Strony

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Riley C.D Bellamy'ego

- Naprawdę, to o tym tak bardzo bałeś się mi powiedzieć? - zapytałam, szerzej otwierając oczy - To żaden powód do wstydu. Nie ty jedyny, borykasz się z tym problemem... - zapewniłam ze spokojem w głosie, opierając dłoń na ramieniu Bellamy'ego.
Spojrzałam na chłopaka ze współczuciem.
- Tak... Ale, wiesz. To, co wtedy robiłem. To nie było normalne...
- Nie mów głupstw. Wiem, co to znaczy... - po tych słowach uniosłam rekę ku górze i chwyciwszy za rękaw, odkryłam skórę pokrytą licznymi bliznami.
Teraz to Bellamy wyglądał na zaskoczonego. Chyba zwariowałam.
- Ta, wiem... - przygryzłam wargę, na moment odwracając wzrok - Wiedziała o tym tylko babcia. Jeden ze skutków ubocznych pobytu w moim byłym liceum. Nie pytaj, dlaczego to robiłam, długo by opowiadać.
- Spoko, nie musimy o tym gadać... - chłopak skinął głową i zmienił temat - Jak noga?
- Lepiej, znacznie lepiej... - odpowiedziałam mu promiennym uśmiechem.
- Dobra, ja się będę powoli zbierać... - kolega zerknął na zegar wiszący na ścianie.
Było już po dziewiętnastej. Czas zleciał nawet nie wiadomo kiedy.
- Odprowadzę cię do drzwi... - zaproponowałam.
Po chwili oboje znaleźliśmy się przy wyjściu.
- Bellamy... - spojrzałam na ciemnowłosego, gdy wychodził z pokoju.
- Tak?
- Dzięki. Wiesz za co. - przytuliłam chłopaka, który początkowo trochę zesztywniał.
Najwyraźniej się tego po mnie nie spodziewał. Ba! Sama bym się tego po sobie nie spodziewała!
- To pa... - pomachałam mu, kiedy oddalał się korytarzem do swojego pokoju.
***
Obudził mnie głośny sygnał budzika.
- Już ósma?... - stęknęłam z niezadowoleniem.
Powoli wstając z łóżka, założyłam szlafrok, po czym ospałym krokiem, powędrowałam do łazienki. Stanęłam przy umywalce i parokrotnie przepłukałam twarz zimną wodą, żeby nieco się rozbudzić, a następnie weszłam do kabiny prysznicowej. Po tym całym niefortunnym upadku, chodziłam, jakby mi ktoś wsadził kij, nie powiem gdzie. Zanim się w pełni ogarnęłam, minęło dobre kilkanaście minut, aczkolwiek senna byłam nadal.
- Ryl... - w pomieszczeniu rozległ się skrzekliwy głosik.
Ciemne, okrągłe oczka obserwowały wykonywane przeze mnie czynności z zainteresowaniem. Jak co dzień rano, kruk siedział w swoim ulubionym, cieplutkim miejscu - niewielkiej szczelinie między parapetem a kaloryferem, gdzie stale grzał sobie kuper.
- Cześć, Nili. - przywitałam się z pupilem, idąc w stronę kuchni - Co dzisiaj zjemy na śniadanie?
- Kurcz! - odezwał się radośnie ptak, gdy podeszłam do lodówki.
- Nie, kurczaka jedliśmy wczoraj... - zachichotałam, odkładając na blat cztery jajka i masło.
Wyjęłam z szuflady nożyk, którym następnie zaczęłam kroić cebulę.
- Uj... Nilay, lepiej teraz się do mnie nie zbliżaj... - zacisnęłam powieki - Chyba że też chcesz się poryczeć.
Niespodziewanie usłyszałam pukanie do drzwi. Kruk wydarł się ostrzegawczo niczym alarm.
- Ćśśś, nie wrzeszcz... - uciszyłam zwierzaka stanowczym tonem, podchodząc do drzwi.
Raz jeszcze przetarłam oczy, ale niewiele mi to dało. Ku memu zaskoczeniu, otwarłszy drzwi zobaczyłam...
- Bellamy?! - sama nie wiem dlaczego, ale na jego widok podniosłam głos.
- Tak, nie przeszkadzam? Ri... Riley, coś się stało? Czy ty płaczesz?... - zapytał chłopak, widząc łzy ściekające po moich policzkach.
- Nie, tylko oczy mi się pocą... - odparłam, szczerząc jadaczkę w wysilonym uśmiechu - Wejdziesz?
- Jeśli nie masz teraz czasu, to może... - Bellamy wyglądał, jakby miał zamiar się wycofać.
- Czekaj, wejdź! - powstrzymałam pospiesznie kolegę, nieświadomie chwyciwszy go za ramię, po czym wciągnęłam siłą do środka.
- Zgaduję, że nie spodziewałaś się żadnych gości?... - kolega rozejrzał się po pomieszczeniu.
Fakt, w pokoju nie było zbyt czysto, ale cóż ja na to poradzę? Do późnej nocy siedziałam nad matmą i gdy tylko skończyłam naukę, padłam zmęczona na łóżko i taki stan rzeczy pozostał do rana. Całe szczęście, że mam dziś lekcje dopiero o dziesiątej.
- A no nie. Zwłaszcza o tej porze... - zgarnęłam z kołdry ubrania, które wcześniej wywaliłam z szafy i szybko schowałam je do pierwszej lepszej szuflady.
- Nie sprzątaj. Powinienem cię uprzedzić, że mam zamiar przyjść... - stwierdził chłopak z lekkim zakłopotaniem, ale zignorowałam jego uwagę.
Porządek musi być. Głupio mi przyjmować kogoś w takim bałaganie.
- Masz ochotę na jajecznicę? - zapytałam, znów podchodząc do blatu.
- No nie wiem...
- Zgódź się. I tak robię więcej, jak zwykle... - posłałam Bellamy'emu pogodny uśmiech.
- No dobra. A mogę jakoś pomóc?
- W sumie to nieeee... - zamyśliłam się przez moment, spoglądając na tackę - Chociaż w sumie...
Na mej twarzy przez ułamek sekundy zawitał chytry uśmieszek.
- Tak?... - kolega zerknął na mnie podejrzliwie.
- Skoro chcesz. - wzruszyłam ramionami - Możesz pokroić cebulę. Ja się z tym nie zdążyłam uporać, więc może tobie pójdzie to trochę szybciej.
- Okey... - Bellamy spełnił moją prośbę, bez chwili wahania.
Tymczasem ja zajęłam się resztą. Rozpuściłam na rozgrzanej patelni łyżkę masła, potem dodałam cebulę i na koniec jajka. Usmażywszy jajecznicę, rozdzieliłam danie na trzy porcje (jedną, bardzo malutką dla Nilaya, który przez cały czas towarzyszył nam w kuchni).
Bellamy?^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)