- Koń wygląda na głodnego - powiedział pan Gilbert. Tak właśnie miał na imię. Pan Gilbert dał mi marchewkę i kostkę cukru. Podeszłam do konia, a on do mnie. Dałam mu na początek marchewkę. Sifil to jego imię. Dałam mu jedną z trzech kostek cukru. Polizał mój policzek. Po ujeżdżeniu czekała na mnie pani Sue, nauczycielka naturalu. Nauczyła mnie prostych rzeczy. Potem czas na panią Modgomery Smith. Uczyła gry w polo i wyścigów. Nauczyłam się o wyścigach i o przyspieszaniu w nagłych wypadkach. Potem czas na panią, która zgubiła chyba kopertę z imieniem. Na własnej skórze dowiedziałam się, że woltyżerka jest trudna. I tak mijały nauki. Po wszystkich zaplanowanych na dziś poszłam do jakiejś dziewczyny, by spytać się o drogę do mojego pokoju. Nic jednak nie wiedziała o moim pokoju, lecz o wszystkich gdzie się znajdują, wiedziała. Zaprowadziła mnie do jednego pustego, w którym ktoś czekał. Tu będę mieszkać, bo tak powiedział ten ktoś. A ta dziewczyna nazywała się Esmeralda.
<Esmeralda? Tak, wiem Esma, że to ty.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)