- Czemu to słońce tak cholernie świeci, Lukee...? - jęknęłam, jakby
przeszkadzające mi promienie miały coś wspólnego z blondynem - I do tego
tak cholernie daje mi w oczy - mówię lekko nadąsana, ale mój głos
miesza się z rozbawieniem - A, więc... Co robimy? - pytam po chwili
zastanowienia. Próbuję odgadnąć cokolwiek z jego niewzruszonej twarzy,
ale niestety nie udaje mi się to. Moja cierpliwość została wystawiona na
ciężką próbę, ponieważ Luke chwilę się zastanawiał.
- Może... - chwilę się zastanowił. Wyrywanie trawy z ziemi udzieliło
się także mi, po tym jak niebieskooki mi to pokazał. Ale ja to robiłam w
większych ilościach, ponieważ zniecierpliwienie dało mi mocno w kość.
Gdyby nie to, że łąka była dość dużych rozmiarów, powiedziałabym, że
spokojne wyrwałam jej połowę. Jednak sądząc po jej ilościach, powoli
zaczęłam w to powątpiewać - Chodźmy do biblioteki...? - mimo, że chwilę
się nad tym zastanawiał, wiedziałam, że było to jedyny, pierwszy -
lepszy i pewnie najbardziej trafny pomysł jaki wpadł mu w tej chwili do
głowy.
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo. Mimo, że uwielbiełam czytać, teraz nie
miałam na to ochoty - Beznadziejna myśl! - sama przez chwilę się zastanowiłam nad odpowiedzią i zanim "genialny" Luke, siedzący obok mnie
na trawie, zdążył chociażby otworzyć usta, wpadałam na genialny pomysł
- No to idziemy zjeść lody, ciepło dziś i słońce okropnie świeci -
jęknęłam zniesmaczona.
Chociaż chłopak sam nie wpadł na lepszy pomysł, widać było, że chciał
zaprzeczyć, ale z góry już wiedział, że przegrał tą walkę. Więc po
chwili wstał i skierował się w przeciwną stronę, od której przyszliśmy.
- Ej, a co ze mną?! - nawet nie zareagował na wołanie. Idiota. Problemy
ze wstaniem z ziemii zdarzały mi się dość często i zazwyczaj
potrzebowałam osoby, która by mi w tym pomogła.
Nie ten wiek, Holly. W tym co żyjemy nie istnieją już gentlemeni...
Wstałam z westchnieniem i szybkim krokiem skierowałam się w jego stronę.
W głowie miałam już wymyślone co mu powiem, ale brakowało mi odwagi,
aby zrobić coś takiego.
- To którędy? - spytał, kiedy po jak się zdaje długim czasie, zdołałam
podbiec do niego swoimi krótkimi nóżkami. Wywróciłam oczami i nie
czekając na Luke'a poszłam w kierunku, jak mi się zdawało pobliskiej
wsi.
Po parunastu minutach, co chwilę zmieniając drogę, nie wiedząc gdzie
idę, o czy w ogóle kieruje się w dobra stronę, jakimś cudem udało nam
się dojść do wyznaczonego miejsca. Podczas drogi, Luke parę razy stracił
cierpliwość, ponieważ często skręcałam nie w tą drogę co trzeba, albo
zatrzymywałam się, aby moje krótkie nogi mogły chwilę wypocząć. Kiedy
tylko doszliśmy do niewielkiej budki z lodami, która w rzeczywistości
była raczej samochodem, z ulgą zajęłam miejsce na ławeczce. Luke po
chwili się do mnie dosiadł, dziwnie się na mnie patrząc, jakby nie
rozumiał, że pokonanie tak długiej trasy dla mnie jest istną męczarnią.
Przeszukawszy szybko kieszenie, utwierdziłam się w przekonaniu, że
zapomniałam pieniędzy ze swojego pokoju.
- Cholera... Stawiasz, kasy zapomniałam - wyszczerzyłam zęby w
uśmiechu. Westchnął cicho i skierował spojrzenie swoich bladoniebieskich
oczu w moim kierunku.
- Zbankrutuję przez ciebie - udawał urażonego, co niekoniecznie mu
wychodziło - Trzy złote to rujnująca kwota - na te słowa roześmiałam
się.
- Nawet mogę ci oddać, żebym przypadkiem nie miała potem u ciebie trzy
złotowych długów - w tej chwili walczyłam ze śmiechem - Kup mi
czekoladowe - rzuciłam w jego kierunku, zamykając oczy. Usłyszałam
jeszcze cichy śmiech, a potem tylko oddalące się kroki i słowa
zamówienia. W moich myślach rodził się niezwykły obraz zamówionej gałki
lodów. Jednak moje marzenia zepsuł głos Luke'a, dochodzący spod budki.
- Nie ma czekoladowych! - zaklęłam cicho pod nosem.
- Cholera, co to za budka gdzie lodów czekoladowych nie ma - jęknęłam
bardziej do siebie - To kup takie jakie są! - odkrzyknęłam
niezadowolona, otwierając oczy. Siedziałam tak chwilę nadąsana, śledząc
wzrokiem Luke'a, który uciął sobie miłą pogawędkę z panem sprzedającym,
podczas gdy ja, zniecierpliwiona siedziałam i czekałam na zbawienie. Po
chwili, albo raczej nieznośnej wieczności, blondyn jednak postanowił do
mnie wrócić i wręczył mi wafelek, a sam zaczął jeść swój. Obejrzałam go
nieufnie z każdej strony - Co to? Naciągana przeróbka lodów
czekoladowych? - roześmiał się w reakcji.
- To biała czekolada. Jakbyś miała jakieś wątpliwości, to jest to też
czekolada, tyle, że biała - wywróciłam tylko oczami, słysząc ten ostatni
komentarz.
- Serio? - uniosłam brwi wysoko w górę - Co to za lodziarnia gdzie jest biała czekolada, a brązowej nie ma, co?
Luke? A przez chwilę się zastanawiałam, czy jednak jej nie walnąć pod ten samochód z lodami c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)