Byłem wręcz w stuprocentach pewien, że w normalnych okolicznościach nie zdecydowałbym się na samotne bieganie po centrach, zwłaszcza w poszukiwaniu ubrania. Jednak tym razem, nie miało ono być byle jakie - musiałem wyglądać w nim jak zabrany prosto z czerwonego dywanu, co i tak było ciężkie do wykonania, zakładając, że ostatecznie Vivian miała się znaleźć u mego boku. Tak czy inaczej, potrzebny był mi garnitur, gdyż jak się okazało, od jakiegoś czasu nie mieściłem się w swój stary, co wyraźnie ugodziło w moje serducho, albo raczej w tą część mojego ciała, odpowiadającą za narastające lenistwo. Nie miałem jednak czasu na smętne snucie się po sklepach - na szczęście już w drugim udało mi się odnaleźć garniak idealny, choć równie dobrze wiedziałem, że gdybym poświęcił na poszukiwania choć minutę więcej, znalazłbym okaz jeszcze lepszy, na który co więcej - mogłem sobie pozwolić. Czułem jednak na swoim karku oddech deadline'u, spotęgowany tym faktem, że musiałem się udać do jeszcze innych sklepów, już z nieco innym asortymentem. Kurcze, najgorsze było to, że nie wiedziałem, czy to wszystko wypali... W końcu, Vivian ma dopiero osiemnaście lat, może niekoniecznie chce spie*dolić swoje życie akurat ze mną? Właściwie to nie wiem, co mnie popchnęło do podjęcia tak odważnej decyzji - w końcu oświadczyny nie zdarzają się codziennie, a tym bardziej nie z byle kim. Pomimo, że słyszałem już wręcz w swojej głowie odmowę, wciąż miałem jakąś cichą nadzieję, że moja ukochana zostanie nią już na zawsze, bowiem nie wyobrażałem sobie innego zakończenia, niż bycie z brunetką do właściwie końca swych dni. Zanim się nawet obejrzałem, zdążyłem przywiązać się do niej na tyle, że każdy dzień bez chociażby rozmowy z nią był dniem straconym. Czułem się nawet źle, utrzymując w tajemnicy moje nagłe wyjście do miasta, podczas gdy wolałbym zostać z nią, na dobrą sprawę gdziekolwiek. No ale, czego się nie zrobi dla wspólnego szczęścia? Jedno było pewne - będzie zaskoczona, jednakże niekoniecznie w zadowalający mnie sposób. Choć nie mieściło mi się to w głowie, znając już ją kawałek czasu, że mogłaby tak zareagować, gdzieś tam pojawiała mi się myśl, że mnie wyśmieje i wyjdzie, ot tak. Nie wiem jednakże, jak bardzo musiałaby się zmienić przez te kilka godzin, aby potraktować mnie w taki sposób. Niby byłem gotowy, a jednak ciągle w mojej głowie pojawiały się coraz to nowsze obawy - pomyśleć, że jeszcze całkiem niedawno powiedziałbym każdemu wszystko, co tylko o nim myślę, bez żadnych skrupułów. Dlaczego więc miałem jakikolwiek opór, aby wejść do tego pie*rzonego jubilera, i wybrać coś, co byłoby godne Vivki? Zazwyczaj omijałem szerokim łukiem sklepy tego typu - niezbyt miałem jakieś szczególne okazje, aby je odwiedzać, bowiem od zawsze nie nosiłem i nie noszę zegarków, ani tym bardziej innych znajdujących się tam pierdół - no cóż, szczęśliwi czasu nie liczą. Tak czy inaczej, każdy pierścionek wydawał się być zbyt banalny i podobny do poprzedniego. Śmiałem nawet twierdzić, że nie różnią się niczym, jednakże pozostawiłem to uwagę dla siebie, widząc jak pracownica sklepu kieruje się w moją stronę, od razu zarzucając mnie toną pytań. O ironio, zamiast pomóc mi w jakimkolwiek wyborze, spodowały u mnie tylko coraz to większe, przerażające już spustoszenie - ku*wa no, odróżniałem jedynie złoto od srebra, a kobieta i tak waliła do mnie 'oficjalnymi' nazwami. Plusem jedynie było to, że nie robiła ze mnie debila - no cóż, przynajmniej ona. Kiwałem więc jedynie głową, podczas gdy blondynka oferowała mi coraz to nowsze propozycje - nie dało się nie zauważyć, że próbowała podsunąć mi jak najdroższe pierścionki, widząc aprobatę z mojej strony. W tym przypadku, kiedy to chodziło o coś dla mojej dziewczyny, byłem gotów wydać właściwie ostatnie, zarobione kilka miesięcy wcześniej pieniądze, co i tak zrobiłem, zauważając wreszcie kawałek metalu będący godnym uwagi.
Mając jedynie nadzieję, że przypadnie Viviance do gustu, wrzuciłem zapakowane pudełko do pokrowca z garniturem. Nie było już odwrotu, kiedy to umówiłem się z nią za dwie godziny pod jej pokojem, co jak się okazało - wystarczało wręcz na styk, choć nie narzekałbym, gdybym zaproponował spotkanie o kwadrans później.
