Strony

piątek, 29 grudnia 2017

Od Leny - event bożonarodzeniowy #4

Państwo Rose wyjeżdżają, wrócą dopiero na wigilię! Okazuje się, że obowiązek zorganizowania uroczystości spada właśnie na Ciebie - ozdoby, jedzenie, stół wigilijny, kolędy, pasterka... Na szczęście, masz przy sobie przyjaciół! Jak to zrobiłaś? Napisz na ten temat opko (minimum 800 słów). Jako, że to zadanie finałowe, spróbuj się postarać!


Odgłos uderzania obcasików o schody roznosił się po całym holu. Skrzypiące drzwi nie ułatwiały cichego wyjścia z akademika. Szybko wyszłam na zewnątrz i powoli zatrzasnęłam za sobą wrota do budynku. Powolutku brnęłam przez śnieg w kierunku stajni. Po kilku minutach marszu moje kozaczki były całe pokryte warstwą białego puchu, którego nie ubywało. Nagle usłyszałam głosy dochodzące z domku kadry. Zatrzymałam się - podczas takiej pogody nie było mowy o szybkiej ucieczce.
- Jesteś pewien? - chciała się upewnić Elizabeth.
- Może nie w stu procentach, ale uważam, że to właściwy wybór - stwierdził James - O, Lena, właśnie mieliśmy do ciebie iść.
'Do mnie? Co ja znowuż przeskrobałam?" pomyślałam, lecz powiedziałam tylko - Coś się stało?
- Widzisz, musimy wyjechać w naglącej sprawie, możemy wrócić dopiero na Wigilię - zaczął pan Rose.
- I chcieliśmy, abyś zajęła się przygotowaniami w Akademii. Wiesz, światełka, inne ozdoby, jakieś jedzenie... - dokończyła myśl męża pani Rose.
- Ja? Przecież jest tyle ode mnie starszych uczniów, z pewnością sobie lepiej poradzą - chciałam wymigać się od trudnego zadania.
- Znamy cię, Leno. Z pewnością sobie poradzisz. A przecież ci 'starsi od ciebie' będą ci pomagać.
- Nie wiem, czy potrafiłabym zapanować nad tą bandą - burknęłam - Postaram się.
- Dobrze. Mamy nadzieję, że nas nie zawiedziesz. My musimy już się pakować, a ty wracaj już do pokoju.
- Oczywiście - odparłam i jakby nigdy nic zaczęłam kierować się w stronę akademika, dziękują w duchu, że państwo Rose nie zaczęli się zastanawiać, co robiłam po 20 na placu.
~~*~~
Z rana zakradłam się cicho do pokoju, który okupywała dobrze znana mi osoba.
- Esma? Jesteś tam?
- Śpię - ziewnęła dziewczyna i nakryła się kołdrą.
- Esma, to ważne - odparłam, ściągając z niej miękką powłokę.
- Co się znowu dzieje? - zapytała trochę zła.
- Dostałam za zadanie przygotować święta w akademii.
- Nie żartuj sobie, daj spać.
- Nie żartuję - odparłam, zabierając znowu kołdrę.
- Przyrzekasz?
- Z ręką na sercu.
- Daj mi chwilę - odparła tamta.
Wyszłam z pokoju i w tak zwanym 'międzyczasie' odwiedziłam inne osoby, które jako tako znałam. Gdy wróciłam pod 'rewir Esmy' miło się zdziwiłam.
- Przyprowadziła posiłki - rzekła dumna z siebie dziewczyna, wskazując ręką na mały tłumek za nią.
- Dzięki.
Wszyscy złączyli się w jedną grupkę. Standardowo nie obeszło się bez szumu rozmów.
- Czy moglibyście być ciszej? Dziękuję. Mamy za zadanie przygotować święta w akademii. Plan mam taki - niech ci, którzy chcą iść do sklepu po ozdoby i składniki do dań, pójdą na lewo, ci co będą dekorować akademię, niech staną przede mną, a ci, co będą siedzieć w kuchni, niech pójdą na prawo.
Najwięcej osób zostało tam, gdzie stało, czyli przede mną.
- Dobrze. Więc ci od zakupów mogą już iść do miasta - lewa strona rozeszła się do pokoi i zaraz potem wszyscy zbiegli na dół - Ci od jedzenia biegiem do kuchni - wszyscy ruszyli w ślad poprzedników - Dobrze. Wie ktoś, gdzie są ozdoby z poprzednich lat?
- Ja chyba wiem! - podniosła się jedna ręka.
- Prowadź.
Wszyscy ruszyliśmy do składziku, a gdy ogołociliśmy sterty pudeł z ozdóbkami, popędziliśmy do stajni głównej, by ozdobić ją światełkami i jemiołą. Akurat w momencie, gdy stajnia była gotowa na tip-top, zaczęli wracać inni z rzeczami ze sklepów. Natychmiast zanieśli wszystkie produkty do kuchni, gdzie 'kucharze' zajmowali się wypiekami i daniami, a ci obładowani kolejnymi ozdobami przynieśli je do nas. Wszystkich, którzy już skończyli rozdawać rzeczy, zagoniłam do dekorowania budynków. W pewnym momencie przyszła do mnie jedna z dziewczyn działających w kuchni.
- Skończyła się mąka i mleko - powiedziała trochę niezadowolona z tego faktu.
- Nic nie szkodzi i tak kończymy na dziś - stwierdziłam - poinformuj resztę twojej grupy.
Gdy Lucy (bo to była ona) odeszła, zarządziłam chwilowy fajrant. Natychmiast wszyscy się rozeszli do swoich pokoi. Ja zostałam jeszcze chwilę i dokończyłam dekorować choinkę w holu akademika.
~~*~~
- Szybciej, nie ma czasu. Już jutro wigilia, a my nie gotowi! - zachęcałam wszystkich do pracy.
Większość budynków była już gotowa, uwijaliśmy się jak mrówki. Kulebiaki, serniczki, makowce, barszcz, i wszystkie te dania, które podaje się podczas wigilii, piętrzyły się w spiżarni, a coraz to nowe porcje lądowały tam, by poczekać do wigilijnej kolacji. Gdy domek kadry był już wyszykowany, a stało się to przy pomocy niektórych instruktorów (w końcu nie tylko państwo Rose pracowali w akademii) wzięliśmy się za plac i obejścia. Światełka, jemioła, migające figurki - tworzyło to cudowną atmosferę, która utrzymywała się tylko w święta. Kiedy osoby zajmujące się jedzeniem uznały, że zrobiły już dość, przybiegły nam pomagać.
- Ludzie! - krzyknęłam do tłumu, który tłoczył się przy choinkach rosnących na zewnątrz. Gdy wszyscy zwrócili na mnie uwagę, kontynuowałam - Już skończyliśmy! Możemy spokojnie odpocząć i poczekać na powrót państwa Rose i oficjalne rozpoczęcie się świąt!
- Nie, jeszcze nie koniec! - krzyknęła Rhaea i stając na palcach, wsadziła na szczyt ostatniej choinki granatową gwiazdę.
- Super. Teraz już wszystko skończone - odparłam z uśmiechem.
Rhaea się zarumieniła, niektórzy się śmieli, inni skakali z radości. Było cudownie, jak w bajce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)