Strony

piątek, 21 grudnia 2018

Od Gai C.D Leny

- Ta są chyba jakieś jaja. - sapnęła Lena, spoglądając na mnie.
Jeszcze kilka sekund temu jasnowłosa wyglądała, jakby zaraz miała mnie zdzielić. Na szczęście zauważając, że jestem jej nowo poznaną znajomą, otworzyła trochę szerzej usta oraz oczy. Moja twarz przybrała podobnego wyrazu. W końcu co ile zdarzają się tego typu sytuację?
- Być może. - uśmiechnęłam się. - Nie wiedziałam, że też tu się uczysz.
Lena pokręciła rozbawiona głową.
- Jak łatwo się domyślić, ja również. Ale ciężko się dziwić, niedawno tutaj wróciłam.
Uniosłam lekko brwi. Niedawno wróciła? Czyżby kiedyś mieszkała w tej akademii? Z zaciekawieniem w oczach zadałam jej to pytanie, na co ona opowiedziała mi, że tak. Że niegdyś uczyła się w owym miejscu, jednak musiała wyjechać. Pogrążyłyśmy się w krótkiej, jednakże dość przyjemnej rozmowie na ten temat, nadal stojąc na środku korytarza. Zagadana kompletnie nie usłyszałam głośno wypowiedzianego ”przepraszam”, które powiedział któryś z uczniów. Koniec końców zdenerwowany człowiek przeszedł z prędkością światła koło mnie, w wyniku czego upadłam na podłogę. Macke od razu ruszyła mi na ratunek, podając rękę. Przyjęłam pomoc i podziękowałam za nią.
- Chyba musimy się troszkę przesunąć. Niezbyt chce znowu upadać na twardą podłogę. - oznajmiłam koleżance.
Moja rozmówczyni uśmiechnęła się lekko. Odsunęła się bardziej w stronę ściany, podążyłam jej śladem. Zerknęłam jednak na zegar wiszący na ścianie. Już dawno powinnam być u Kleopatry, obiecałam jej, że pojedziemy w teren.
- Widzę, że byłaś już w stajni. - powiedziałam do Leny. - Ale może chciałabyś pojechać ze mną w teren? Złożyłam obietnice jednemu wierzchowcowi, nie będzie zbyt ciekawie, jeśli jej nie dotrzymam.
Osiemnastolatka zaśmiała się.
- Rzeczywiście. Ale okej, jeśli to nie będzie tradycyjny trening, to jasne. Merci nie powinna być aż tak zmęczona, możemy jechać.
Już po chwili szłyśmy kamienną ścieżką w stronę stajni, rozmawiając o naszych zainteresowaniach i pogłębiłam temat o klaczy Leny. Nie powiem, wielu rzeczy się o niej dowiedziałam. Miło rozmawiało mi się z niebieskooką, w ostatnim czasie do akademii doszło wielu uczniów. Jednego z nich już poznałam, fajnie było zapoznać się z inną uczennicą. Może nawet się zaprzyjaźnimy?
Będąc blisko stajni, umówiłyśmy się, że za dwadzieścia minut spotkamy się przed wejściem do miejsca zamieszkania koni uczniów. Pobiegłyśmy więc obie do siodlarni po sprzęt, a dopiero potem rozdzieliłyśmy się. Ja pobiegłam do Kleośki, a Lena do Merci. Gdy znalazłam się w stajni gdzie stała Siwa, podeszłam do boksu numer siedem. Położyłam sprzęt na przeznaczonym do tego wysięgniku, po czym zdjęłam kantar i uwiąz młodej.
- Cześć, Kleo. - przywitałam się z koniem, który przyglądał się mi z zaciekawieniem i jednocześnie kopał w ściany boksu. - Jedziemy w ten twój teren. Tylko mamy dwadzieścia minut, więc nie sprawiaj mi problemów. I proszę się, nie kop tego boksu, on też ma uczucia!
Weszłam do mieszkanka Siwej i założyłam jej kantar, po czym wyprowadziłam ją i zaczęłam przygotowanie jej do jazdy. Po dokładnym sprawdzeniu okazała się być naprawdę czysta, więc przejechałam po niej zgrzebłem, szczotką miękką i wyczyściłam kopyta kopystką. Następnie rozczesałam grzywę i ogon. Wzięłam się do siodłania. Na grzbiet Kleopatry nałożyłam granatowy czaprak, czarną podkładkę oraz siodło. Pozapinałam wszystkie paski oraz popręg. Złapałam za ogłowie i okiełznałam klacz. Oczywiście nie odbyło się bez żadnych problemów! Przy zapinaniu popręgu Siwa próbowała mnie ugryźć, po czym nie chciała dać się okiełznać. Sprytnie przekonałam ją do wędzidła. Otuliłam się mocniej specjalną na jazdy kurtką. Złapałam Kleośkę za wodze, po czym podprowadziłam ją do swojej szafki stojącej po drugiej stronie stajni. Z pomocą Cooper wstawiłam ją tam po tym, jak uznałam, że codzienne noszenie ciężkiej torby nie jest dla mnie zbyt korzystne.
Wyjęłam z niej nowo zakupione, jasno-brązowe oficerki, kask oraz rękawiczki. Traperki zamieniłam na buty do jazdy, na mojej głowie znalazł się niezapięty toczek, a na dłoniach rękawiczki. Zamknęłam kawałek metalu, starając się, by nie zrobić zbyt dużego hałasu.
- No widzisz, Kleopatro? - zwróciłam się do brązowookiego wierzchowca, patrząc na zegarek. - Będziemy idealnie.
Ruszyłam z koniem w stronę stajni koni prywatnych. Nie powiem, na zewnątrz panowała prawdziwa cisza. Może dlatego Kleopatra nie rozglądała się na prawo i na lewo, tylko dzielnie szła u mojego boku? Doprowadziłam siedmiolatkę do stajni akurat wtedy, gdy wychodziła z niej Lena wraz z Merci. Podeszłam do niej. Niebieskooka wydawała się dość zaskoczona, widząc mnie wraz z klaczką.

Lena? c:

682 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)