- Dobra, skoro już całe ociekamy wodą, a nasze włosy wyglądają jak wodorosty, możemy wracać do Akademii i przy okazji nastraszyć panią Rose. - zażartowałam stawiając stopę na miękkim, ciepłym piasku, w którym czarna zdążyła się już nawet wytarzać, co w połączeniu z jej mokrym futrem wyglądało wyjątkowo komicznie. Tia, komicznie to będzie jak przyjdzie mi ją z tej "upiększającej maseczki" oczyścić.
Z racji tego, że raczej nie uśmiechała nam się perspektywa jazdy po zmroku, wraz z zachodzącym słońcem postanowiłyśmy powoli zbierać się do powrotu do Magic Horse. Dotarłszy na miejsce, zaraz po rozsiodłaniu koni, każda z nas pomaszerowała do swojego pokoju.
~•~●~•~
Delikatnie uchyliłam powieki przez następne paręnaście sekund smętnie przypatrując się białemu pustkowi sufitu, który z bliżej nieokreślonego powodu w obecnej chwili zdawał się wręcz wymarzonym punktem do zaczepienia wzroku. Tak bardzo nie chciało mi się dzisiaj wstawać. Wskazówka ściennego zegara nieubłaganie zbliżała się do okrągłej dziesiątki. Dobra, wystarczy tego lenistwa.Na moje nieszczęście od rana lało jak z cebra i raczej nie zapowiadało się na poprawę pogody. Eh, no nic, trzeba się będzie przemęczyć. I tak zwlekałam z wyjściem już wystarczająco długo. Nie zdziwię się, jeśli zastanę Melindę poza boksem, z łbem w wielkim worku pszenicy. Po szybkim ogarnięciu się, narzuciłam długą, przeciwdeszczową pelerynę (która koniec końców i tak nie spełniła właściwie swej roli, bowiem na miejsce dotarłam praktycznie całkiem przemoczona, ale to już można było przewidzieć).
- Ello czarna - wyszczerzyłam się, poklepując klacz po szyi, na co ta parsknęła tylko lekko trącając mnie w plecy.
Oporządziwszy wierzchowca, chwyciłam kantar i wyprowadziłam ją na zewnątrz. Melinda już od dawna nie odstępowała mnie na krok i teoretycznie mogłabym z nią wychodzić bez jakiejkolwiek linki, ale przyznam szczerze, że mimo wszystko nieco obawiam się jej reakcji na ludzi przechodzących obok, a że nie należy do stworzeń zbyt ufnych, łatwo mogłaby się spłoszyć. Lepiej nie kusić losu. Mel to wariatka, a wariatka wariatką pozostanie. Z racji tego, że deszcz i porywisty wiatr nie zamierzały dziś ustąpić niczemu przyjemniejszemu, postanowiłam zabrać czarną na krytą halę z lustrami. Ku memu zaskoczeniu, a zarazem także uciesze, ćwiczył tam nie kto inny a...
- Hej, Ana! - pomachałam do przyjaciółki, która chwilę temu zaprezentowała z Charlie'm piękny, wysoki skok.
Widząc nas dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, zawracając wierzchowca, by już po chwili znaleźć się tuż przy barierce.
- No, no! Powiem ci, że dawno nie widziałam tak ładnego skoku. Nie myślałaś nad zgłoszeniem Mon'a do zawodów? - wysunęłam pytanie przyglądając się ogierowi, który z trudem ustawał w miejscu, krążąc wzrokiem na prawo i lewo.
- Niee, raczej nie, to tylko takie urozmaicenie. Przy tym trochę się zmęczy. - odparła niebieskooka, zeskakując z grzbietu siwka, po czym puściła go luzem. Charlie bez dłuższego zastanowienia pokłusował zadowolony przywitać się z Mel. Oparłszy się plecami o barierkę przez pewien czas obserwowałyśmy brykające na padoku wierzchowce. Trzeba przyznać, że ich zabawa wyglądała naprawdę uroczo.
- Anuś?
- Hm?
- Wybierasz się może dziś do miasta? - wysunęłam pytanie z nadzieją w głosie. Przyjaciółka zerknęła na mnie nie odzywając się słowem, więc po prostu kontynuowałam - Bo wiesz, Alice ma zjawić się w Magic Horse już w przyszłym tygodniu i chciałam zrobić małe zakupy przed jej przyjazdem. Oczywiście zrozumiem, jeśli masz już jakieś inne plany...
- Chyba naprawdę się tym denerwujesz - zauważyła podśmiewając się pod nosem, na co westchnęłam tylko cicho, przewracając ostentacyjnie oczyma.
- Aż tak to widać?
Dziewczyna pokiwała głową z rozbawionym uśmiechem, jednak po chwili poklepała mnie przyjacielsko po ramieniu - Weź wyluzuj, będzie dobrze. Przecież cieszyłaś się z jej przyjazdu, prawda?
Cóż, nie sposób zaprzeczyć. Z jednej strony miło byłoby znów zobaczyć się z Alice, ale z drugiej męczyło mnie poczucie odpowiedzialności za tę wariatkę. Kocham Alice, ale to nie zmienia faktu, iż odkąd pamiętam pakowała mnie w same kłopoty. Może niepotrzebnie dramatyzuję? Bądź co bądź, minęło już sporo czasu, może wraz z upływem lat ktoś dolał jej trochę oleju do głowy? Niee, osoby takie jak ona się nie zmieniają (niestety).
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że rozmówca wciąż oczekuje jakiegoś odzewu z mojej strony. Kurde. Za dużo myślenia, za dużo myślenia.
- Wiesz... - odezwałam się w końcu, tym samym wytrącając Anę z zadumy - ... masz rację. Faktycznie trochę za bardzo się tym denerwuję. - w chwili, gdy podbiegły do nas Mon i Mlaskacz, szybko wygrzebałam z kieszeni marchewkowe ciastka, podając kilka z nich przyjaciółce - To jak będzie? Jedziesz ze mną do miasta?
- Okey, ale pod jednym warunkiem - zmierzyła mnie wzrokiem poklepując siwka po szyi - Potem pójdziemy na lodowisko, podobno otworzyli nowe w Poreč.
- Jasne, że tak! Dziękuję! - wyszczerzyłam się od ucha do ucha i przytuliłam dziewczynę.
W zasadzie moje doświadczenie z łyżwami ograniczało się jedynie do raptem trzech, może czterech spontanicznych wypadów, z czego niemal za każdym razem zaliczyłam co najmniej jeden upadek, aczkolwiek perspektywa ponownego wkroczenia na lód jakoś specjalnie mnie nie przerażała. Będzie ciekawie.
Anuś? Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na odpis
896 słów = 3 punkty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)