Strony

niedziela, 20 stycznia 2019

Od Marco C.D Alice

Pogoda na zewnątrz była wręcz fatalna. Jakby się uprzeć to może nawet podchodziłoby to pod mini burzę śniegową. W każdym razie, trening to trening i nie mogłem go ominąć, toteż zjawiłem się chwilę przed czasem by móc sobie w spokoju ogarnąć mojego ulubionego rumaka.
Oczywiście później, gdy już zaczęły się ćwiczenia bardzo skrupulatnie wykonywałem polecenia
jednej z trenerek, której nawet imienia nie znam. Jak się później okazało - znienawidziłem ją całym sercem, gdy kazała mnie i mojej ukochanej towarzyszce (O Alice mowa), czyścić końskie boksy.
- Protestuję! - krzyknąłem zirytowany.
- Nie wydurniaj się Marco! Idziesz w tej chwili. - Żachnęła się pani Cooper.
- Pierdziele, gorzej niż moja matka - bąknąłem jeszcze pod nosem.
No nic... Korzystając z faktu, że konie z głównej stajni były albo na treningu, albo na padoku zgarnęliśmy wszystkie odpowiednie sprzęty (czytaj: dwie taczki, widły, wiaderko i inne niezbędniki).
- Dobra, zróbmy to szybko i udajmy się jak najdalej od siebie dobra? - zaproponowała szorstko.
- Jestem za.
- Moja jest ta część. - Wskazałem palcem na boksy po jednej stronie. - Weź zajmij się tymi na przeciwko. - Skinąłem głową w ich stronę.
- A może ja wolę te po twojej stronie? Pewnie sobie je wziąłeś bo jest ich mniej. - Prychnęła.
- Na pewno tak jest - Uśmiechnąłem się z sarkazmem. - To sobie weź tamte boksy ja mam to gdzieś. - Wbiłem widły w siano i udałem się do boksów na przeciwko.
Bez słowa zacząłem odgarniać zbędną słomę i jakoś upychać ją na wyżej wspomnianą taczkę. Alice chwilę przyglądała mi się w milczeniu, a później dołączyła do mnie. W sumie to nie odzywaliśmy się do siebie przez dobre pół godziny, a ze względu na to, iż sprzątaliśmy to wręcz na błysk to zarówno ja i ona skończyliśmy zaledwie ogarniać trzeci boks.
- Jak tylko to skończę to sobie stąd pójdę i nie chcę ci już dzisiaj widzieć. - powiedziała.
- I tak skończę pierwszy. - Wzruszyłem barkami.
- O nie, nie, nie, chyba nie wiesz z kim rozmawiasz. Będę przed tobą.
- Chciałabyś skarbie. - Zaśmiałem się z dezaprobatą. - Możemy się założyć, że będę pierwszy.
- Zgoda! O co?
- O przysługę.
- Przysługę?
- Jeśli ja wygram, to wyświadczysz mi przysługę i odwrotnie. Uściślając, w miarę normalną jeśli łaska.
- Szykuj się na przegraną! - Uśmiechnęła się tryumfalnie.
- W twoich snach.
Tak więc zawarliśmy układ. Czym prędzej wziąłem się za siebie i jeszcze szybciej wrzucałem słomę na taczkę, uzupełniałem jedzenie i wodę dla zwierząt. Miałem tę przewagę, że byłem mężczyzną (dość wysportowanym swoją drogą), więc z natury łatwiej było mi wykonywać wszelkiego rodzaju prace fizyczne. Chcąc nie chcąc Alice nie zostawała w tyle co kłóciło się z moimi planami. Chwilami to ja byłem jeden boks do przodu, to znowuż byliśmy na równi...
Przyznam szczerze iż miałem już dość i najchętniej rzuciłbym się na moje łóżko chcąc pójść spać. To jednak nie miało prawa bytu, bowiem przede mną było jeszcze kilka mini pomieszczeń.
W międzyczasie oczywiście cały czas sobie dogryzaliśmy i przeszkadzaliśmy. W pewnym momencie nawet wywiozłem pustą taczkę dziewczyny gdzieś w pole żeby nie mogła jej znaleźć. Jak nietrudno się domyślić ona nie pozostała mi dłużna i niedługo potem również zaczęła nieco bardziej utrudniać mi życie.
- No, nie spodziewałam się, że zrobicie to tak dokładnie! - Pani Cooper pojawiła się w drzwiach wejściowych. - Widać, że jesteście zgranym duetem i bardzo się lubicie!
Wymieniłem nienawistne spojrzenia z brunetką, lecz na mojej twarzy dalej przyklejony był uśmiech, gdyż wolałem nie mieszać w nasz konflikt nauczycieli i instruktorów.
Kilka ostatnich boksów uprzątnęliśmy w ciszy, bowiem każdy skupiony był na wygranej.
- Ile? - spytałem pod koniec naszej pracy.
Po zliczeniu wszystkich pomieszczeń, zdaliśmy sobie sprawę jakimi idiotami jesteśmy.
- Przecież po obu stronach jest tyle samo. - Bąknęła już nieco przytłoczona, a ja tylko się zaśmiałem.
- To prawie tak jakbym wygrał - Wzruszyłem ramionami.
- Tak, tak chciałbyś. Po prostu nie potrafisz zaakceptować faktu, że mogłabym być lepsza. - Prychnęła zakładając przy okazji ręce na piersi.
- Tak? W takim razie udowodnię ci, że potrafię. Przegrałem, jestem winien ci przysługę. Może jeszcze powinienem przed królową uklęknąć? Czy może jednak sobie podaruję...
- Jesteś żałosny.
- Powiedz co jestem ci winien w ramach mojej przegranej, tyle wystarczy. - Puściłem jej oczko.

Alice?

661 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)