Czym prędzej pobiegłam do siodlarni, by zabrać potrzebny ekwipunek, po czym udałam się do boksu nr 10, gdzie osiodłałam swojego ulubieńca.
- Cześć, kochany... - poklepałam po szyi uradowanego mym widokiem wałacha, otwierając drewniane drzwiczki - Wybierzemy się dziś na małą przejażdżkę. Cieszysz się?
Koń chyba nie zrozumiał, co mam na myśli, bo w obecnej chwili, był zbyt pochłonięty sprawdzaniem zawartości moich kieszeni.
- Wybacz, przysmaki dostaniesz później... - zachichotałam, wkładając wędzidło do pyszczka zwierzaka.
***
- Już jestem! - zawołałam, wychodząc ze stajni - Przepraszam że musiałaś tyle czekać, ale Dancing Star jakiś strasznie dziś ożywiony. Cwaniak nie dawał mi założyć uzdy... - pogłaskałam po chrapie łaciatego ogiera, stojącego obok.
- Nic nie szkodzi. Miałam przynajmniej czas na obmyślenie drogi. - dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie, wskazując palcem na czerwoną linię zaznaczoną na mapie - Możemy pojechać tędy?
Przyjrzałam się lepiej narysowanej trasie.
- Tak, myślę, że to najlepsza droga. A gdzie byś chciała jechać? Znam całkiem sporo fajnych miejsc... - nie dokończyłam zdania.
Na twarzy koleżanki malował się lekki, tajemniczy uśmieszek. Zapewne, już miała jasno określony plan.
- To co, ruszamy? - zapytała odrobinę zniecierpliwiona Lucy.
Wsiadłyśmy na konie i pogalopowałyśmy wąską ścieżką w stronę pobliskiej łąki.
***
Na tle mlecznobiałego puchu rozciągały się pasma oszronionych drzew, a zza chmur nieśmiało przedzierały się cienkie promienie słońca. Zarówno Pompeja, jak i Dancing Star, raz na jakiś czas przystawały, toteż pozwoliłyśmy koniom trochę zwolnić.
- A więc? Dokąd tak naprawdę się wybieramy? - zagadnęłam, posyłając Lucy bystre spojrzenie.
Lucy?^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)