Strony

środa, 22 sierpnia 2018

Od Winter C.D Navarro

Ależ będę miała przerąbane.
Tak mocno.
- Emm…możemy uznać, że tego nie było? – burknęłam, dźgając Navarro lekko w bok, by się ode mnie wreszcie odsunął. I przy okazji przestał patrzeć mi się w oczy, jakby chciał wywiercić we mnie dziurę. O nie, źle to zabrzmiało.
- Winter, od kiedy ty masz chłopaka? – zapytała, oczywiście, ciotka z pięknym i cholernie szerokim uśmiechem. Szczerzyła się, jakby co najmniej moja matka nagle ozdrowiała czy ojciec do nas wrócił… O ojcu szczerze mówiąc, nigdy nie powinnam wspominać, nawet w myślach.
- Od… nigdy? – mruknęłam, skubiąc paznokcie. No, bo co miałam odpowiedzieć? Parą nie byliśmy, więc w sumie…obowiązku mówienia, że byliśmy razem czy coś nie miałam.
- Dzięki Zimka – prychnął cicho brunet. Odpowiedziałam mu twardym spojrzeniem, wyraźnie każąc mu się zamknąć. W sumie, gdyby nie fakt, że akurat przyłapały nas kobiety, to Nav dostałby w twarz jeszcze raz. Sam fakt tego, że wystarczyło, że mnie całował w taki sposób, że z mózgu robiła mi się gąbka. Sama już mało się kontrolowałam. Navarro, był po prostu…no cóż, pociągający. Więc zastanawiające było dla mnie to, czemu akurat jak wpadłam mu w oko.
Rozkminy Weters.
- Mamy zaraz cross, więc no – mruknęłam, popychając Nava w kierunku boksu Jumpera. Szczerze mówiąc, jakoś specjalnie nie miałam pomysły co do konia, którego chcę dzierżawić. Postawiłam sobie warunek, że musi to być wałach albo ogier. Pier*olenia się z kobyłami miałam dość.
I tak padło na Blue Sky.
Od razu, gdy mnie zobaczył, skoczył do mnie z zębami. Jednak po paru razach jak dostał w łopatkę, uspokoił się. Potem był już bardziej skory do współpracy.
- Cześć Blue – poklepałam go po ganaszu, łapiąc go za kantar i weszłam do boksu. Wyczyściłam go już wcześniej, więc zostało mi osiodłać. Kary wydawał się być koniem dla mnie idealnym, ale idealne konie nie istnieją. Każdy miał swoje wady, ale Blue w większości mi odpowiadał.
- To twój koń? – czysty hiszpański utwierdził mnie w przekonaniu, że Dora dalej nie nauczyła się angielskiego. A dla mnie rozmowa w ojczystym języku była po pierwsze niewygodna, a po drugie ciężka, bo bez odpowiedniego akcentu ciężko mi było wypowiedzieć większość słów.
- Nie. Będę go dzierżawić – odparłam, ostrożnie dobierając słowa. Zarzuciłam wałachowi podkładkę na grzbiet, czekając na jakże błyskotliwą odpowiedź kuzynki.
- Z twoim poziomem to współczuję mu – prychnęła z lekko wyższością. – I temu chłopakowi też.
Prychnęłam krótkim śmiechem, „przypadkiem” uderzając ją rozwiniętym strzemieniem, kiedy zdejmowałam ze ścianki boksu siodło. Miałam jej konkretnie dosyć, choć może byłyśmy z wyglądu dość podobne, to nasze charaktery znacznie się różniły.
- Wiesz co? W dupie mam twoje zdanie – warknęłam. W końcu dziewczyna się zamknęła, dzięki czemu w spokoju mogłam dokończyć siodłanie. Blue był w miarę spokojny, więc bardzo dobrze.
Zanim Navarro skończył przygotowywać gniadego, wsiadłam na Blue na korytarzu. Dopasowałam sobie strzemiona, dopięłam popręg i poprawiłam kask, który zsunął mi się na lewo. Gdy Navarro już podszedł do mnie z ogierem. Wdrapał się na niego i w ramię, w ramię, ruszyliśmy do wyjścia. W kompletnym milczeniu.
