Weszliśmy do tłocznego pojazdu na czterech kółkach, który
tak się składa był moim najmniej lubianym środkiem lokomocji. Luke rzucił się w
wir walki o zdobycie jakiegokolwiek miejsca siedzącego, ale jak to można było
się spodziewać po paru minutach wrócił z tak zwanymi pustymi rękami. Wszyscy
już usadowili się na własnych miejscach, niektórzy z nich stali z boku, a ja z
przykrością mogłam stwierdzić, że zaliczam się do tego grona. Prawie wszyscy od
razu zajęli się przerwanymi czynnościami, takimi jak nałogowe pisanie smsów,
lub po prostu czytanie książki. Ja w tym czasie oparłam się o dość niewygodną,
brzydko żółtą barierkę i zamknęłam oczy, żeby choć chwilę oderwać się od
rzeczywistości i odpocząć, ale nie trwało to długo, ponieważ po paru minutach
poczułam lekkie szturchnięcie w bok, otworzyłam oczy, chcąc wyprawić długi
monolog na temat tego, że w chwili spokoju się nie przeszkadza, ale w mig
zrozumiałam o co chodzi. Na początku autobusu chodził pan z kontroli. Na
szczęście naprzód poruszał się dość wolno, ponieważ w autobus był przepełniony
po brzegi, dlatego co i rusz zatrzymywał się, aby sprawdzić kogoś bilety.
Po raz kolejny pożałowałam, że nie kupiłam świstka papieru
za dwie monety, Luke niestety także o tym nie pomyślał. Zaczęliśmy kierowac się
powoli by nie wzbudzić żadnych podejrzeń ku końcówki autobusu, przy okazji
potykając się o innych jak i własnych nogi, które pojawiały się jakby z nikąd i
kazały mi się potykać. Co jakiś czas jakaś wyższa osoba patrzyła na mnie z
góry, ale tak dosłownie i czułam się dość nieswojo. Dodatkowo miałam wrażenie,
że zaraz uduszę się z powodu smrodu, zgwaru i zaduchu, który pomimo nie za
ciepłej pogody na dworzu można było odczuć w środku bez problemu. W końcu kiedy
udało mi się przejść na sam koniec, drzwi na moje ogromne szczęście akurat
wtedy postanowiły się otworzyć, a ja z ulgą wyskoczyłam na chodnik, po drodze
jeszcze spojrzałam na Luke'a, któremu z ułatwionym zadaniem szło znacznie
lepiej. Musiałam usiąść na chwilę na pobrudzonej ławce przystankowej, żeby
uspokoić trochę oddech po dzikiej wędrówce. Dopiero kiedy odetchnęłam świeżym
powietrzem, co było dla mnie niewysłowioną ulgą, ponieważ po jeździe cały czas
czułam lekki smród, choć autobus już był dziesiątki metrów od przystanku,
rozejrzałam się wokół. Prawdopodobnie wylądowaliśmy gdzieś w tej samej wiosce,
ale metry od tamtej lodziarni, podczas uciekania przez kontrolą nie zaprzątałam
sobie myśli na jakim przystanku wysiądziemy, co teraz wydawało się być
okropnym, w ogóle nieprzemyślanym błędem, za którego byłam na siebie zła.
- No to cudownie... Może masz jakiś pomysł, choćby malutki
gdzie jesteśmy? - spytałam po chwili, kiedy już obydwoje zdążyliśmy zorientować
się, że wylądowaliśmy w nieznanym nam wcześniej miejscu. Chłopak zaciął się,
jeśli można rzecz jasna tak to ująć, ponieważ przez najbliższe parę sekund
nadal milczał. Widać, że starał się przybrać minę optymistą, a przez chwilę
nawet minę znawcy, jakby chciał mi wygłosić jakąś niezwykle intrygującą mowę na
temat tego jaki to on jest inteligentny, co zrobiłby pewnie z niemałą
przyjemnością, gdyby nie mój stanowczy, karcący wzrok.
- Jesteśmy... eee... - przez chwilę wahał się nad
odpowiedzią. Niestety i ja, jak i on znaliśmy prawdę aż za dobrze. Żadne z nas
nawet nie śmiało sądzić, że wie. W końcu genialny (ach, ten sarkazm...) Luke
postanowił wyciągnąć telefon, ale szybko zorientował się, że nie ma go chwilowo
w posiadaniu, tak samo z resztą jak ja. Więc śmiało, nie wygłaszając tego na
głos, mogliśmy sobie pogratulować.
