Nie wydaję mi się, aby ktokolwiek miał coś przeciwko... Włącznie ze mną,
oczywiście. - Uśmiechnąwszy się jedynie pod nosem, wzrokiem już
zaczęłam poszukiwania czegoś, co nadawałoby się do picia - czułam się
gorzej niż na odwyku, będąc tyle godzin pozbawiona napoju bogów. Szafki,
choć wypełnione były po brzegi, to zawierały wszystko, oprócz
oczywiście tego, co było przeze mnie pożądane. - Napijesz się owocowej? -
Spytałam, podrzucając kolorowym pudełkiem z jednej ręki do drugiej, nie
oczekując właściwie wyczerpującej odpowiedzi ze strony Aleksandra.
Widząc jego aprobatę, jednym susem odnalazłam już podpięty do gniazdka
czajnik - posiadał o dziwo w swym wnętrzu nawet i wodę, wcale nie
zakamienioną, co zdziwiło mnie chyba najbardziej. Właściwie to nie
spodziewałam się, że tak prosta czynność sprawi mi taką radość, jak
gdyby wykonywana przeze mnie była po raz pierwszy. Najwidoczniej
pierwsze towarzystwo na dłużej zdawało się czynić cuda, kiedy to byłam
spragniona wręcz rozmowy z drugą osobą - zwykła gadka - szmatka wydawała
się być lepszą opcją, aniżeli leżenie w pokoju, pod grubym kocem, z
wrzątkiem w ręce obserwując, jak reszta lokatorów prowadzi zwykłe, jak
na ich gust wystarczające, a w dodatku w miarę ciekawe życie. Powoli
zaczynałam żałować wyboru czteroosobowego pokoju z samymi facetami,
którzy niestety nie zwracają jakiejkolwiek uwagi na potrzeby innych.
Zresztą, rozmowa niekiedy wydawała się być w ich towarzystwie
utrapieniem, tak też zajęłam się sobą, a raczej końmi, męcząc je swoim
towarzystwem całymi dniami.
- No, to chyba możemy iść - Znowu unosząc delikatnie kąciki swych ust,
podałam towarzyszowi kubek, samej dzierżąc swój w drugiej dłoni. Pomimo,
iż niezbyt przepadałam za aż tak gorącymi napojami, jakim była herbata w
tamtym momencie, zmuszona byłam upić dość dużego łyka, aby nie wylać
większej zawartości albo na siebie, albo na próg, podczas którego
przechodzenia zachwiałam się nieco. Mogłam przysiądz, że brunet po cichu
zaśmiał się z mojej nieporadności, skutecznie jednak to ukrywając,
kiedy to stanęłam na równym, nieco niższym gruncie, dużo
bezpieczniejszym dla mej postaci, jak zwykle skazanej na chociażby te
drobne porażki.
- Nie będę Cię już dziś katować końmi, no nie? Na Twoim miejscu miałabym
ich na dziś nieco po uszy - uśmiechnąwszy się nieco szerzej, sporawym
łukiem ominęłam skrzydło budynku, w którym to znajdował się Versace, dla
dobra własnego, jak i innych. Gotowa byłam ukatrupić go, pomimo
zapewnień Aleksandra, że wszystko co do obrażeń jest praktycznie w
porządku. Co do jego wysokiej osoby - na moje słowa przygryzł nieco
wewnętrzną stronę policzka, jakby pomimo silnej, duchowej woli pragnął
zataić przede mną jeden fakt, na którego pole niechcący wstąpiłam. Nie
wiedząc, czy należy drążyć temat, czy może wręcz przeciwnie,
rozglądnęłam się nieco po opustoszałym placu, na którego to kamienne
podłoże wstąpiliśmy poprzez wyjście ze stajni. Pod moją blond czupryną
kręciło się bowiem jedno pytanie, w kółko i w kółko, nie dając mi nawet
się nad nim głębiej zastanowić - gdzie właściwie powinnam go zabrać?
Zazwyczaj nowi uczniowie najchętniej oglądali stajnie, zwłaszcza w
momentach takich jak te, kiedy to wszystkie wypełnione były po brzegi.
Zaraz potem odwiedzane są hale i inne place, bowiem praktycznie wszyscy
zainteresowani byli miejscami, na których miało przyjść im trenować.
Tymczasem chciałam uraczyć bruneta czymś.. Innym, znacznie innym,
bardziej wyjątkowym. Z racji narastającego stresu, ścisnęłam mocniej
parzący wręcz kubek, mając nadzieję, że to w jakikolwiek sposób rozwieje
wszelkie moje problemy - nie pomogło, a musiałam wręcz nieco poluzować
uścisk, aby moja niepozorna siła nie sprawiła, że porcelanowy kubek
wyląduje na kamieniach, ostatecznie nawet kogoś kalecząc.
<Dziadek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)