Strony

środa, 5 grudnia 2018

Od Riley C.D Any

Określenie tego, co potrafiła wykonać Ana na lodzie dobrym to zdecydowanie mało powiedziane, była NIESAMOWITA! Nie tylko jeździła, ale i skakała jak zawodowiec, ponadto sądzę, że wielu łyżwiarzy mogłoby jej pozazdrościć takich umiejętności. Szczerze powiedziawszy nie miałam pojęcia za co tak naprawdę właśnie mi podziękowała, ale w obecnej chwili było to chyba mało istotne. Chociaż w sumie, jak się nad tym głębiej zastanowić, powinnam z nią na ten temat porozmawiać, zwłaszcza, że jeszcze przed chwilą ocierała łzy. Wzruszenie? Jakieś wspomnienia? Nie mam pojęcia, ale się dowiem, w każdym razie powinnam się dowiedzieć.
- To co, teraz chwila dla ciebie? - dziewczyna posłała mi szeroki uśmiech i nieoczekiwanie chwyciła za moją dłoń, tym samym wytrącając mnie z zadumy - Nauczę cię jazdy tyłem i może kilku kroków. Oczywiście, jeśli chcesz.
Czy chcę? Pewnie, że chcę, tylko martwi mnie jak to się wszystko skończy i dla mnie i dla samej Any, która prawdopodobnie wywinie koziołka razem ze mną, jeśli w porę nie puszczę jej ręki.
- C-co? Nie, nie, może lepiej nie... - wyjąkałam z pełnym zakłopotania (jak nie strachu) spojrzeniem, starając się zrównać narzucone przez przyjaciółkę tempo, czego nie ułatwiał fakt, iż jeszcze bardziej zaczęły trząść mi się nogi. Riley, ty tchórzu! Ogarnij się! - Um, nie zrozum mnie źle, ale lubię cię i nie chcę żebyś z mojej winy wylądowała w szpitalu czy coś... - dorzuciłam podśmiewając się pod nosem, choć wewnętrznie wciąż miałam cykora.
- No proszę, proszę, gdzie się podział twój optymizm? - zażartowała przyspieszając jeszcze bardziej. Nie wiem czy miało to na celu dodania mi pewności siebie na lodzie, ale jeżeli tak, to chyba słabo jej to wyszło.
- Łatwo ci mówić, jesteś profesjonalistką.
- Profesjonalistką, powiadasz? - uniosła brew z szelmowskim uśmieszkiem - No to tym bardziej nie masz się czym martwić. - skwitowała, obracając się (i mnie też przy okazji) tyłem do kierunku jazdy.
Nie? No, polemizowałabym, ale okay, zdam się na doświadczenie Any (i łut szczęścia też, choć nie wiem, czy na jakiekolwiek szczęście można tutaj liczyć).
Uważnie obserwowałam każdy ruch towarzyszki, zastanawiając się jakim cudem wychodzi jej to tak płynnie, bo sama potrafiłam utrzymać równowagę jedynie przy barierce, ewentualnie z lekka się rozpędzając i na tym kończyły się moje umiejętności.
- Ta jasne. I tym oto sposobem staniesz się moim prywatnym ratownikiem! - wypaliłam nieudolnie powstrzymując wybuch głośnego śmiechu, który w dość krótkim czasie udzielił się także Balanchine.
Po minach przejeżdżających obok ludzi wnioskuję, iż musiałyśmy wyglądać naprawdę dziwnie, ale przyjmijmy, że bardziej pasuje tutaj słowo komicznie. Tak czy inaczej, dodało mi to trochę pewności siebie i zanim się obejrzałam zaczęłam... jechać tyłem! Tak, po prostu jechać? Zaraz, to się nie może dziać... Chyba.
- No brawo! - klasnęła w dłonie dziewczyna, utwierdzając mnie w przekonaniu, że jakimś niewytłumaczalnym cudem nadal utrzymuję się na nogach. Wow, chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Anie sprawia to tyle radochy!
Kątem oka zauważyłam przejeżdżające obok nas dzieciaki, które wyglądały na dość rozbawione naszym widokiem.
- Jesteś pewna, że nie wolisz jeździć sama?
- Skąd ten pomysł?
- Ymh, bo się z nas nabijają?
- Wiesz, zawsze możemy ich przypadkowo przejechać - zachichotała, dając szczególny nacisk na słowo 'przypadkowo'.
