Strony

wtorek, 3 stycznia 2017

Od Jade C.D Aleksandra

Nie wydaję mi się, aby ktokolwiek miał coś przeciwko... Włącznie ze mną, oczywiście. - Uśmiechnąwszy się jedynie pod nosem, wzrokiem już zaczęłam poszukiwania czegoś, co nadawałoby się do picia - czułam się gorzej niż na odwyku, będąc tyle godzin pozbawiona napoju bogów. Szafki, choć wypełnione były po brzegi, to zawierały wszystko, oprócz oczywiście tego, co było przeze mnie pożądane. - Napijesz się owocowej? - Spytałam, podrzucając kolorowym pudełkiem z jednej ręki do drugiej, nie oczekując właściwie wyczerpującej odpowiedzi ze strony Aleksandra. Widząc jego aprobatę, jednym susem odnalazłam już podpięty do gniazdka czajnik - posiadał o dziwo w swym wnętrzu nawet i wodę, wcale nie zakamienioną, co zdziwiło mnie chyba najbardziej. Właściwie to nie spodziewałam się, że tak prosta czynność sprawi mi taką radość, jak gdyby wykonywana przeze mnie była po raz pierwszy. Najwidoczniej pierwsze towarzystwo na dłużej zdawało się czynić cuda, kiedy to byłam spragniona wręcz rozmowy z drugą osobą - zwykła gadka - szmatka wydawała się być lepszą opcją, aniżeli leżenie w pokoju, pod grubym kocem, z wrzątkiem w ręce obserwując, jak reszta lokatorów prowadzi zwykłe, jak na ich gust wystarczające, a w dodatku w miarę ciekawe życie. Powoli zaczynałam żałować wyboru czteroosobowego pokoju z samymi facetami, którzy niestety nie zwracają jakiejkolwiek uwagi na potrzeby innych. Zresztą, rozmowa niekiedy wydawała się być w ich towarzystwie utrapieniem, tak też zajęłam się sobą, a raczej końmi, męcząc je swoim towarzystwem całymi dniami.
- No, to chyba możemy iść - Znowu unosząc delikatnie kąciki swych ust, podałam towarzyszowi kubek, samej dzierżąc swój w drugiej dłoni. Pomimo, iż niezbyt przepadałam za aż tak gorącymi napojami, jakim była herbata w tamtym momencie, zmuszona byłam upić dość dużego łyka, aby nie wylać większej zawartości albo na siebie, albo na próg, podczas którego przechodzenia zachwiałam się nieco. Mogłam przysiądz, że brunet po cichu zaśmiał się z mojej nieporadności, skutecznie jednak to ukrywając, kiedy to stanęłam na równym, nieco niższym gruncie, dużo bezpieczniejszym dla mej postaci, jak zwykle skazanej na chociażby te drobne porażki.
- Nie będę Cię już dziś katować końmi, no nie? Na Twoim miejscu miałabym ich na dziś nieco po uszy - uśmiechnąwszy się nieco szerzej, sporawym łukiem ominęłam skrzydło budynku, w którym to znajdował się Versace, dla dobra własnego, jak i innych. Gotowa byłam ukatrupić go, pomimo zapewnień Aleksandra, że wszystko co do obrażeń jest praktycznie w porządku. Co do jego wysokiej osoby - na moje słowa przygryzł nieco wewnętrzną stronę policzka, jakby pomimo silnej, duchowej woli pragnął zataić przede mną jeden fakt, na którego pole niechcący wstąpiłam. Nie wiedząc, czy należy drążyć temat, czy może wręcz przeciwnie, rozglądnęłam się nieco po opustoszałym placu, na którego to kamienne podłoże wstąpiliśmy poprzez wyjście ze stajni. Pod moją blond czupryną kręciło się bowiem jedno pytanie, w kółko i w kółko, nie dając mi nawet się nad nim głębiej zastanowić - gdzie właściwie powinnam go zabrać? Zazwyczaj nowi uczniowie najchętniej oglądali stajnie, zwłaszcza w momentach takich jak te, kiedy to wszystkie wypełnione były po brzegi. Zaraz potem odwiedzane są hale i inne place, bowiem praktycznie wszyscy zainteresowani byli miejscami, na których miało przyjść im trenować. Tymczasem chciałam uraczyć bruneta czymś.. Innym, znacznie innym, bardziej wyjątkowym. Z racji narastającego stresu, ścisnęłam mocniej parzący wręcz kubek, mając nadzieję, że to w jakikolwiek sposób rozwieje wszelkie moje problemy - nie pomogło, a musiałam wręcz nieco poluzować uścisk, aby moja niepozorna siła nie sprawiła, że porcelanowy kubek wyląduje na kamieniach, ostatecznie nawet kogoś kalecząc.
<Dziadek? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)