Strony

czwartek, 22 lutego 2018

Od Naomi - Regionalne Zawody w Ujeżdżeniu w Puli (P)

W zadumie skierowałam klacz na kolejny pagórek, pilnując dobrego rytmu stępa. Pojutrze miałam nią jechać zawody ujeżdżeniowe rozgrywane w klasie P i jak zwykle nie czułam się do końca przygotowana. Odkryłam już dawno, że jeśli znajdzie się odpowiedni język, z Czajnikiem można zrobić bezproblemowo wszystko. Wszystko w rozumieniu "to, co nie wymaga rozluźnienia bądź potrzebuje go w najmniejszym stopniu". Wszystko, czyli nic? Dokładnie. W konsekwencji tuż po powrocie z pierwszego konkursu (zdobytego dziwnym, ale szczęśliwym trafem srebra) wprowadziłam jej dwa treningi dziennie, choć dalej z przerwą na niedzielę. Jedna z codziennych jazd zawsze skupiała się tylko na rozluźnieniu, a dużo z nich spędziłyśmy w terenie bądź nad żuciem z ręki. Wolny czas przeznaczałam na padokowe odczulanie i odprężające masaże. Działało. Po trzech tygodniach takiej terapii Imbryk chodziła naprawdę jak należy, aczkolwiek jeszcze trochę rzeczy zostało nam do przerobienia.
- Dobrze, Karusko. Słońce zachodzi, na dzisiaj już koniec. Jutro też nie masz szczególnych wycisków, bo to dzień przedzawodowy. Dziękuję za jazdę! - powoli zsunęłam się z siodła na twardy, ubity grunt. Wyciągnęłam rękę z kawałkiem marchewki, drugą kończyną podciągając strzemiona i popuszczając popręg. Następnie zmęczona dzisiejszym dniem poprowadziłam Holenderkę do stajni, gdzie zamieniłam jej sprzęt na derkę, zadbałam także o kolację wszystkich moich podopiecznych, aż w końcu ślamazarnie podreptałam do akademika.
***
Samochód wesoło podskakiwał na wybojach, co powodowało dość dużą niewygodę leżenia - niestety, tylko w ten sposób miałam możliwość nadrobić wczorajszą, nieprzespaną noc. Byłam w dostatecznie okropnym humorze i sama myśl jechania teraz zawodów wydawała się być złym pomysłem. Rzecz jasna, koncepcja zrezygnowania zdecydowanie ją uzasadniała. Dlaczego nie umiem spać w aucie. Jeszcze mocniej wtuliłam się w prowizoryczną poduszkę.
~~~
- Halo, wstawaj!
- Nie spałam - ucięłam krótko, choć nie do końca zgodnie z prawdą, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Jesteśmy już w Puli?
- Dokładnie stoimy na parkingu przed stajnią. Wyskakuj z auta - ponaglił Rose. Wyszłam na beton i przeciągnęłam się, stwierdzając w myślach, iż drzemka zdecydowanie pomogła, co było niewątpliwie pocieszające. Podeszłam następnie do znanej mi już dobrze przyczepy i odblokowałam skobel, spowodowało to otworzenie wejścia.
- Cześć, Ekspresie. Jak tam? - zapytałam jeszcze zaspanym tonem, jeżdżąc ręką po karej łopatce. Klacz wyglądała na zdecydowanie bardziej pobudzoną niż ja, a przy tym zadziwiająco sympatycznie nastawioną. Odpięłam czarny uwiąz i ostrożnie wyprowadziłam Holenderkę na dziedziniec, a następnie skierowałam się do szczęśliwie oznaczonych stajni.
- Zostaw mi pakę w samochodzie! - krzyknęłam jeszcze, przekraczając próg budynku. Wzrokiem zaczęłam błądzić po numerkach, którymi były oznaczone boksy. Po znalezieniu właściwego umieściłam klacz w pomieszczeniu, mając zamiar jak zwykle pójść na spacer po ośrodku.
Po powrocie zdecydowałam się na przygotowanie klaczy do jazdy.
- Tym razem chcę mieć więcej czasu na rozgrzewkę. Zdecydowanie więcej - stwierdziłam, gładząc lśniącą grzywę. - Ale bez przesady, żebyś się bardziej na rozprężalni nie zmęczyła!
Expresso przytaknęła zgodnym parsknięciem, ale po chwili zaczęła skubać rękaw mojej kurtki, utrzymując swoją wizytówkę klaczy z ADHD. - Cieszę się, że sprawę mycia załatwiłyśmy już wcześniej. I że stronisz od brudu, nie to, co reszta mojej zgrai.
