Ostateczna klasyfikacja okazała się być bardzo satysfakcjonująca. Wraz z holenderką zajęłyśmy drugie miejsce, z niewielką różnicą do pierwszej lokaty zajmowanej przez niemieckiego jeźdźca. Rendez Vous, choć upewniałam się co do tego kilkukrotnie, nie dość, że nie stanął na podium, to zakończył przejazd z dwiema zrzutkami. Ogier wydawał się być poza kontrolą dosiadającej go dziewczyny, która niekoniecznie wiedziała, jak przekuć temperament wierzchowca w sukces na parkurze. Nie tylko Victor ubolewał nad takim rozwojem sytuacji - zarówno ja, jak i inne osoby dostrzegające potencjał ogiera oczekiwały, że z pewnością zajmie on jedno z kluczowych miejsc. Tym razem jednak, gdy Rendez zakończył przejazd, nie było słychać tak głośnych braw i westchnięć zdumionych jeźdźców. W porównaniu z wcześniejszym przejazdem, wydawał się być kompletnie niezaznajomiony z jakimikolwiek podstawami jazdy.
Paris natomiast sprawowała się bez żadnego zarzutu, począwszy od wszystkich czynności związanych z zawodami, skończywszy na powrocie do stajni i całym etapie oporządzania. Po udanym przejeździe z przyjemnością pielęgnowałam holenderkę, wyraźnie zadowoloną z otrzymywanych co i rusz kawałków owoców. Choć rozproszona przez nieznane konie przechodzące przez stajenny korytarz, wciąż grzecznie czekała, aż ją rozsiodłam i porządnie wyczyszczę.
Cały ten proces przebiegł w ciszy, bo Aiden, który dotychczas mi towarzyszył, musiał zająć się zakupioną przez siebie klaczą. Nie ukrywałam, że było mi to na rękę - miniona doba była wyczerpująca i intensywna, a w dodatku nie mogłam się doczekać ujrzenia zdobyczy szatyna. Potrzebowałam chwili wytchnienia we względnej samotności, by móc poukładać sobie wszystko w głowie - zarówno moją relację z Victorem, Aidenem, swoje jeździectwo jak i edukację, której powinnam w tamtym momencie poświęcać najwięcej czasu z uwagi na nadchodzące egzaminy. Nie wspominając już nawet o rodzinie, domagającej się częstszych rozmów i wizyty w domu. Wolałam nie myśleć o tym wszystkim, by nie pogrążyć się całkowicie w bezradności i frustracji.
Zarzuciwszy na grzbiet Paris cieniutką derkę, ruszyłam do drugiej stajni, starając się kontrolować niemiłosiernie upływający czas. Tego samego dnia chciałam jeszcze skonfrontować się ze stajennym, zrobić cały arkusz zadań i zaopiekować się Hollywoodem. Siwkowi służyła lżejsza praca, której był poddany z uwagi na przebytą kontuzję. Korzystając z okazji zaznajomienia wałacha z ogromem zawodów, nie kłopotałam się z dokładnym wyczyszczeniem siwka, by wyprowadzić go na trawę w pobliżu oblężonego przez startujące pary placu. Po kilku minutach wzmożonej ekscytacji uspokoił się nieco, wykorzystując możliwości poskubania zieleni i spokojnego dreptania przy moim boku. Mimo, że ostatnio nasza praca była nieco monotonna i skoncentrowana na zbudowaniu jego kondycji, to właśnie treningi z Hollywoodem przynosiły mi najwięcej szczęścia. Nie czułam presji, nie musiałam spełniać czyichś wygórowanych oczekiwań, a jedynie cieszyć się z możliwości siedzenia w siodle i obcowania z wałachem. Wierzchowiec ten był wyjątkowo pojętny i zwyczajnie miły do jazdy, co samo w sobie rekompensowało brak bardziej wymagających ćwiczeń.
Miło było odetchnąć w jego towarzystwie, mogąc równocześnie przyglądać się ostatnim rozgrywanym konkursom. Para pokonująca wówczas parkur wydawała się znać od dłuższego czasu i niezwykle dobrze dogadywać - przejazd był płynny, koń mądrze prowadzony, a jeździec zrelaksowany i uśmiechnięty od momentu wjazdu aż do samego końca. Niczym zahipnotyzowana obserwowałam, jak pokonywali każdą kolejną przeszkodę z łatwością, choć trasa nie należała do najłatwiejszych, a pozostali uczestnicy zawiesili im wysoką poprzeczkę. Mimo tego, bułany wałach wraz ze swoim jeźdźcem zajmowali na tamten moment pierwsze miejsce w rozgrywanym konkursie. Widownia uraczyła ich głośnymi brawami, łącznie z Harry'm, który nagle jakby wyrósł tuż za moimi plecami.
