- Dzień dobry... - ukłoniłam się, odrobinę zmieszana. O tej porze spodziewałabym się raczej kogoś innego...
- Wybacz, że cię tak nachodzę, ale czy mogę ci zająć chwilę? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Tak, oczywiście. Proszę wejść - wysiliłam się na delikatny uśmiech, który pewnie wyglądał teraz wyjątkowo sztucznie, choć wcale nie miał taki być.
- A więc, mam do ciebie ważną sprawę... - zaczęła kobieta, siadając na fotelu obok - Dziś rano w naszej akademii zawitać ma nowa osoba...
Pokiwałam głową, nadal zastanawiając się o co właściwie chodzi.
- Nazywa się Zain Roberts... - kontynuowała - ... chciałabym abyś oprowadziła go po Magic Horse.
- O, tak. Oczywiście... - przygryzłam wargę, szczerząc się jeszcze usilniej niż wcześniej.
- Dobrze, wobec tego staw się około dwunastej przed akademikiem - po tych słowach Elizabeth skierowała się w stronę drzwi.
Dwunasta. Okey, nie jest tak źle. Zerknęłam kątem oka na okrągły, ścienny zegar wiszący w drugim kącie pokoju. Kto właściwie wpadł na pomysł żeby wieszać go tak wysoko? Dobra, mniejsza. Miałam sprawdzić godzinę, a nie rozważać położenie zegara który...
- A niech to! - złapałam się za głowę, o mały włos nie zwalając się z krzesła.
Jeśli urządzenie nie strzeliło żadnego focha, co w przypadku przedmiotów nieożywionych zdarza się wyjątkowo często; to dochodzi 11:20. Ch***ra.
- Aduś, otwórz! - powaliłam chwilę w drzwi, niczym wściekły pinczer sąsiadów, aż przyjaciółka wychyliła się w szlafroku i ręczniku na głowie.
- Co się stało? - zmarszczyła brwi niezbyt zachwycona tym nagłym alarmem.
- Rose tu była. Około dwunastej mam czekać na kogoś przy parkingu... - wyjaśniłam naprędce, zgarniając ciuchy z oparcia krzesła i wpadłam szybko do łazienki - Daj mi tylko chwilę.
- Okey, okey, weź się tak nie ekscytuj... - blondynka parsknęła śmiechem.
***
Wedle prośby pani Elizabeth, o wyznaczonej porze wyszłam przed budynek akademika. Od rana lało jak z cebra i nie zapowiadało się na poprawę pogody. Niezbyt dobre warunki na zwiedzanie, ale cóż poradzić? Przez pewien czas błądziłam beznamiętnym wzrokiem po pobliskich kałużach, które z każdą chwilą stawały się coraz to większe. Z obserwacji "rosnących kałuż" wyrwał mnie dopiero pisk hamujących opon. Niedługo potem z taksówki wysiadł jakiś wysoki chłopak, zapewne Zain. Wyglądał na trochę zdezorientowanego.- Cześć! - pomachałam do blondyna, który żwawym krokiem kierował się w moją stronę - Ty pewnie jesteś Zain, tak?
- Taak... - odparł nieco zaskoczony - A ty...?
- Riley, miło poznać - uścisnęłam ciepło jego dłoń, po czym przeszłam do szybkich objaśnień - Dyrektorka poprosiła mnie bym oprowadziła cię po akademii. Proponuję abyś najpierw odniósł bagaże do pokoju... - zerknęłam dyskretnie na sporą walizkę pod nogami nowego znajomego - ... a później możemy się przejść do stajni, jeśli oczywiście będziesz miał ochotę.
Kolega pokiwał tylko głową, bez słowa podążając za mną. Wpierw udaliśmy się do sekretariatu, gdzie przekazano Zainowi klucze do pokoju.
- Podobno w pokoju 22 mieszka już jedna osoba... - ciemnooki przeskanował wzrokiem złoty numerek, usytuowany u góry drewnianych drzwi.
- Tak, to Louise - uśmiechnęłam się, zdejmując zmasakrowaną przez deszcz, czarną bluzę - Sympatyczna osoba, na pewno się polubicie. Jak się rozpakujesz i trochę odpoczniesz, to daj mi znać. Jestem w dziewiątce - po tych słowach obróciłam się na pięcie i powędrowałam do siebie.
Zaledwie piętnaście, no, może dwadzieścia minut później zastałam Zaina u progu swych drzwi.
Zain?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)