Strony

sobota, 3 marca 2018

Od Bellamy'ego C.D Riley

Moja dziewczyna, pełna energii, próbowała zachęcić mnie do walki. Miałem spore wątpliwości, czy w ogóle zacząć sparingować z Riley, kiedy moje przemyślenia przerwała koleżanka z klubu - Lexy, która postanowiła dotrzymać nam towarzystwa.
- Hej, Bell - wtargnęła na ring, zupełnie ignorując obecność Riley. - Jak tam dziś się ćwiczy?
- Całkiem - uśmiechnąłem się, ale blondynka odebrała to zupełnie bez przekonania.
- Chyba ciężko z takim materiałem - skwitowała, zerkając z politowaniem na moją dziewczynę.
Zagotowało się we mnie. Lexy, którą zawsze uważałem za w miarę w porządku laskę, zachowała się jak totalna prostaczka.
- Może się przekonamy? - Riley odgarnęła włosy, rzucając klubowiczce wyzwanie. Nie wyglądała na niezadowoloną, a na jej uroczą buźkę wkradł się zadziorny uśmieszek.
- Skarbie... - Lexy ujęła w dłoń końcówkę ciemnych włosów mojej dziewczyny. - Nie mamy o czym! Spójrz na siebie.
To powiedziawszy, złośliwie pociągnęła kosmyk Riley. Brunetka syknęła z bólu, a blond włosa ruszyła w stronę sali treningowej. Zerwałem się z miejsca, pozostawiając moją Riley bez słowa.
- Lexy! - szarpnąłem bokserkę za ramię, obracając ją w moją stronę. Nie umiałem dobrać słów, którymi potrafiłbym określić jej szczeniackie zachowanie. - Co to miało znaczyć?
- Blake, kotku - dziewczyna delikatnie oplotła ręce wokół mojej szyi. Dynamicznie wyrwałem się z jej objęć, odpychając ją lekko od siebie. Byłem wk***iony. Porządnie wk***iony.
- Darujmy sobie - burknąłem, ścinając ją wzrokiem.
Blondynka chyba nie zrozumiała przekazu. Rzuciła się na mnie i mocno wpiła wysmarowane pomadką usta w moje, dodatkowo mocno mnie przytrzymując.
- Bellamy? - do pomieszczenia wpadła zdezorientowana Riley, spoglądając to na mnie, to na Lexy, która stała z założonymi ramionami, wymownie się uśmiechając.
- To nie tak, kochanie - ruszyłem w stronę dziewczyny, chcąc wszystko jej wytłumaczyć, ale ta odepchnęła mnie.
- To właśnie robimy, kiedy nie potrafisz dostarczyć swojemu chłopaczkowi wystarczająco dużo atrakcji - rzuciła Lexy na odchodne - I dużo więcej, skarbie. Prawda, Bell?
Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Moja miłość, pierwsza znajoma w akademii i cały mój świat, właśnie stała ze łzami w oczach wpatrując się we mnie, jakby oczekując odpowiedzi.
- Riley, skarbie... - podszedłem, obejmując dziewczynę w talii i gładząc po czekoladowych włosach. - To kompletne nieporozumienie, a ona zachowała się jak...
- Jak szmata, wiem - syknęła brunetka, odpychając mnie od siebie - Widocznie jesteś dla niej kimś więcej, niż tylko "klientem".
Dziewczyna parsknęła złośliwym śmiechem, ruszając w stronę szatni.
- Riley! - mocno ująłem ramię ciemnowłosej, obracając ją w swoją stronę.
- Zostaw mnie, Bellamy - spojrzała na mnie z wściekłością, wyrywając się z objęcia. - Wróć do niej. Do akademii dojadę autobusem.
- Co ty pi******sz, dziewczyno? - straciłem panowanie nad sobą, a Riley widocznie zabolały moje słowa.
- Bellamy Blake - brunetka spojrzała na mnie wymownie, zarzucając na ramię czarną, sportową torbę. - To koniec.
(Riley?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)