo myśli jak na jeden dzień... Ale nie ma blondynki. Adzie musiało coś się stać. Holly, jak na potwierdzenie tego, co przyszło mi na myśl, był bardzo niespokojny, jakby chciał mi coś powiedzieć. Po chwili odwrócił się i pocwałował na przód, a ja, niewiele myśląc, musnąłem łydkami boki klaczy i ruszyłem za nim.
Prędko dotarliśmy na polanę, gdzie rozgrywało się całe wydarzenie. Ada, w przerażeniu opierająca się o drzewo i rolnik z widłami, zaledwie kilkanaście metrów przed nią. Tym razem ucieczka nie pomoże, ten człowiek jest za blisko, żeby wszyscy szczęśliwie uniknęli krzywdy. Trzeba więc przerzucić się na bardziej brawurowe rozwiązania...
- Przepraszam pana, czy nie zauważył pan, że te widły są zardzewiałe? Rdza bardzo niekorzystnie wpływa na zdrowie - zsunąłem się z grzbietu wierzchowca, ustawiając go przedtem między dziewczyną a farmerem. Podszedłem do znieruchomiałego ze zdziwienia mężczyzny, chwyciłem za trzonek narzędzia i ciągnąłem dalej. - Zresztą, niech szanowny pan zauważy, przecież one nie są zaostrzone. Nie da się nimi zabić człowieka. A samo wyrządzenie krzywdy bez wymordowania wszystkich świadków jest bardzo nierozsądne, jeden z nich mógłby na pana donieść, i co? Kilka lat więzieniu. Nie spodziewałbym się po panu tak bezmyślnych w skutkach działań, panie Chapkins.
- Cc-co? Naprawdę? Nnnie wiedziałem...
Zadowolony, wyprowadziłem kolesia na skraj lasu.
- Tam, tam jest pański dom. Ciągle prosto. A my zrobimy panu taką małą przysługę - weźmiemy widły i zutylizujemy - odebrałem gościowi drąg i skierowałem na zachód, przez pole. Jak zniesmaczone dziecko, pokuśtykał we wskazaną mu stronę. Udało mi się.
- Jak ty to zrobiłeś?! Skąd wiesz o tej rdzy i że ma tak na nazwisko?! - kiedy tylko wróciłem na polankę, blondyna obrzuciła mnie pytaniami.
- Nic nie wiem. Widzę go pierwszy, no nie, drugi raz. Ale wiesz, myślisz, że on wie, jak się nazywa? W takim stanie, upity, na pewno nie - uśmiechnąłem się szarmancko. - Nie mam zielonego pojęcia, czy ta rdza tak szkodzi. Lepiej zostawmy widły gdzieś w krzakach. Ojej, nawet nie zauważyłem przez tę akcję, że mamy już oba konie - całe i zdrowe - wracamy do akademii.
- A siodła?
- No tak, po nie też pojedziemy. Chodź, wsiadaj.

Aduś? XDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)