Strony

niedziela, 9 grudnia 2018

Od Riley - Winter is coming

Podniósłszy się powoli z ciepłej pierzyny przez dłuższą chwilę siedziałam nieruchomo na materacu, po czym przetarłam twarz dłońmi, starając się choć trochę się rozbudzić. Średnio mi to wyszło. Czemuż, ach czemuż jest dopiero wtorek, a nie przykładowo piątek? Tia, weekend zdecydowanie zlatuje za szybko. Ziewnęłam, zgarniając telefon z parapetu obok łóżka. Ku mej uldze na ekranie urządzenia wyświetliła się możliwie przyzwoita pora, mianowicie 7:45. A więc budzik dzwonił tylko trzy, może ze cztery razy, nie jest źle. Dziękujmy wspaniałomyślnej dyrekcji Magic Horse za uczynienie wtorku dniem, w którym zajęcia zaczynają się dopiero około dziewiątej. Podniósłszy wzrok popatrzyłam na gałęzie za oknem pokryte grubą warstwą białego puchu. Zaraz, śnieg... Tutaj?! Nie no, tego to się akurat nie spodziewałam. A to ci niespodzianka.
Kątem oka dostrzegłam śpiącą jeszcze smacznie Adę, opatuloną kołdrą niczym naleśnik. Hm, chyba wypadałoby poinformować ją o tak niezwykłej anomalii pogodowej, nieprawdaż? Długo nie musiała czekać, aż poduszka z sąsiedniego łóżka wyląduje centralnie na jej twarzy, przy czym dziewczyna poderwała się niczym potraktowana prądem.
- Ej, a to za co? - bąknęła rozgoryczona, nakrywając głowę kołdrą, najwyraźniej obawiając się kolejnego ataku.
- Za nic. Wstawaj, idziemy na dwór. - rozkazałam bez zbędnych ceregieli, ściągając z przyjaciółki pościel - Um, a właściwie to czemu ty nie jesteś na zajęciach...?
- Odwołali nam dwie pierwsze godziny, dzięki czemu mogłam się wyspać. No właśnie, mogłam - westchnęła dając w swej wypowiedzi szczególny nacisk na ostatnie słowo. Znając życie już układa sobie w rozczochranej plan jak się na mnie zemścić za ten niewinny incydent.
- Jeszcze się zdążysz w życiu wyleżeć w łóżku, ale teraz bądź tak miła i podejdź do okna. - poradziłam z chytrym uśmieszkiem na twarzy, na co brunetka tylko prychnęła coś pod nosem, przewracając ostentacyjnie oczyma, niemniej jednak zrobiła to o co ją poprosiłam.
Wzrok dziewczyny utkwił w częściowo zamarzniętej szybie, a ona sama przez moment nie odzywała się słowem. Dla tej miny warto było ją wkurzyć. Po niedługim namyśle znów zatrzymała spojrzenie na mnie.
- To co? Będziemy tak stać i debilnie się cytrynić, czy w końcu wyjdziemy na ten spacer? - popędziła mnie, zgarniając jakieś ciuchy z oparcia krzesła, by chwilę potem zaszyć się gdzieś w łazience.
Gdy tylko obydwie się ogarnęłyśmy, udałyśmy się wraz z Nilay'em i Raven w stronę wyjścia. Jakaż to radość gościła dziś na twarzach mijanych przez nas uczniów i nauczycieli. Wszyscy wyglądali na zachwyconych faktem, iż prawdopodobnie czekają nas piękne, białe Święta (no dobra, prawie wszyscy, bo Gilbert zdawał się być jeszcze bardziej zdegustowany niż zwykle, ale to już można było przewidzieć. Chwała Bogu, że mam dziś trening z Panią Elizabeth). W międzyczasie zdążyłyśmy też spotkać Anę i Gaię, które szczęśliwym trafem również wybierały się akurat do stajni. Ogromnie żałowałam, że nie mogę teraz pozwolić sobie na żadną dłuższą jazdę. Eh, że też lekcje muszą zaczynać się tak wcześnie, a nie przykładowo około dwunastej... Tia, Riley, i co jeszcze? Może byłoby najlepiej, żeby w ogóle nie było żadnych zajęć, tylko same treningi? Hm, chociaż w sumie? Taki system nie byłby najgorszy...
