Strony

poniedziałek, 6 marca 2017

Od Holiday C.D Luke'a

- Czemu to słońce tak cholernie świeci, Lukee...? - jęknęłam, jakby przeszkadzające mi promienie miały coś wspólnego z blondynem - I do tego tak cholernie daje mi w oczy - mówię lekko nadąsana, ale mój głos miesza się z rozbawieniem - A, więc... Co robimy? - pytam po chwili zastanowienia. Próbuję odgadnąć cokolwiek z jego niewzruszonej twarzy, ale niestety nie udaje mi się to. Moja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę, ponieważ Luke chwilę się zastanawiał.
- Może... - chwilę się zastanowił. Wyrywanie trawy z ziemi udzieliło się także mi, po tym jak niebieskooki mi to pokazał. Ale ja to robiłam w większych ilościach, ponieważ zniecierpliwienie dało mi mocno w kość. Gdyby nie to, że łąka była dość dużych rozmiarów, powiedziałabym, że spokojne wyrwałam jej połowę. Jednak sądząc po jej ilościach, powoli zaczęłam w to powątpiewać - Chodźmy do biblioteki...? - mimo, że chwilę się nad tym zastanawiał, wiedziałam, że było to jedyny, pierwszy - lepszy i pewnie najbardziej trafny pomysł jaki wpadł mu w tej chwili do głowy.
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo. Mimo, że uwielbiełam czytać, teraz nie miałam na to ochoty - Beznadziejna myśl! - sama przez chwilę się zastanowiłam nad odpowiedzią i zanim "genialny" Luke, siedzący obok mnie na trawie, zdążył chociażby otworzyć usta, wpadałam na genialny pomysł - No to idziemy zjeść lody, ciepło dziś i słońce okropnie świeci - jęknęłam zniesmaczona.
Chociaż chłopak sam nie wpadł na lepszy pomysł, widać było, że chciał zaprzeczyć, ale z góry już wiedział, że przegrał tą walkę. Więc po chwili wstał i skierował się w przeciwną stronę, od której przyszliśmy.
- Ej, a co ze mną?! - nawet nie zareagował na wołanie. Idiota. Problemy ze wstaniem z ziemii zdarzały mi się dość często i zazwyczaj potrzebowałam osoby, która by mi w tym pomogła.
Nie ten wiek, Holly. W tym co żyjemy nie istnieją już gentlemeni... Wstałam z westchnieniem i szybkim krokiem skierowałam się w jego stronę. W głowie miałam już wymyślone co mu powiem, ale brakowało mi odwagi, aby zrobić coś takiego.
- To którędy? - spytał, kiedy po jak się zdaje długim czasie, zdołałam podbiec do niego swoimi krótkimi nóżkami. Wywróciłam oczami i nie czekając na Luke'a poszłam w kierunku, jak mi się zdawało pobliskiej wsi.
Po parunastu minutach, co chwilę zmieniając drogę, nie wiedząc gdzie idę, o czy w ogóle kieruje się w dobra stronę, jakimś cudem udało nam się dojść do wyznaczonego miejsca. Podczas drogi, Luke parę razy stracił cierpliwość, ponieważ często skręcałam nie w tą drogę co trzeba, albo zatrzymywałam się, aby moje krótkie nogi mogły chwilę wypocząć. Kiedy tylko doszliśmy do niewielkiej budki z lodami, która w rzeczywistości była raczej samochodem, z ulgą zajęłam miejsce na ławeczce. Luke po chwili się do mnie dosiadł, dziwnie się na mnie patrząc, jakby nie rozumiał, że pokonanie tak długiej trasy dla mnie jest istną męczarnią. Przeszukawszy szybko kieszenie, utwierdziłam się w przekonaniu, że zapomniałam pieniędzy ze swojego pokoju.
- Cholera... Stawiasz, kasy zapomniałam - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Westchnął cicho i skierował spojrzenie swoich bladoniebieskich oczu w moim kierunku.
- Zbankrutuję przez ciebie - udawał urażonego, co niekoniecznie mu wychodziło - Trzy złote to rujnująca kwota - na te słowa roześmiałam się.
- Nawet mogę ci oddać, żebym przypadkiem nie miała potem u ciebie trzy złotowych długów - w tej chwili walczyłam ze śmiechem - Kup mi czekoladowe - rzuciłam w jego kierunku, zamykając oczy. Usłyszałam jeszcze cichy śmiech, a potem tylko oddalące się kroki i słowa zamówienia. W moich myślach rodził się niezwykły obraz zamówionej gałki lodów. Jednak moje marzenia zepsuł głos Luke'a, dochodzący spod budki.
- Nie ma czekoladowych! - zaklęłam cicho pod nosem.
- Cholera, co to za budka gdzie lodów czekoladowych nie ma - jęknęłam bardziej do siebie - To kup takie jakie są! - odkrzyknęłam niezadowolona, otwierając oczy. Siedziałam tak chwilę nadąsana, śledząc wzrokiem Luke'a, który uciął sobie miłą pogawędkę z panem sprzedającym, podczas gdy ja, zniecierpliwiona siedziałam i czekałam na zbawienie. Po chwili, albo raczej nieznośnej wieczności, blondyn jednak postanowił do mnie wrócić i wręczył mi wafelek, a sam zaczął jeść swój. Obejrzałam go nieufnie z każdej strony - Co to? Naciągana przeróbka lodów czekoladowych? - roześmiał się w reakcji.
- To biała czekolada. Jakbyś miała jakieś wątpliwości, to jest to też czekolada, tyle, że biała - wywróciłam tylko oczami, słysząc ten ostatni komentarz.
- Serio? - uniosłam brwi wysoko w górę - Co to za lodziarnia gdzie jest biała czekolada, a brązowej nie ma, co?

Luke? A przez chwilę się zastanawiałam, czy jednak jej nie walnąć pod ten samochód z lodami c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)