Strony

niedziela, 9 grudnia 2018

Od Felixa do...

Siedząc w aucie, przyglądałem się przybitemu Dakocie. Ten wyjazd był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowaliśmy w już i tak kryzysowej sytuacji. Chociaż dla mnie nie był, to aż taki problem to dla mojego brata jest najgorszym sposobem na wyleczenie się z traumy. Wypadek z Aaronem mocno odbił mu się na psychice, dlatego próbuje mu pomóc w każdy możliwy sposób. Dlaczego tak się zachowuję? Nie wiem. Może mam za miękkie serce dla osób, jak i zwierząt w potrzebie? Nagle Dakota wyciągnął swój telefon. Spojrzał na swoją tapetę, na której by on i jego wierzchowiec. Kącik jego ust mimowolnie się uniósł. Tak rzadko widzę go się uśmiechającego. Z transu wyrwał mnie przeraźliwy krzyk mojej papugi. W tym samym czasie nasz pies, zaczął wściekle ujadać.
- Vanitas, spokój! - skarcił brat psinę, która od razu się uciszyła.
- Zaraz będziemy na miejscu — powiedział bez emocji ojciec. To był jego pomysł, by pojechać z Ameryki aż do Chorwacji do tej szkoły. Chciał, byśmy na nowo powrócili do tego sportu, którego ja i mój brat nienawidzimy. Po pewnym czasie dojechaliśmy na miejsce. Dakota wysiadł pierwszy a ja zaraz po nim. Brat otworzył bagażnik i wypuścił psa z transportera, a ja zabrałem klatkę z Hoodoo. Nieoczekiwanie podeszła do nas kobieta.
- Witam, nazywam się Elizabeth Rose i jestem dyrektorką szkoły, a pan to musi być słynny William Souxfall, tak?- zapytała, podając rękę mojemu ojcu.
- Miło mi — potrząsnął rękę, uśmiechając się — Mam nadzieję, że moi synowie nadrobią braki sprzed ostatnich paru lat i będą w tej samej formie co kiedyś — dodał.
- Oczywiście, ta szkoła ma taki tytuł nie bez powodu — odparła dyrektorka.
- Chłopcy — zwróciła się tym razem do nas. - Pójdźcie do tego białego budynku, tam powiedzą wam jaki macie pokój — powiedziała, pokazując na jeden z budynków. Razem z Dakotą ruszyliśmy w stronę owego budynku, ciągnąc nasze bagaże. Poszliśmy do portierni. Gdy brat zapukał, usłyszeliśmy, ciche ‘proszę’. Wchodząc do środka, ujrzeliśmy kobietę siedzącą za biurkiem.
- Przyszliście po klucze? Proszę, podajcie swoje imię i nazwisko — powiedziała z uśmiechem.
-Felix — odparłem.
- i Dakota — dodał brat.
- Souxfall — powiedzieliśmy razem.
- Dobrze, w takim razie wasz pokój to numer dwanaście — oznajmiła kobieta, podając mi klucze.
Podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się, wychodząc z portierni.
- Felix — powiedział brat.
— Hm? - odparłem.
— Zapomnieliśmy spytać, gdzie jest akademik...- ach, Dakuś jest zapominalski.
- Poszukamy go sami — odpowiedziałem.
Po niecałych piętnastu minutach szukania tego budynku w końcu go znaleźliśmy. Później tylko poszukaliśmy naszego pokoju pod numerem dwanaście. Gdy otworzyłem drzwi, naszym oczom ukazał się duży, przestronny, trzyosobowy pokój w odcieniach niebieskiego. Dakota spuścił psinę ze smyczy, a ja delikatnie odłożyłem klatkę Hoodoo i po chwili wypuściłem go. Vanitas, bo tak nazywał się pies, zazwyczaj uganiał się za jakąkolwiek zwierzyną, ale on i moja ara nawet się dogadywali, dlatego nie martwiłem się o niego. Oczywiście zaczęło się rozpakowywanie jedna z moich ulubionych części na każdym wyjeździe. Porządek w pokoju to mój priorytet co innego u mojego brata. Często musiałem po nim sprzątać, przez co dostałem przydomek ‘pokojówka’. Nie przeszkadzało mi to, o ile nie wołał do mnie tak przy moich znajomych. Rozpakowywanie się zacząłem od ubrań, układając je w szafie, później mój sprzęt do jazdy i inne drobniejsze rzeczy, jak i środki do higieny. Po wypakowaniu się spojrzałem na Dakotę, który zmęczony patrzył w sufit.
- Idziesz ze mną porozglądać się po okolicy? - zapytałem brata, wyrywając go z transu.
- Idź sam. Nie chce mi się — odparł znużonym głosem.
— Jak chcesz, zostawiam kluczyki na stole — odpowiedziałem, wychodząc.
Nie byłem pewien co obejrzeć jako pierwsze. Pomyślałem, że pójdę zobaczyć na odkryty plac, ponieważ widziałem, jak ktoś trenował, gdy jechaliśmy jeszcze autem. Ostatni raz, gdy miałem porządny trening to, było... Cztery lata temu? Jeżeli wsiadałem to tylko okazjonalnie w tereny z Dakotą. Zacząłem rozglądać się za placem. Po krótkim obchodzie w końcu znalazłem go. Oparłem się o barierki i zacząłem przyglądać się pewnej dziewczynie. Ćwiczyła różne figury ujeżdżeniowe, przez co przypomniały się mi moje jazdy. Ujeżdżenie było moją ulubioną dyscypliną. Wolałem harmonię i spokój niż dzikie skoki w Cross Country. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Nagle dostałem SMS-a. Był od ojca. Automatycznie spochmurniałem z powodu treści.
‘, Jeżeli nie zobaczę popraw u Dakoty w ciągu 3 miesięcy, to dobrze wiesz, gdzie go wyślę.’
Nigdy nie myślałem, że posunie się do takich metod. Byłem wściekły na ojca, jak i na siebie, że nie mogę w żaden sposób uchronić mojego brata.
- Hej! Co tam ciekawego masz? - spytał mnie nagle ktoś. Była to ta sama dziewczyna, która wcześniej trenowała. Podjechała do barierki, dalej siedząc na koniu.
- Nie, nic takiego. Po prostu ktoś z rodziny do mnie napisał — odpowiedziałem, szybko chowając komórkę do kieszeni spodni.
- Jestem Felix, a ty? - spytałem.

Ktoś?? :D

753 słowa = 3p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)