Strony

sobota, 19 maja 2018

Od Any C.D Riley

Wchodząc, próbowałam przytrzymać Ghost'a na tyle, żeby nie wparował do pokoju niczym burza i nie zrobił niczego głupiego. Niestety, mój pies z niestwierdzonym ADHD tak pałętał mi się pod nogami, bijąc przy okazji ogonem po nogach, że niemal się przez niego wyłożyłam na progu. Nie chcąc wywołać efektu domino poprzez mój prawdopodobny upadek na Riley, puściłam zrezygnowana obrożę husky'ego, a ten korzystając z sytuacji wparował do pokoju, potrącając brunetkę i dopadając do siedzącego na oparciu kanapy Nilay'a. Ptak zakraczał poirytowany obecnością psa, zatrzepotał skrzydłami i odleciał umościć się na wyżej położony punkt: w tym przypadku szafę.
- Co za pies - westchnęłam zrezygnowana.
- Pocieszny - rzuciła wesoło Riley.
- Nieobyty towarzysko - uściśliłam, po czym zawołałam do psa - Ghost, siad!
Czworonóg odwrócił głowę w moją stronę, popatrzył na mnie pytająco, po czym, jakby nagle go olśniło co do znaczenia wypowiedzianych przeze mnie słów, gwałtownie usiadł na swoich tak zwanych czterech literach.
- Nie próbowałaś go tego oduczyć? - zapytała mnie przyjaciółka, gdy weszłam w końcu do jej pokoju.
- Próbowałam - odpowiedziałam, dostrzegając kątem oka ruch husky'ego. Rzuciłam mu znaczące spojrzenie na co pies, nauczony doświadczeniem, zaprzestał prób zmienienia pozycji. - Jest chyba jednak zbyt towarzyski, żeby się ogarnąć przy spotkaniu osób, które lubi.
Zaproponowałam, żebyśmy poszły do mnie, gdyż zostawiłam tam wszystkie składniki potrzebne do ciasteczek dla koni, na których zrobienie się umówiłyśmy. Przywołałam mojego kochanego narwańca do nogi, Riley zawołała Nilay'a i ruszyłyśmy ramię w ramię na trzecie piętro, gdzie znajdował się mój pokój. Gdy tylko weszliśmy, Ghost pobiegł do sypialni, by zaraz wrócić z wygrzebaną zapewne spod łóżka zieloną piłką tenisową. Potruchtał do nas z dumnie podniesioną głową. Zatrzymał się przy Riley, upuszczając jej pod nogi znalezisko i, usiadłszy, spojrzał na nią prosząco niebieskimi oczami.
- Zignoruj go - poprosiłam, ruszając w stronę kuchni. - Wie, że nie wolno rzucać piłki w pomieszczeniu. Próbuje cię wykorzystać.
Riley wyglądała na rozbawioną moją uwagą, ale wedle moich instrukcji nie podniosła zabawki, tylko dołączyła do mnie przy aneksie kuchennym. Wszystko leżało już przyszykowane przeze mnie na blacie, pozostało nam tylko zabrać się do pracy.
- Powierzam ci chwalebne zadanie potarcia marchewki - zaczęłam uroczystym tonem, wręczając przyjaciółce cztery dorodne marchewki. Gdy ta się zaśmiała, cofnęłam ręce. - To nie jest zabawne, giermku Riley. Potarcie marchwi to bardzo trudne, chwalebne zadanie - nie wytrzymałam, i przy ostatnich słowach na twarzy wykwitł mi szeroki uśmiech. - W każdym razie, potrzyj tą marchewkę, a ja chwilowo zajmę się resztą.
- Znowu zostawiasz mi najmniej lubiane przez ciebie zadanie, nie mylę się? - rzuciła rozbawiona Riley, wspominając nasze poprzednie wspólne gotowanie, kiedy to poprosiłam ją, aby obrała dla mnie ziemniaki.
W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Nastawiłam piekarnik na 180°C, zabierając się następnie za wsypywanie do miski kolejno dwóch szklanej płatków owsianych, jedną szklankę mąki, dwie płaskie łyżeczki soli i cztery łyżki cukru. Rozłożyłam na ściereczce kilka ususzonych uprzednio liści mięty i roztarłam pod palcami. Dodałam je do utworzonej już mieszanki składników, polałam wszystko jedną łyżką oleju słonecznikowego i zaczęłam je delikatnie ze sobą mieszać. Po chwili, gdy Riley skończyła wykonywanie powierzonego jej zadania, dodałam do ciasta startą marchew, a przyjaciółce poleciłam rozpuścić łyżkę miodu w połowie szklanki wody. W międzyczasie przypałętał się do nas Ghost i teraz pałętał nam się pod nogami.
- Leżeć - rzuciłam. Gdy pies wykonał polecenie, odsunęłam się od niego na kilka kroków, na co ten tylko położył głowę na przednich łapach i zaskamlał, jakby działa mu się niewyobrażalna krzywda.
Riley podała mi szklankę z miodem, której zawartość dodałam do utworzonej już masy. Przekazałam dziewczynie miskę z poleceniem dalszego ugniatania, a sama poczęłam wyciągać z szafek płaską blaszkę, papier do pieczenia i wałek.
- Bawimy się w wycinanie kształtów, czy idziemy na łatwiznę i robimy ciasteczka w kształcie rombów?
- Nigdzie nam się nie spieszy - padło w odpowiedzi.
Wyciągnęłam więc jeszcze silikonową stolnicę-matę oraz obręcz z nawleczonymi na nią foremkami. Przejrzałam wszystkie posiadane przeze mnie kształty, wybierając te nieliczne, niebędące foremkami do świątecznych pierniczków i podsunęłam je Riley.
- Wybieraj - poleciłam, odbierając od dziewczyny miskę. Gdy przeglądała dostępne kształty, ja rozpoczęłam procedurę formowania sporych kul z ciasta i obtaczania ich w mące. Następnym etapem było rozwałkowanie każdej z nich na grubość zaledwie kilku milimetrów. Podczas gdy ja się tym zajmowałam, Riley zaczęła wykrawać ciasteczka w kształtach serduszek i kwiatków, układając je następnie na blaszce.
- Nie musisz robić tak dużych odstępów - poinformowałam, rzucając okiem na gotowe ciastka. - Nie powinny urosnąć przy pieczeniu.
Posłusznie przearanżowała ułożenie ciastek na blaszce.
Gdy skończyło się już ciasto, włożyłyśmy ciasteczka do piekarnika. Nastawiłam czas pieczenia i odwróciłam się do Riley.
- Mamy 25 minut, aż się upieką - poinformowałam. - Jakieś pomysły, co z tym czasem zrobić?

Riley? ^^

[Jak poprzednio przepis prawdziwy, tym razem jednak niewypróbowany. Ale zapowiada się dobrze ^^]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)