- Super... To... - teraz to ja nie wiedziałam co powiedzieć
- Tamtędy - wskazałam pierwszy, lepszy kierunek, a widząc niezbyt przekonane
spojrzenie Luke'a, odezwałam się szybko - No co? W końcu i tak gdzieś
dojdziemy.
Tak właśnie zaczęliśmy naszą wędrówkę. Żadne z nas nawet nie
śmiało stwierdzić, gdzie jesteśmy, dlatego też ruszyliśmy w kierunku z którego
przyjechał autobus. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się, żebym mogła chwilę
odpocząć, ale w końcu jak po raz kolejny usiadłam na trawie, Luke po prostu
zarzucił mnie sobie na plecy, jak gdybym była po prostu nic nie ważącym workiem
ziemniaków. Żadne z nas nie miało zegarka, ale gdyby stwierdzić tak na oko,
choć wiadomo, że ten sposób płata nam zawsze figle, było to z 30 minut.
Chociaż Luke jest silnym człowiekiem, nie mógł mnie nieść w
nieskończoność. W końcu kiedy uznał w wiosce, że wcale nie jestem taka lekka,
musiał mnie puścić.
- No. A teraz ty będziesz mnie niosła! - wyszczerzył zęby w
uśmiechu. Ja natomiast przewróciłam oczami, próbując dać do zrozumienia, że ten
żart wcale nie był taki śmieszny, jk mu się wydawało, ale jak zwykle mi się to
nie udało, ponieważ wybuchnęłam dość głośnym śmiechem. Na szczęście ulicą nie
przechodziło za dużo osób. Później jakiś czas jeszcze szliśmy w milczeniu,
jednak później znalazłam sobie ciekawsze zajęcie. Liczyłam dziewczyny, które
oglądały się za Luke'iem jakby zastanawiały się czy warto się z nim umówić,
mnie ntomiast wysyłały krzywe spojrzenia. Próbowałam mieć poważną minę, żeby
nie zdradzać faktu, że mnie to niezwykle irytuje, ale nie udało mi się to
kiedy, hm... ósma dziewczyna z rzędu zrobiła tak samo jak wcześniejsze.
- Zrób zdjęcie, będzie na dłużej - warknęłam do blondynki.
Spodziewałam się jakiejś kąśliwej uwagi z jej strony, ale ona tylko wyciągnęła
swój prawdopoobnie, niezwykle drogi telefon i zrobiła zdjęcie. Tak, zrobiła, to
nie był sen - A może jakaś prywatność? Powinnaś zapytać się o zgodę! -
uśmiechnęłam się tryumfalnie, ale w tej chwili modliłam się tylko, żeby nagle
nie wybuchnąć głośnym, niepanowanym śmiechem, słyszałam tylko jak Luke z tyłu
prycha i nawet nie trzeba było na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, że toczy
podobną walkę.
Blondynka po chwili prychnęła w odpowiedzi.
- Mogę wezwać policję - zagroziłam. Ona nie brała sobie tego
do serca. Już nawet obmyśliłam plan co zrobić. Niestety musiałam swój plan
wcielić w życie. Kiedy odeszła parę kroków, pobiegłam za nią i szybkim ruchem
wyrwałam jej telefon z ręki. Zareagowała głośnym piskiem i chciała mi chyba
nawet pogrozić, ale ja w tym czasie popchnęłam ją lekko, więc dziewczyna skończyła
na ziemii.
- Ty mała, wredna... - niestety nie zdołała dokończyć
zdania, bo kopnęłam ją kostkę, na co ona syknęła. W tym czasie zaczęłam nudny
proces usuwania zdjęć z jej telefonu. Jak się okazało zamiast jednego zrobiła
ich chyba z dziesięć. Jak skończyłam wyłączyłam go i rzuciłam na dziewczynę,
która gdzieś tam pode mną mozolnie wstawała, a po chwili odeszłam dumnym
krokiem, gdzieś tam za mną słyszałam jeszcze przekleństwa rzucone w moją
stronę, ale nie zwracałam na nie najmniejszej uwagi. Za sobą usłyszałam jeszcze
cichy śmiech chłopaka, towarzyszący odgłosie szurania. Kiedy miałam pewność, że
dziewczyna mnie jeszcze słyszy, powiedziałam dość głośno:
- Wiedziałam, że niektóre blondynki są głupie, ale nie aż
tak...
Luke? Przeeeeeepraszam, że tak długo... Nie wiedziałam co
napisać, w końcu i tak nie wyszło takie jak miało + 3 razy od nowa to pisałam
T^T
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)