Strony

sobota, 8 grudnia 2018

Od Any - Umiejętność pomocy

W okolicach świąt, w szkolnej gablocie z ogłoszeniami pojawiło się jedno nowe - dotyczyło wielkiej akcji pomocy hospicjum. Jak wyczytałam, przed jednym z kościołów w Poreč uczniowie Alademii MH mieli zorganizować kiermasz świąteczny. "Zapraszamy do pomocy, zarówno poprzez robienie ozdób, jak i późniejszą ich sprzedarz." Była też wzmianka o tym, że można w podanym terminie przyjść na zajęcia koła artystycznego, gdzie pokazane będzie kilka pomysłów na ozdoby świąteczne.
Nie jestem typem osoby, która ignorowałaby tego typu akcje, więc od razu przyszło mi do głowy, że mogłabym pomóc. Chociażby tym, co lubię robić i co, nie chwaląc się, doskonale mi wychodzi.
Po upewnieniu się, że mój pomysł wchodzi w grę, zaczęłam wdrażać swój plan w życie. Zaszłam do swojego pokoju, zgarnęłam z blatu kluczyki do mojego Jeepa i portfel, po czym wyszłam z akademika, kierując się na parking.
Pojechałam do najbliższego sklepu spożywczego. Kupiłam potrzebne mi składniki (między innymi przyprawę do pierników, której miałam swego czasu sporo, ale moje nałogowe picie kawy z nią skutecznie uszczupliło moje zapasy) i przy okazji też kilka innych artykułów.
Wróciwszy do Akademii, od razu zabrałam się do pracy. Najpierw przygotowałam ciasto na pierniczki, które następnie schowałam do lodówki, żeby zrobiło się bardziej zwarte i łatwiej się z niego wykrawało ciastka. Odnalazłam w jednym z kartonów na dnie szafy foremki, które podwędziłam mamie z domu, gdy przyjeżdżałam do AMH, szpulkę sznurka z włukna kokosowego i wstążki w dwóch kolorach - czerwonym i złotym.
Upiekłam już dwie blaszki pierników i byłam w trakcie zapełniania trzeciej, kiedy zadzwonił mój telefon. Gdy odebrałam, okazało się, że to Riley - chciała zapytać, czy biorę udział w akcji dla hospicjum.
Kilka minut później była już u mnie i razem wykrawałyśmy różne kształty w cieście. Gdy skończyłyśmy, trzeba było porobić dziurki na sznurek w pierniczkach. Akurat gdy zaczynałyśmy, zajrzała do nas Ada. Zastanawiała się, gdzie podziewa się Riley. Dowiedziawszy się, co robimy, z ochotą się do nas przyłączyła. Zostawiłam dziewczynom dziurkowanie, a tymczasem zajęłam się przygotowywaniem lukru do ozdoby.
Wygrzebałam z odmentów szafek kuchennych (które, gdy w całości należały do mnie, nie były ani trochę mniej pełne, niż gdy dzieliłam je ze współlokatorami) cukrowe ozdoby, kolorowe barwniki spożywcze, rękawy cukiernicze z końcówkami o różnych długościach i kilka wysokich szklanek, żeby mieć gdzie je umieścić w pozycji pionowej. Zrobiłam kilka kolorów lukru, którym zaczęłyśmy dekorować nasze wypieki.
W którymś momencie rozległo się pukanie do drzwi. Peter. Z bratem, który niedawno przyjechał do AMH.
- Co pieczecie? - zapytał ten pierwszy, patrząc niepewnie na Adę. No tak, nie znał jej chyba jeszcze.
- Pierniki na kiermasz dla hospicjum - odpowiedziała dziewczyna, patrząc na nowoprzybyłych. - A w zasadzie już dekorujemy.
- Możecie się przyłączyć - dodała Riley, uśmiechając się do rodzeństwa. - Prawda, Ana?
Skinęłam entuzjastycznie głową.
- Im nas więcej, tym weselej, prawda? - zauważyłam, mieszając szybko cukier puder z niewielką ilością soku z cytryny (używam go jako zamiennika za wodę - lukier wtedy lepiej smakuje).
Nim skończyliśmy, dołączył do nas jeszcze David i Esme, którzy przyszli zwabieni zapachem i głośnymi śmiechami wydobywającymi się z pokoju nr 29.
Gotowe ozdoby piernikowe - wyglądające bardziej lub mniej estetycznie, zależnie od wykonawcy - zostawiliśmy porozkładane na blacie do wyschnięcia. Esme załatwiła skądś ozdobne pudełeczka, do których miałam je potem popakować, a chłopacy obiecali pomóc z zaniesieniem ich do księdza Gregory'ego, który sprawował pieczę nad akcją.
Po pracy wszyscy zostali jeszcze chwilę u mnie, rozmawialiśmy i piliśmy świąteczną kawę "mojego" pomysłu (piernikową, ma się rozumieć) przygotowaną przez Petera.
Towarzystwo rozeszło się dość późno, jednak ja nadal nie mogłam zasnąć. Uznałam więc, że mogę coś jeszcze porobić. Przygotowałam jeszcze jedną porcję ciasta piernikowego, wycięłam z niego elementy na domek i włożyłam do piekarnika.
Składanie go i dekorowanie specjalnym lukrem, wzmocnionym białkiem, zajęło mi w zasadzie całą noc. Ale efekt był tego wart. Ledwo widząc na oczy popakowałam jeszcze pierniczki na kiermasz do pudełek i, ledwo usiadłszy na kanapie, zasnęłam.

~•~

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Z jękiem podniosłam się z kanapy, rozmasowałam zdrętwiały od spania w złej pozycji kark i poszłam otworzyć.
W progu stał Peter, Harrison i David. No tak, mieli nosić pudełka. Wpuściłam ich do środka.
Gdy zobaczyli domek z piernika, niemal równocześnie spojrzeli na mnie zszokowani. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami i uśmiechnęłam się, odwracając wzrok.
- Nie mogłam spać - mruknęłam usprawiedliwiająco.
- Nie mogłaś spać - David wyglądał, jakby był w ciężkim szoku - więc zrobiłaś... TO?
- Nooo... - spojrzałam na swoje dzieło. - Tak.
Nadal nie mogli wyjść z podziwu. W końcu jednak się ogarnęli i rozpoczęli przenoszenie.
Domek zaniosłam osobiście, bo żaden z chłopaków nie chciał go wziąć do ręki w obawie, że jeszcze go upuści i zniszczy.

~•~

Kiermasz świąteczny udał się doskonale. Oprócz naszych ozdób piernikowych było wiele innych, również wykonanych przez uczniów AMH. Wszystkie pieniądze, tak jak było powiedziane, przekazane zostały na rzecz hospicjum. A my, współtwórcy, mogliśmy cieszyć się, że nasza wspólna praca mogła przysłużyć się potrzebującym.

800 słów

+20 punktów prezentowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)