Upięłam Imbryk między boksami dwoma uwiązami, po czym zdjęłam polarowy materiał i chwyciłam miękką, ryżową szczotkę z pudełka leżącego tuż obok. Na początku dokładnie zdjęłam kurz i wyczesałam sierść, używając specjalnego spreyu na błyszczące włosie. Zadowolona z efektu zajęłam się grzywą i ogonem, które po starannej pielęgnacji przyzwoicie zaplotłam. Nie zapomniałam także o kopytach, dokładnie oczyściłam je z brudu. Gotowej klaczy strzeliłam jeszcze kilka fotek, włożyłam ją z powrotem do boksu i poszłam do samochodu.
Ubrałam odpowiednio przygotowany strój, zestaw nie zmienił się od ostatnich zawodów żadnym elementem. Po dopięciu toczka wyjęłam z paki czaprak, siodło oraz ogłowie i umiejscowiłam je na wieszaku na bramce boksu mojej gotowej podopiecznej.
- Mamy dokładnie pół godziny. Super, co nie? Na serio zdążymy się spokojnie rozgrzać! - oznajmiłam lekko poddenerwowanej Holenderce. Pogładziłam czarny, jedwabisty pysk, a później wzięłam się do siodłania.
Biały czaprak wylądował na miękkim grzbiecie tuż przed żelową podkładką i w końcu wypastowanym siodłem. Ogłowie założyłam jako ostatnie, po dopięciu wszystkich pasków jeszcze raz spojrzałam na czas - za 15 minut miały rozpocząć się zawody - i zadowolona zdjęłam skórzane wodze z szyi klaczy.
- Okej, wsiadamy - postanowiłam już przed placem służącym do przeprowadzenia rozgrzewki.
- Pamiętaj, żeby dobrze ją rozluźnić. Nie zbieraj jej w ogóle na początku, wiesz, jak to na nią działa - tłumaczył nie do końca składnie pan James, kiedy podciągałam popręg z futerkiem.
- Wiem aż za dobrze - odburknęłam, wsiadając na wygodne siodło. Lekko wypchnęłam Czajnik dosiadem i łydkami, kierując na ślad maneżu. Zaczęłam oczywiście energicznym stępem w niskim ustawieniu, kreśląc dużo kół, ćwiczeń ze zmniejszaniem średnicy i serpentyn, potem dodałam jeszcze swobodne ustępowania od łydki. Czarna ku chwale była chyba naprawdę w dobrym humorze, bo całkiem przyzwoicie się uspokoiła i nie spieszyła, a jej chód był równy i rytmiczny. Nie było to oczywiście idealne, ale na pewno bardziej jakieś, niż trzy tygodnie temu. Słysząc z głośników, iż za chwilę rozpocznie przejazd pierwsza osoba - tym razem startowałam jako szósta - stwierdziłam, że Expresso jest już gotowa na przejście do kłusa. Także wykorzystałam kilka figur i ustępowania, dodałam jednak przejazd przez drągi i żucie z ręki (dalej nie tak dobre, klacz oprócz spięcia w tym ćwiczeniu miewała problemy z równowagą i utrzymaniem rytmu, miałam wrażenie, że nie idzie za ręką w obawie o utrzymanie ich). Dowiadując się o starcie trzeciej osoby, przymierzyłam się już do galopu, gdzie wykonałam najwięcej przejść, nie szczędząc rzecz jasna elementów z poprzednich chodów.
- Do startu przygotuje się zawodnik z numerem pięć - David Hosseman na koniu Pinezka! - uchwyciłam. Postanowiłam tym samym skończyć rozgrzewkę i po łagodnym przejściu do stępa wyszłam z rozprężalni na plac, a właściwie zatrzymałam się tuż przed wejściem. James coś jeszcze do mnie mamrotał, ale jego wypowiedzenie zagłuszyły słowa spikera:
- Dziękujemy Davidowi Hossemanowi na Pinezce. O prezentację prosimy kolejną parę - Naomi Sullivan na klaczy Expresso!
Ruszyłam ładnym, lekkim kłusem po ścianie, żeby w końcu skręcić na czworobok. Po wejściu w A prosto pokierowałam klacz do X, a równo obok litery zatrzymałam ją i ukłoniłam się. Następnie dosiadem i łydkami spowodowałam ponowne przejście do wcześniejszego chodu, dalej mocno siedząc w siodle.
