Propozycja była niezwykle kusząca, spodziewałam się szybkiej reakcji ze strony dziewczyny, która rzucając mi pojedyncze spojrzenia, coraz to mocniej wyznaczała kurs na jej pokój.
-Chyba nie odmówię...- zaśmiałam się, chwytając klucz do swojego pokoju.- Zabiorę tylko butelki coli i suszone mango, bo bez tych atrybutów nie przetrwam...
-Czekam u siebie, pokój numer jeden...przypominam!- uśmiechnęła się zadziornie, ważąc klamkę od swojego pokoju, po czym zniknęła za brązową framugą drzwi.
Cicho westchnęłam, odkładając klucze na swoją szafkę nocną. Z racji tego, iż nam (mi z Adiśką) udało się nakarmić konie, a raczej dać im kolację zdecydowanie wcześniej od innych, a skutkiem tego, był zupełnie pusty pokój. Łóżka moich współlokatorek zajmowały ich pupile, które ponuro chrapały, wywijając się z boku na bok. Moja kotka nie czyniła nic innego. Wyciągnięta na moim łóżku, leżąca na boku, co chwila przekręcała się na plecki, odsłaniając kremowe futerko pod brzuszkiem. Rozczulona tymże widokiem usiadłam obok Balbiny, kładąc rękę na jej brzuszku, na co wydała tuzin soczystych mruknięć, uwieńczonych otworzeniem ślipek.
-Słodziak.- westchnęłam, przemierzając palcami jej sierść.
Z lodówki wyciągnęłam sporą butelkę coli.
-Taste the Feeling, na naaa....tas...tastee...- założę się, że każdy myśląc o coca-coli, przypomina sobie o tej piosence, a przynajmniej na pewno ja.
Szeroka szuflada okazała się składowiskiem porozpoczynanych opakować suszonego mango, ale nie tylko. Z grymasem na twarzy poszukiwałam pełnej paczuszki, więc gdy wreszcie dostrzegłam ów paczkę, z radością wrzasnęłam na całe gardło. Przemknęłam przez korytarz do pokoju Adeline, po czym.... No złapała mnie właścicielka, wściekła właścicielka.
-Dlaczego biegasz!? Mogłaś na mnie wpaść?!- pierwszy raz usłyszałam z jej ust krzyk, więc dość mocno mnie zamurowało.- Myślałam, że jesteś odpowiedzialna, a tu proszę! Jakbyś się wywróciła, to butelka by pękła i jeszcze byś sobie szkło wbiła!
W międzyczasie spaliłam porządnego buraka.
-Mogłabym to puścić ot tak, ale tym razem nie! Mam dość biegających uczniów po korytarzach! Dostajesz karę! Jutrzejszy dzień spędzasz w kuchni!- wrzasnęła Rose, odchodząc.
Myśląc, że kobieta już poszła, zapukałam do drzwi Adeline, która najwyraźniej słyszała krzyk właścicielki, bo śmiała się wniebogłosy.
-Oj Esmuś.- udawała współczujący głos.- Ty to masz...
-ADELINE! Ty to samo! Wraz z Esmeraldą jutro do kuchni!- ryk Elizabeth Rose poniósł się echem po korytarzu.
-Ku**a.- jęknęła szatynka, wściekle rzucając kluczami o podłogę.
***
-Czyli mamy wymyślić menu na dzisiaj?- zapytałam kucharki, upewniając się, że na pewno dobrze usłyszałam.
-Tak, śniadanie jest o 7, czyli za godzinę, do tego czasu ma być wszystko zrobione. O 13.30 obiad, tutaj musicie przygotować coś, co zjedzą wszyscy, mięsożercy, wegetarianie, a także weganie. Kolacja to coś lekkiego, o 18 zawsze podajemy. - wyjaśniła druga kucharka.
-Dobra, to zabieramy się do pracy.- Adeline zapięła fartuch i podwinęła rękawy.
Wspólnie ustaliłyśmy, że na śniadanie zrobimy kilka różnych rzeczy. Na moje ramiona spadło krojenie warzyw na sałatkę, robienie sera ziołowego i krojenie ogórków, więc szybko zabrałam się do pracy. Z lodówki wyciągnęłam główkę sałaty lodowej, pojemniczek z pomidorkami koktajlowymi, natkę pietruszki, czerwoną cebulę i ser feta oraz oliwę. Noże wyjęłam z szuflady pod blatem, po czym na desce z plastiku zaczęłam kroić umyte pomidorki koktajlowe, które następnie przerzuciłam do salaterki. Następnie zajęłam się targaniem sałaty lodowej. Już rozdrobnioną sałatę przerzuciłam na metalową tacę. Czerwoną cebulę pokroiłam na listki, następnie wymieszałam z pomidorkami, a mieszaninę wrzuciłam do sałaty, później to wymieszałam i posypałam wszystko serem feta i natką pietruszki. Adeline w tym czasie zrobiła tosty z serem i pomidorami, które później ułożyła na podobnej metalowej tacy. Zostawiłam towarzyszce robienie sera ziołowego, a sama zajęłam się herbatą i kawą. Ugotowałam cały czajnik wody, po czym zalałam trzy torebki herbaty czarnej w półtora litrowym czajniku (takim do herbaty). Wszystko rozlałam do kubków i podałam przy ladzie. W tym momencie przyjechał dostawca pieczywa, więc z Adeline pobiegłyśmy, by odebrać bułki i chleby. Mając już pieczywo, rozłożyłyśmy je na blacie, a na tacy obok położyłyśmy małe pojemniczki z masłem.
-Dobra, mamy to, to, to, to i to. Gotować już brokuły i kalafiora?- Adeline wyliczała, po czym zapytała.
-Taak...- odparłam, układając bułki na tacy.
-Dzieeeeeeeń dooo....Esma? Adeline? Hejka.- Naomi wparowała do jadalni jako pierwsza.
****
-Co z tym zrobić?- zapytałam krzątającej się kucharki.
- Esma, to jest kurczak. Obmarynuj go w ziołach i usmaż. - odpowiedziała, zdziwiona moim pytaniem.
- O, rzeczywiście...- zaśmiałam się, kładąc go na desce,
Szybko pokroiłam go na małe kawałki, które następnie wrzuciłam do miski, do której następnie wsypałam zioła. Już miałam to wszystko mieszać, gdy...
-Adeline, Esma, jesteście wolne.- Elizabeth Rose stanęła w drzwiach.
Adisia? Bardzo długo czekałaś, wybacz :<
Brawo, dostajesz 25 punktów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)