Na usta wpłynął mi momentalnie uśmiech, gdy szatyn zaczął spokojnie gładzić wałacha po łopatce. Uwielbiałam co prawda obserwować mężczyznę we wszelkich możliwych sytuacjach, jednak gdy towarzyszyły mu wierzchowce, wydawał się być jeszcze bliższy mojemu sercu. Podobało mi się, że bez względu na wielkość kopytnego, większość z nich i tak wydawała się przy Stylesie drobna.
Zresztą, ja sama nie grzeszyłam przy nim wzrostem.
- Czekam na relację o twoim nabytku, wiesz? - Nieustannie uśmiechając się, zwróciłam całą swoją uwagę na mężczyznę, który wraz ze mną głaskał siwka.
- Nie chciałabyś po prostu zobaczyć jej na własne oczy? - Także się uśmiechając, z wyraźną dumą przedstawił mi najważniejsze informacje, których dowiedział się od poprzedniego właściciela konia.
- Nie spodziewałam się, że kupisz konia podczas mojego przejazdu. - Zaśmiałam się, by szatyn nie odebrał moich słów jako wyraz wyrzutu czy rozżalenia.
- Jeszcze raz za to przepraszam. - Złapał mnie delikatnie za dłoń, gładząc ją kciukiem. - Ale uwierz mi, na moim miejscu zrobiłabyś to samo.
Staliśmy tak jeszcze chwilę, pozwalając Hollywoodowi wyskubać ostatnią porcję źdźbeł. Czekała nas jeszcze później luźna jazda, jednak zanim miała ona nastąpić, nie mogłam sobie odpuścić możliwości zapoznania się z kobyłką Stylesa. Odprowadziwszy konia do jego boksu, ruszyliśmy wspólnie do stajni, w której mieściły się konie prywatne. Aiden z dumą podprowadził mnie do odpowiedniego boksu, zajmowanego przez rosłą, skarogniadą klacz. Przywitała nas donośnym rżeniem, by już po chwili odejść na odległy koniec boksu. Przyglądaliśmy się jej dłuższą chwilę, nie naruszając przy tym jej sfery komfortowej aklimatyzacji.
- Jest naprawdę przepiękna, Aiden. Nie zdziwię się, jeśli przestawisz ją ponad mnie. - Zaśmiałam się, opierając podbródek na ramieniu szatyna, co sprawiło mi niemało trudności.
- Też mnie to nie zdziwi.
- Chyba jesteś ostatnią osobą, która może cokolwiek powiedzieć w tej kwestii. - W odpowiedzi na uwagę Victora Aiden odwrócił się w jego kierunku, krzyżując swoje ręce w obronnej postawie. Stajenny wprowadzał swojego konia do boksu, równocześnie banalnie komentując naszą wcześniejszą rozmowę.
- W końcu to nie byłby pierwszy raz, gdybyś zostawił ją na rzecz czegoś innego. - Parsknął sarkastycznym śmiechem, zamykając drzwi do boksu. W przeciwieństwie do Aidena wydawał się być zbytnio rozluźniony, za pewne nie spodziewając się, że szatyn posunie się do rękoczynów. Jednak i jego cierpliwość miała swoje granice.
- O co ci, kurwa, chodzi? - Nim zdążyłam się dobrze odezwać, Styles sięgnął koszulki Victora i przyparł go do najbliższej ściany. Stajenny kpił mu prosto w twarz, śmiejąc się z jego poczynań.
- Zupełnie o nic. - Uniósł ręce w ironicznie obronnym geście, co zdawało się jeszcze bardziej podjudzać szatyna. - Tylko ciągle traktujesz Caroline jak zabawkę, ona sama nie wie czego chce i jeszcze wplątaliście w to wszystko mnie.
- Nie wydawałeś się niezadowolony, gdy mnie wczoraj całowałeś. - Wtrąciłam się do dyskusji, co wywołało mocniejsze zaciśnięcie się uścisku na ramionach kruczowłosego.
- W przeciwieństwie do niego ja naprawdę cię kocham, Caro. Na jego miejscu nie pozwoliłbym całować innemu kobiety, na której podobno niesamowicie mi zależy.
Aiden?
1027 słów
Ironing for the Edge - Titanium Art - Titanium Art
OdpowiedzUsuńIroning titanium plate flat iron for the Edge titanium flask is a technique by which the titanium helix earrings edge is cut in the diamond shape of a spade. titanium pots and pans This technique was applied as a traditional bead and ford escape titanium 2021 was