- Kocham cię i ty dobrze o tym wiesz. Skoczyłbym za tobą w ogień! Wiem, może bójka to nie najlepsze rozwiązanie, ale to był impuls.- Mruknąłem, po czym pocałowałem zmordowaną całym dniem Esmeraldę.- Chodź.- powiedziałem, ciągnąc dziewczynę do łazienki. Kiedy Esma zobaczyła wannę z gorącą wodą, pianą, płatkami róż i świecami na szafkach oświetlającymi swoimi płomykami całe pomieszczenie. Dziewczyna zakryła dłońmi twarz, jakby sprawdzając, czy to nie sen. Bez słowa wyszedłem z łazienki, żeby Esma mogła wejść do wanny. Kiedy Esmeralda zdążyła się już usadowić, podszedłem, klęknąłem i oparłem łokcie o brzeg wanny. – To takie „przepraszam” z mojej strony…- powiedziałem, spuszczając wzrok. Eska podniosła moją głowę i zaśmiała się cicho.
- Trochę dużo tu tej piany… Nic nie zobaczysz.- zaśmiała się, po czym wstałem i nachyliłem się nad dziewczyną, całując jej policzek. Buziak zmienił się w namiętne pocałunki. W jednej chwili poczułem jak Esmeralda najmocniej, jak potrafi, impulsywnie mnie pociągnęła, przez co straciłem równowagę i wpadłem do wanny! Od razu po zanurzeniu głowy ją wyciągnąłem. Eska delikatnym ruchem dłoni ze śmiechem na ustach odgarnęła z mojej twarzy i części włosów pianę, po czym przycisnęła mnie do swoich ust. Ściany wanny były bardzo śliskie, więc chcąc choć trochę przybliżyć twarz do Esmy, upadałem znów lądując pod wodą.
***
W sypialni po wysuszeniu ręcznikiem włosów i przebraniu się w piżamę położyłem się zmęczony brzuchem do łóżka. Poczułem na karku znajome mi delikatne dłonie.
- Może teraz ja coś zrobię?- szepnęła Esma. Zamiast odpowiedzieć, to mruknąłem, czując, jak jej ręce rozmasowują moje barki.- Tak lepiej, co…?- Zamknąłem oczy. Zupełnie nie wiedziałem, kiedy zasnąłem! Doszło to do mnie, kiedy rano obudził mnie dźwięk zasuwającego się zamka błyskawicznego. Ospale uniosłem powieki i zobaczyłem, jak Eska pakuje ubrania do torby. – Nareszcie wstałeś śpiąca królewno… Spakowałam już nas, więc się przebieraj, jedz śniadanie, umyj ząbki i ruszamy do domu.- powiedziała pogodnie. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i spojrzałem na swój tors, gdzie nadal widniały siniaki.- Paskudne. – roześmiała się.- Musisz się wykurować, bo lada moment zawody! Mam nadzieję, że startujesz…- powiedziała podejrzliwie.
- Tak, oczywiście!- uśmiechnąłem się szeroko.
W Akademii rozeszliśmy się do swoich pokoi, gdzie przebraliśmy się w jeździeckie stroje i spotkaliśmy się przed stajnią. Powitałem smaczkiem ognistą klacz czekającą na trening.
- Masz ochotę na trening, co?- zapytałem klacz, która już ze zniecierpliwieniem przebierała nogami. Rozsunąłem drzwi od boksu i podszedłem do Stream. Wyprowadziłem konia przed stajnię, gdzie go zapiąłem wyczyściłem i osiodłałem. Stępowałem po polach nieopodal Akademii. Postanowiłem, że dziś z Wharm pobiegamy i sprawdzimy wytrzymałość. Przeszedłem do kłusa. Wypchnąłem dosiadem klacz do galopu. Pędząc po łące, słyszałem tylko cichy oddech klaczy, stukot kopyt oraz śpiew ptaków. Ruszałem biodrami wraz z rytmem galopu klaczy. Tuż przed lasem lekko się odchyliłem, żeby zmienić galop w kłus. Przez gęstwinę drzew przebijały się ciepłe promyki, przygotowującego się do zachodu słońca. Kiedy nakierowałem Wharm na szlak, rozpędziłem ją jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki. Jeden delikatny ścisk łydki i klacz poszła! Galopując przez las, wybiłem się z rytmu i na chwilę przeszedłem do półsiadu. Zauważyłem, że w tej pozycji galopuje mi się o wiele lepiej. Koń nie przestawał zwalniać, wręcz przeciwnie! Musiałem ją przytrzymywać, bo inaczej zużyłaby całą energię na początku. Znów powróciłem do siadu. Uważnie obserwowałem trasę i zauważyłem strumień. Be chwili namysłu dałem delikatny znak wodzą, że skręcamy. Klacz posłusznie biegła prosto na przeszkodę. Kilka metrów przed wodą zrobiłem znów półsiad i dosłownie delikatnie ścisnąłem łydki Stream, wyskoczyła nad przeszkodę i perfekcyjnie wylądowała. Dalej leżał pień. Nie schodziłem do siadu, tylko jechałem dalej. Kłoda miała jakiś metr licząc wysoką trawę porastającą jej wierzch. Klacz mocniej wybiła się z tylnych nóg i zrobiła jakieś dwadzieścia centymetrów zapasu pomiędzy podwiniętymi nogami a przeszkodą. Godzinna przejażdżka po lesie zmęczyła mojego konia. Po powrocie i rozstępowaniu dałem ją na padok, żeby doszła do sił. Kiedy w siodlarni odkładałem siodło, usłyszałem znane mi chrząknięcie. Zamarłem, powoli się obróciłem, unosząc ręce w górę. Za mną stała Esmeralda z kwaśną miną.
- Tak?- zapytałem wystraszony.
- Jak miło, że poczekałeś…- warknęła.- Mimo to, iż powinnam być zła, to cały czas złość wyparowuje, gdy przypominam sobie, jak skakałeś w tym lesie, a właściwie to twoja klacz… - dopowiedziała, przekuwając złość w uśmiech.
- Eska? Wiem, że króciutko, ale mi się całkiem podoba…^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)