W C według programu skręciłam w lewo, a odcinek do E poświęciłam pilnowaniu rytmu i zgrania. Przy literze wykonałam ładny łuk w lewo ku X, a potem od razu kolejną półwoltę do B, myśląc tym razem o dobrym zgięciu i odpowiednim wyjechaniu figur. Potem przez długi czas trzymałam się ściany, starając się pamiętać o równym, rytmicznym chodzie. W V po ustawieniu głowy wewnętrznie zaczęłam ustępowanie w kłusie w prawo na linię środkową, tuż przed I wyrównałam na wprost. Po dojechaniu do skraju czworoboku wykonałam manewr skrętu w prawo, a na następnej przekątnej od M do K rytmicznie anglezując, dosiadem i łydkami wyrzuciłam nogi Czajnika do przodu, jednocześnie trzymając ją w pysku. Po wyjechaniu na ścianę ponownie usiadłam w siodło i skróciłam wykrok, pamiętając już o kolejnym zadaniu, jakim było powtórne ustępowanie od łydki. Od P zaczęłam manewr, wewnętrzną wodzą nadając ustawienie głowy, a łydką tej samej strony działając na tylną kończynę. Koło I wyprostowałam klacz, natomiast w C pojechałam w lewo. Na HXF analogicznie wydłużyłam krok, jednakże przy odcinku FA znów zebrałam Expresso. Koło drugiej litery równo ją zatrzymałam, policzyłam w myślach do pięciu i ruszyłam stępem pośrednim. Od K do R pozwoliłam Karej obniżyć ustawienie i lekko wyciągnąć szyję. Na resztę ściany znowu zebrałam głowę wyżej, a pod jej koniec ruszyłam kłusem. Pośrodku krótkiego boku, tuż po ciągu półparadek, przeszłam do galopu z dobrej nogi, który szybko zaokrągliłam. W S zrobiłam ładne, równe koło w lewo, a po zakończeniu tego punktu programu wyciągnęłam wykrok konia aż do K. Następnie od F pojechałam przekątną z przejściem do kłusa w X. Ten chód utrzymałam jednak tylko do H, bo tuż po tej literze ponownie zagalopowałam, od razu zaokrąglając. Identycznie co przed chwilą, kiedy jechałam w odwrotnym kierunku, wykonałam koło, a potem wydłużenie wykroku. W F bardziej zebrałam klacz, a po krótkiej ścianie od K wyjechałam przekątną. Mniej więcej kilka metrów za X ładnie przeszłam do niższego chodu, który spokojnie utrzymałam przez całą krótką ścianę.
- Jest świetnie, jeszcze tylko trochę - wyszeptałam prawie bezgłośnie do Imbryka, mimo wszystko zdawała się usłyszeć. Te słowa były jednak czystą prawdą - Holenderka jechała w pełnym skoncentrowaniu, a mimo to z większym luzem i w rytmie. Tymczasem jednak jednak zbliżałyśmy się do właściwie ostatniego punktu programu, żucia z ręki na kole. Tuż przed E zaczęłam anglezować na dobrą nogę, a kiedy zaczęłam już wyjeżdżać okrąg, powoli oddałam wodze klaczy, która na początku zahamowała ruch, jednak po lekkim muśnięciu łydką zaczęła schodzić za ręką. Przejechała całe koło równo i bez utraty równowagi, co było swego rodzaju sukcesem. Przed zakończeniem figury ostrożnie nabrałam wodze, już nie mogąc się powstrzymać od lekkiego uśmiechu. Hola, hola, Czajnik może jeszcze zawsze uciec ci z pomocy i przeskoczyć czworobok, dając świadectwo swojej nieprzewidywalności! Naprawdę, mało brakowało, żebym się w tamtej chwili głośno roześmiała.
Skręciłam w A na linię środkową, a równo przy X wykonałam opanowaną paradę i ukłon. Usłyszałam głos spikera zapowiadający następny przejazd i ciche oklaski. Rozluźniłam wodze, po czym swobodnym stępem wyprowadziłam Expresso z czworoboku, nie szczędząc pochwał. To był naprawdę dobry przejazd, Kara zaprezentowała się wyjątkowo dobrze, co za tym idzie - ja też.
Po wyjściu z hali od razu napotkałam pana Rose.
- No, no, jestem z was dumny! - powiedział z uznaniem, klepiąc po boku Holenderkę.
- Ja z niej, no i z siebie samej też - przyznałam, zsuwając się na uklepany grunt. Mężczyzna od razu przekazał mi smakołyka, którego wyciągnęłam przed pysk podopiecznej. Później chwyciłam wcześniej przygotowaną derkę i nałożyłam na zad klaczy.
- Naprawdę, dobrze się spisałaś. Co, nie wierzysz mi? - zapytałam, łaskocząc miękkie, czarne chrapy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)