- Chciałabyś - puściłam jej oczko, znów obróciwszy się przodem do kierunku jazdy, nabierając coraz większego rozpędu - Chyba zaczynam to łapać! - dorzuciłam uradowana niczym dzieciak.
- Pewna jesteś? Jak mi wyrżniesz na środku lodowiska, to może być niewesoło. - przyspieszyła nieco, jadąc bliżej mnie.
- No słuchaj, ryzykuję na własną odpowiedzialność, a zresztą, trzeba się uczyć na błędach, tak?
- Dobra, dobra, zdążysz jeszcze wiele razy w życiu zaliczyć glebę, ale nie dzisiaj. Skoro się już oswoiłaś z lodem, to spróbuj zrobić piruet - zaproponowała wstępnie wykonując kilka obrotów.
~•~●~•~
Choć po popołudniowej dawce wrażeń i upadków siedzenie bolało mnie niemiłosiernie i tak uznaję dzisiejszy dzień za wyjątkowo udany. Ana nauczyła mnie wielu rzeczy i muszę przyznać, że naprawdę spodobał mi się ten sport.
- Przyjedźmy tu jutro, proszę! - popatrzyłam na dziewczynę błagalnie, choć podświadomie czułam, że też chciałaby jeszcze wrócić na lód (może i nawet bardziej ode mnie? Któż to wie...).
- Też mi pytanie. Jasne że tak! - odparła entuzjastycznie, poklepując po głowie plączącego się pod naszymi nogami Ghost'a. Biedaczek pewnie się trochę wynudził, gdy byłyśmy na lodowisku.
Na nasze szczęście zachmurzenie jako tako ustąpiło i raczej nie zapowiadało się, aby znów miało zacząć padać. Sama droga powrotna nie trwała długo, bo już po około dwudziestu minutach byłyśmy na parkingu przed akademią. Z chwilą gdy wysiadłyśmy z auta, następnie kierując się wąskim, pokrytym licznymi kałużami chodnikiem w stronę budynku akademika, postanowiłam przerwać towarzyszącą nam od pewnego czasu ciszę. W zasadzie była to bardziej kwestia tego, że chciałam w jakiś sposób wyrazić swoją wdzięczność za dzisiejszy dzień, bo gdyby nie Ana, pewnie w ogóle nie zafascynowałabym się tak łyżwiarstwem.
- Ana?
- Hm?
- Dziękuję ci. Wiesz, nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam. Prawdę mówiąc nie sądziłam, że jeszcze kiedyś w ogóle wrócę na to lodowisko... - westchnęłam cicho, zerkając kątem oka na przyjaciółkę i dostrzegłszy jej pytające spojrzenie, kontynuowałam - Minął prawie rok odkąd tam po raz pierwszy pojechałam, a właściwie pojechaliśmy, bo byłam wtedy z grupką znajomych... - wraz z ostatnim słowem poczułam jak głos staje mi okoniem w gardle, a w oczach zaczynają zbierać się słone łzy. Znowu to samo. Nie, nie, nie! Nie teraz... Eh, chyba naprawdę powinnam zacząć żyć rzeczywistością.
- Coś nie tak? - zagaiła Balanchine.
- Nie, w zasadzie to nic. Po prostu czasem przypominam sobie wszystkie osoby, które ciepło mnie tutaj przyjęły i z którymi spędziłam tyle fajnych chwil... Szkoda, że ich tu nie ma. Nie żebym narzekała na tych, którzy są tutaj teraz. Mam ciebie, Esmę, Nao i Gaię... ale brak tych kilku osób tak cholernie boli. - wycedziłam ostatnie słowa przez zęby, czując, że robię z siebie coraz większą idiotkę.
Ana wciąż milczała, najwyraźniej nie wiedząc jak skomentować moją wypowiedź. W sumie wcale jej się nie dziwię, też nie wiedziałabym jak zachować się w takiej sytuacji, do której niezamierzenie właśnie doprowadziłam. Po dłuższej chwili milczenia poklepała mnie przyjacielsko po ramieniu.
- Anuś, wiem, że to pewnie głupio zabrzmi, ale możesz mi coś obiecać? - spojrzałam dziewczynie prosto w oczy, przy czym ta początkowo trochę się speszyła, ale mimo wszystko pokiwała głową - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i dziwnie czułabym się tutaj bez ciebie. Ty nie znikniesz... Prawda?

Ana? To zakończenie wyszło zbyt ckliwie, tak, wiem XD

1006 słów = 6 punktów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)