- Jesteś na mnie zła? – zapytał w końcu, kiedy jechaliśmy między padokami. Spojrzałam na niego nieco z ukosa.
- Nie, czemu mam być zła – wzruszyłam ramionami, zbierając lekko kontakt. Wałach już kilka razy próbował zwiać mi na bok i lekko zarzucał zadem. – To tylko moja pier*olnięta rodzinka. To bardziej ty powinieneś być na mnie zły.
- Chodzi mi bardziej o ten pocałunek – no to doj*bał. Rozmawianie ze mną o takich rzeczach najmądrzejszą sprawą nie było. – Okej, teraz o tym może nie rozmawiajmy.
Ruszyliśmy lekkim kłusem. Nie narzucałam Blue szybkiego tempa, dałam mu luz i po prostu oglądałam widoki. Po około trzydziestu minutach przeszliśmy w galop. Tutaj już karego musiałam konkretnie kontrolować, by nie gazował. W ciągu drogi zdążyłam zmienić nogę już z pięć razy, bo nie ogarniałam, na którą stronę jedziemy. Taka sytuacja.
***
Naprawdę, wylądowanie Navarro w rowie z wodą nie było moim pomysłem. Ch*j z tym, że specjalnie wyminęłam akurat tą przeszkodę, by Nav się rozproszył.
- Serio Winter? – zapytał taki tonem, że natychmiast wybuchnęłam śmiechem, prawie wypluwając pitą przeze mnie wodę. Cudownie. – Co cię śmieszy?
- Nic nic. Tylko wyglądasz jak zmokła kura – odparłam, dławiąc się przezroczystą cieczą. – Navarro nie.
Chłopak przymierzał się właśnie do oblania mnie wodą z węża. Odruchowo schowałam się za Blue, mając tym samym nadzieję, że zimna ciecz mnie tam nie dosięgnie. Niestety się myliłam.
- Ja jestem zmokłą kurą? – mruknął mi tuż przy uchu, trafiając mnie wodą w nogi. Automatycznie odskoczyłam od niego z piskiem. Rzuciłam w niego gąbką, ale on nie zamierzał skończyć tych tortur. Zdążył zmoczyć mnie całą, kiedy wreszcie się ogarnął.
- No dzięki. Teraz muszę iść się przebrać – burknęłam, rzucając mu koński szampon.
- To idź. Odprowadzę Blue, ale potem przyjdź do mnie. Porozmawiamy o tym, o czym mieliśmy – odpowiedział, dalej zanosząc się śmiechem. Obrzuciłam go ostatnim spojrzeniem i ruszyłam do akademików. Już tam ogarnęłam się i dałam zwierzętom jeść. Zdradziecka szuja Novis, oczywiście musiała mnie ugryźć podczas podawania suplementów.
I wtedy właśnie znalazłam ten list. Był zaadresowany do mnie, jednak danych nadawcy nie znalazła. W środku znalazłam dość dużą sumę pieniędzy.
Nawet nie zastanawiając się, o co robię, przeszłam przez korytarz i wparowałam do pokoju bruneta. Zignorowałam fakt, że był półnagi, po prostu walnęłam się na łóżko i zaczęłam oglądać kopertę dookoła.
- Co tam masz? – zapytał Nav, kładąc się obok mnie. – Czy to jest kasa?
- Nie, papier ścierny – mruknęłam dość sarkastycznie. – Tak, owszem. To są pieniądze. Duże pieniądze, a w dodatku nie wiem kto, mi to wysłał.
Navarro, wyciągnął rękę po przedmiot trzymany przeze mnie w ręku, a ja mu go po prostu podałam. Kiedy on oglądał papier, ja zagapiłam się na jego klatkę piersiową. Kurna mać, co się ze mną dzieje?
- A widziałaś ten liścik? – podał mi kawałek papieru. Rozwinęłam go i przeczytałam. „Zadzwoń do mnie” i numer telefonu.
- O kur*a – burknęłam, z powrotem opuszczając głowę na poduszkę. Po sekundzie nade mną znalazł się chłopak. Oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy.
- Nie kurwuj mi tu proszę – wymruczał, nachylając się nade mną. Po chwili poczułam jego usta na swoich.

1034 słowa = 6 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)