~*~
Oddychanie. Naprawdę przydatna czynność, choć w tamtym momencie widocznie mój organizm uznał ją za zbędną - stałem tam, pod tą zimną ścianą, oczekując aż Vivian po raz wtórny opuści swój pokój. Za pierwszym razem, uznała że wyglądam na tyle nienaturalnie jak na moją osobę, że aż musi iść się przebrać, gdyż jak stwierdziła - nie wyglądała dostatecznie dobrze, aby wyjść "tak" poza chociażby budynek. Bym był zapomniał - zwyzywała mnie przy tym od góry do dołu, będąc przekonaną, że mogłem ją o tym poinformować ciut wcześniej. Na dobrą sprawę, wolałem nie odstawiać tej całej szopki, po prostu spędzić ze swoją dziewczyną kolejne popołudnie i jedynie zapomnieć o tym, że kiedykolwiek wpadłem na podobny pomysł, rzucając to wszystko do szafy, i właściwie tyle. Uśmiechnąłem się mimo wszystko, widząc brunetkę wychodzącą z pokoju.
- Co Ty znowu wymyśliłeś? - Mruknąwszy mi te słowa wprost do ucha, zachłannie wpiła się w moje usta, po czym jak gdyby nigdy nic poczochrała mnie po włosach - choć wiedziała, że tego chole*nie nie lubię, i tak to zrobiła, uśmiechając się przy tym chytrze.
- I tak Ci nie powiem - obejmując ją jedną ręką na wysokości talii, drugą otwierałem nam drzwi, od czasu do czasu upewniając się, czy Vivian ma aby na pewno zamknięte oczy. Raz wycwaniła się, korzystając z mojej nieuwagi, dzięki czemu miała moment, aby zorientować się, gdzie jest - nie wiem, czy cokolwiek dał jej widok pustego, a w dodatku ciemnego korytarza, widzianego za pewne przez nią po raz pierwszy. Na szczęście na poddaszu było kilka pozostawionych świeczek, a ja nie byłbym sobą, gdybym nie nosił przy sobie zapalniczki - pomimo, że rzadko kiedy miałem w spodniach papierosy, zdarzało się, że odnajdywałem je u innych. Dodatkowym ułatwieniem było okno wraz z prawie stabilnym parapetem - właściwie to zaraz miał zapadać już zmrok, a z tamtego miejsca był wręcz idealny punkt do obserwacji zachodzącego słońca, co zostało przez nas w pełni wykorzystane.
- Była tu dziś moja matka - odezwała się po chwili milczenia, równocześnie siadając na moich kolanach - parapet na to załamał się jedynie, jednakże obydwoje nie zwróciliśmy na to uwagi, będąc pochłonięci wtulaniem się w siebie nawzajem. Pomimo, że znałem jej rodzicielkę jedynie z opowieści ukochanej, miałem do niej w pewnym stopniu mieszane uczucia - w końcu, gdyby za pewne nie jej zawód (?), Vivan nie byłoby ze mną tu i teraz, czego wprost nie mogłem sobie wyobrazić, zwłaszcza wtedy, kiedy to miałem na nią 'niecny' plan. Z drugiej strony, byłem jak najbardziej za tym, że matki tego typu należy najzwyczajniej w świecie zmieszać z błotem, choć to zdecydowanie zbyt mało powiedziane. - Gdybym kiedykolwiek miała mieć dzieci, to chciałabym być dla nich lepszą matką, albo nie mieć ich w ogóle.
- Doprawdy? A z kim chcesz je mieć?
Słysząc moje pytanie, udała, że się zastanawia - potarła dwoma palcami niczym filozof brodę, podrapała się również po głowie, a na koniec tego wszystkiego wydała z siebie pełne zastanowienia mruknięcie. Nie wiem, czy to był dobry moment. Nie wiem, czy to było dobre miejsce. Nie wiem, czy to właśnie dla mnie poświęciła te kilka minut zadumy - a i tak wstałem, wpatrując się nieustannie w jej zielone, pociągające oczy. Byłem już pewien, ku*wa. Cała ta wcześniejsza niepewność ulotniła się gdzieś, podczas gdy ja klęczałem przed brunetką na jednej nodze, w całym tym roztargnieniu prawie zapominając o wyjęciu pudełeczka, co ostatecznie na całe szczęście zrobiłem. Z sercem w gardle, odetchnąłem ciężko, w głowie bardzo pospiesznie układając sobie cokolwiek, co tylko mógłbym jej powiedzieć. Podczas gdy słowa uwięzły mi gdzieś tam najprawdopodobniej z tyłu przełyku, jakby moje usta same się otworzyły, a cały organizm stwierdził, że nie potrzebne w tym momencie mi jest ani oddychanie, ani inne funkcje życiowe.
- Nie zamierzam Cię nikomu nigdy oddawać, do chole*y jasnej, Vivian. Kocham Cię za to wszystko; jak potrafisz mnie doprowadzić do frustracji jednym, przelotnym spojrzeniem, jak uśmiechasz się tak cudownie, jak tylko umiesz, pomimo niezbyt ładnej pogody, jak potrafisz pół godziny zakładać buty, podczas gdy wiesz, jak bardzo się spieszę, kocham kiedy lekko marszczysz nos gdy patrzysz na mnie jak na wariata, kocham że po dniu spędzonym z Tobą wciąż czuję zapach Twoich perfum na moim ubraniu. I kocham to, że jesteś jedyną osobą, z którą chcę rozmawiać zanim zasnę. Vivian, uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie? Wyjedziesz za mnie?
< Vivi? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)