Ze stanu rozmyślań zdołał wyrwać mnie dopiero głos jednej z towarzyszek, a właściwie śnieżka, która zaraz po owych słowach rozbiła się na mojej łepetynie. Po chwili obok przeleciały dwie następne, lecz te w porę zdążyłam zauważyć.
- H-hej! Trzy na jedną? To nie fair! - zgarnąwszy trochę śniegu z jednej z zasp cisnęłam zawartością garści w koleżanki, które z głośnym piskiem odskoczyły do tyłu.
Tym oto sposobem zaczęła się wielka walka na śnieżki. Taka zabawa nie mogła ominąć również Esmy i Nao, bo jak tylko wyszły ze stajni prywatnej zostały obrzucone kilkoma kulkami, za co oczywiście bardzo szybko się odpłaciły.
Koniec końców na lekcje przybyłam z prawie dwudziestominutowym spóźnieniem, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Dla takiej głupawki opłacało się opuścić kawałek zajęć.
~•~●~•~
Zaraz po obiedzie w akademickiej stołówce wraz z Naomi, Aną, Adą, Esmeraldą i Gaią udałyśmy się całą paczką na lodowisko w Poreč. Prawdę mówiąc, nawet nie wiem ile razy zdążyłam wywinąć na lodzie eleganckiego koziołka, aczkolwiek nie przeszkadzało mi to ani trochę. Lód i ja to po prostu złe połączenie, co nie zmienia faktu, że i tak uwielbiam odwiedzać to miejsce.
Na samym lodowisku spędziłyśmy dobre dwie godziny, jak nie więcej, bawiąc się w najlepsze, lecz nie był to jeszcze koniec dzisiejszych atrakcji, bo niedługo po powrocie do Magic Horse nadeszła pora na mały wypad w teren - w końcu czemu tylko my mamy się cieszyć urokami zimy? Konie zdawały się być wręcz zachwycone warstwą białego puchu, w którym niedługo po opuszczeniu stajni Melinda zdążyła się nawet elegancko wytarzać. Trzeba przyznać, komiczny widok.
- To gdzie jedziemy? - zagaiła Esmeralda, wskakując na grzbiet wierzchowca, przy czym Jaskółka parsknęła tylko cicho, dając właścicielce do zrozumienia, żeby się pospieszyła.
- Hm, może plaża? Dawno nas tam nie było - wysunęła propozycję Ada, wyprowadziwszy Red Royal przed budynek, która w przeciwieństwie do Jasi i Czarnej zachowywała się wyjątkowo spokojnie.
Co do tego pomysłu wszyscy byliśmy zgodni i już kilka minut później galopowaliśmy po rozległych, ośnieżonych polach. Gdzieś hen daleko przed nami rozciągały się skąpane w bieli pasma lasów. Ostatni, a zarazem najdłuższy postój mieliśmy nad samym brzegiem morza. Słońce tylko od czasu do czasu przedzierało się przez warstwę chmur, niemniej jednak widoki były naprawdę cudne, zdążyłam nawet pstryknąć kilka fotek podczas drogi.
Poklepałam kobyłkę po szyi i szepnęłam jej na ucho - No, Mlaskacz, teraz chwila dla ciebie. - uśmiechnęłam się, dodając łydki.
Długo nie musiałam czekać, aż Panna ADHD rzuci się dzikim cwałem przed siebie. Przymknęłam na moment oczy, wsłuchując się w stukot końskich kopyt harmonijnie łączący się z dość głośnym oddechem spowodowanym ostrym, zimowym powietrzem. Ach, beztroskie wypady w teren, zapach lasu i wiatr muskający twarz. Tak, to jest to co lubię najbardziej.
Z racji tego, że wierzchowce wyglądały już na trochę zmęczone, a nam nie uśmiechała się perspektywa jazdy po zmroku, po około godzinie uznałyśmy, że pora wracać.
Choć zdecydowanie jestem fanką cieplejszych pór roku, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż dzień dzisiejszy był naprawdę udany. Mam nadzieję, że kolejna zima spędzona w Magic Horse przyniesie nam jeszcze więcej śniegu i atrakcji z nim związanych.

990 słów = 3 punkty

+20 punktów prezentowych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)